Wszystko przez to, że w styczniu zostały zaskoczone decyzją, że w tym roku w inny sposób będzie im naliczana dotacja - od kosztów miały być odjęte opłata stała i wyżywienie.
- Naszym zdaniem takie podejście nie jest właściwe - mówi Mirosława Przybylak, dyrektorka przedszkola "Jarzębinka". - Naczytałyśmy się trochę, poszperałyśmy w przepisach i jesteśmy przekonane, że to nie jest w porządku.
Panie mają też opinie z ministerstwa edukacji, z której wynika, że trzeba przy naliczaniu dotacji wziąć pod uwagę wszystkie wydatki bieżące ponoszone w przedszkolu publicznym w przeliczeniu na jedno dziecko i na tej podstawie wyliczyć 75 proc.
A teraz wychodzi o 70 zł mniej na każde dziecko. Miasto zaoszczędzi półtora miliona w skali roku, a przedszkola niepubliczne będą się gimnastykować, żeby związać koniec z końcem.
Małgorzata Sząszor, dyrektorka "Bajki" ubolewa: - Przecież właściwie musiałyśmy się zgodzić na prywatyzację przedszkoli - mówi. - Musiałyśmy te placówki kupić, zaciągając kredyty na kilkadziesiąt lat. A budynki były w nieciekawym stanie, teraz każdy grosz wydajemy na remonty. I na dodatek dostajemy obuchem w łeb.
Mirosława Przybylak dziwi się, że do prawa podchodzi się w urzędzie relatywnie - raz obowiązuje jedna wykładnia, kiedy indziej inna. - Nie można chyba prawa naginać do swojego widzimisię - mówi.
Dyrektorki na razie zupełnie retorycznie pytają, czy teraz mają zwiększyć opłatę za przebywanie dziecka w przedszkolu. Obecnie wynosi ona od 175 do 195 zł, w tym są też zajęcia dodatkowe.
- Z jednej strony miasto chwali się przedszkolami niepublicznymi, europejskimi wskaźnikami uczęszczania do nich dzieci i udaną prywatyzacją, z drugiej komplikuje nam życie - wzdycha Elżbieta Stanke z "Wesołych Przedszkolaków".
- Trzeba pamiętać, że to nie jest Warszawa czy Gdańsk - dodaje Mirosława Wardacka, właścicielka "Promyczka". - U nas czesne nie może wynosić 400 zł, bo rodzice przestaną posyłać swoje dzieci.
Dyrektorki napisały do RIO, prosząc o wykładnię. Ale sprawa nie do końca jest w gestii tej instytucji i w marcu mają się nad nią pochylić radni.
Burmistrz Arseniusz Finster komentuje, że przepisy zinterpretowała pani skarbnik. - Jeżeli nasza interpretacja jest błędem, to prywatne podmioty muszą mi to udowodnić - mówi. - Jest problem interpretacyjny, ale możemy go rozwikłać. Nie mam stuprocentowej pewności, że postąpiliśmy słusznie.
W przedszkolach niepublicznych są zapowiedziane kontrole wydatków. Pod kątem wydatkowania pieniędzy z dotacji na spłatę kredytów, czego robić nie wolno.