Połowa lat 80. Szary listopadowy wieczór. W Charzykowach spotykają się żeglarze. To doświadczone wilki morskie. Mają co wspominać i opowiadać. Dwóch z nich - Aleksander Machel i Marian Gryniewicz - wpadają na pomysł. Załóżmy klub! O angielskich obyczajach. Będą mogli należeć do niego tylko mężczyźni i to w odpowiednim wieku - minimum 40 lat.
- To były bardzo fajne czasy - wspomina wydarzenia sprzed ponad 20 lat Aleksander Machel, kapitan Klubu Repów Żeglarskich. Ze śmiechem dodaje: - Papierosy były na kartki. Na spotkania każdy przynosił do jedzenia to, co przygotowała mu żona. Alkohol przywozili marynarze.
Kandydaci na członków klubu muszą zostać zaproponowani przez któregoś z Repów. Podczas dwóch pierwszych spotkań, w których uczestniczą, siadają z boku. Z tego powodu nazywani są podściennymi. Gdy w końcu zostaną przyjęci do żeglarskiej braci, otrzymują między innymi krawat, proporczyk i czapkę. Zamiast legitymacji klubowych dostają metalowe szekle z wybitym numerem członkowskim.
Świst trapowy dla groga
Repy spotykają się wiosną i jesienią w pensjonacie "Bessertówka" w Charzykowach. Choć ich wieczorne zebrania odbywają na lądzie, to w ich trakcie obowiązują zasady jak na statku. Dowodzi kapitan klubu. Na ścianach wiszą stare, wyblakłe mapy oraz łańcuchy szekli. Żeglarze, ubrani w granatowe marynarki i klubowe krawaty, podpisują listę obecności w dzienniku pokładowym.
Wśród kilkunastu Repów przy drewnianym stole siedzą lokalni samorządowcy. Zostali zaproszeni, bo tegoroczne, wiosenne spotkanie jest wyjątkowe. Odbywa się z okazji 25-lecia klubu.
Repy wspominają dwunastu klubowiczów, którzy odeszli na wieczną wachtę. - A pamiętacie Dobka? - pada pytanie. Dobek to przezwisko, które nosił Dobiesław Jarysz.
Kapitan przypomina słynną już historię: - Z okazji swoich 70. urodzin Dobek postanowił skoczyć na bungee. Nie cieszył się wtedy najlepszym zdrowiem. Podrobił więc zaświadczenie lekarskie i pozwolono mu skoczyć.
Zgromadzeni kiwają głowami z uśmiechem.
- Gadka szmatka, ale grog ma swoje prawa - przypomina sobie kapitan i znika w sąsiednim pomieszczeniu. Po drodze dodaje jeszcze: - Kto się podejmie świstu trapowego?
Jarosław Połoczański zgłasza się na ochotnika. Stoi wyprostowany, gdy Marek Lorens wnosi do sali srebrny kociołek.
W niebieskich płomieniach
Kapitan zdejmuje ze ściany kartę z przepisem na grog. Podobno receptura pochodzi z 1790 roku i została znaleziona we wraku statku "Aquila 5". Jeden z Repów przywiózł przepis z Gdańska.
Aleksander Machel zaczyna odczytywać: "By przyrządzić trunek morski, napój bogów i żeglarzy, świeżej wody cztery kwarty trza na ogniu wolnym warzyć...".
Nakazuje: "ceylonskiej weź herbaty..." oraz "pieprzu trzy ziarnka starte aż do białości między brzuchami, gdy parka odprawia swe frywolności". W garnku lądują również szekla i bursztyn. "Potem wlej w to miarkę rumu miarkę mocnej okowity...". Marek Lorens przechyla nad kociołkiem dwie butelki trunków.
"Wnet płonące weź łuczywo uśmiechając się wesoło przytknij do kotła żywo, by widzieli wszyscy w koło jak szlachetny jest to trunek". Z garnka buchają niebieskie płomienie.
Żółty płyn z pływającymi w nim kawałkami skórki cytrynowej przelewany jest do srebrnego naczynia w kształcie nocnika. Piją z niego po kolei kapitan, Repy i goście.
- Nektar! - słychać pochwały. - Warto było czekać tyle miesięcy!
Potem grog nalewany jest do szklanek. Każdy Rep ma swoją z rysunkiem szekli i numerem członkowskim. Szklanki trzymane są w zapieczętowanej szafie.
Oficjalna część spotkania - podczas której obecni są goście - kończy się wraz z odśpiewaniem hymnu. "Bo to są Repy, to są Repy, okazy zdrowia to, humoru są i krzepy". Dwóch żeglarzy akompaniuje na gitarze, reszta śpiewa chórem. " Wiele w życiu już widzieli i przeszli też wiele. Ale złamać się nie dali, przecież to twardziele".