Po co zorganizowano spotkanie? Bo na jednej z sesji Rady Miejskiej znowu padł zarzut, że miasto dofinansowuje miejską spółkę, co chwilę przekazując pieniądze na program nauki pływania. A radny Andrzej Dolny na dodatek ocenił, że jest on mało realny do wykonania.
By więc radnych wyedukować w basenowej materii, prezes Mariusz Paluch zaprosił ich do siebie. Przedstawił liczby i skomentował je - wyszło na to, że zasłużył na pochwały, a nie na ciągłe połajanki. Z jego sprawozdania wynikało, że Centrum Park ma niezłe wyniki na tle innych pływalni w Polsce, które na ogół mają dotację na program nauki pływania w wysokości o wiele przewyższającej to, co jest w Chojnicach, gdzie Rada Miejska daje 600 tys. zł na ten cel.
- A mimo to mam jedną z najniższych strat w Polsce, tylko ok. 3 proc. - triumfował Paluch. - I podkreślam, ja żadnej dotacji na działalność nie dostaję. Muszę sobie na funkcjonowanie basenu zarobić.
Liczy się misja
A tymczasem siedmioletnia pływalnia kosztuje i wymaga zastrzyku na inwestycje. Sam prąd, ogrzewanie i woda to koszt miesięcznie 100 tys. zł. Przydałyby się chipy zamiast pasków na rękę dla kąpiących się, nowe szafki, nie mówiąc już o poważniejszych nakładach związanych z basenową technologią i utrzymaniem budynku.
Paluch podkreślał przy tym, że w jego działalności liczy się nie tyle zysk, co misja - atuty dla zdrowia, rekreacji, walki ze skrzywieniami kręgosłupa, zachowaniem prawidłowej masy ciała.
Rabat dla miejscowych?
- Odwiedzających indywidualnie jest coraz mniej - tłumaczy Paluch. - Co będzie, jak swój basen będzie miał Człuchów, potem Kościerzyna? Musimy cały czas kombinować, więc myślimy o obniżeniu kosztów? Może własna turbina gazowa, może coś innego?
Przy okazji prezes dobrze życzy chojniczanom - chciałby, żeby dla nich bilety na basen były z 50-procentowym upustem.
