Pan Stefan z Bydgoszczy (nazwisko znane redakcji) ma niepełnosprawną nogę. Szczęśliwie ma też samochód dostosowany do jego schorzenia, ze specjalnym ręcznym hamulcem. Może sprawnie poruszać się po mieście, a dzięki bezterminowej karcie parkingowej bezpłatnie zostawiać auto.
Problem w tym, że 1 lipca tego roku zmieniły się zasady wydawania kart parkingowych i bydgoszczanin musi ją wymienić do 30 listopada (termin zostanie prawdopodobnie wydłużony do połowy 2015 r.). Wzrosły też wymagania co do osób starających się o wydanie karty.
- Dobrze się stało, że wzrosły wymagania, bo kartami posługiwały się często osoby tylko formalnie niepełnosprawne, a faktycznie zdrowe jak ryba - uważa pan Stefan. - Nie mogę jednak zgodzić się z tym, czego żąda ode mnie Powiatowy Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Bydgoszczy. Biegam po urzędzie i lekarzach, a końca tego nie widać. W ten sposób wykończą każdego petenta. A nie są to przecież zdrowi ludzie.
Pan Stefan zgłosił się najpierw po wniosek i dowiedział się, że musi pójść do lekarza pierwszego kontaktu.
- Po co, skoro nie do niego, a do specjalistów, głównie ortopedów, chodziłem z moją nogą. Tak też, zupełnie niepotrzebnie, tworzą się kolejki u lekarzy. W związku z tym, że lekarz napisał to, co miał w kartotece, czyli niewiele, skierowano mnie do lekarza-orzecznika. Ten nie miał już wątpliwości, że karta mi się należy.
Tyle że po tej wizycie kierowcę skierowano do... psychologa. I znów pyta po co, skoro o nogę tu chodzi, a nie o stan umysłu? Potem musiał jeszcze wpłacić 21 zł na konto urzędu i dostarczyć zdjęcie. Z kompletem dokumentów już po raz czwarty stanął pod urzędniczym okienkiem, gdzie poinformowano go, że za miesiąc może odebrać kartę. Osobiście, bo pocztą nie przyślą.
- To nie tak - stwierdza Barbara Fryckowska, przewodnicząca Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Bydgoszczy. - Osoba niepełnosprawna sama decyduje, do jakich lekarzy powinna się zwrócić, aby udowodnić swoje schorzenia. To jest w jej interesie.
Przewodnicząca precyzuje, że ustawodawca tak skonstruował przepisy, by niepełnosprawny przynajmniej raz pojawił się w urzędzie osobiście w celu złożenia podpisu pod protokołem. Karty wydawane są bowiem osobom zdolnym do samodzielnego poruszania się.