40-letni chojniczanin w czwartek rano dojechał do domu. Gdy zaparkował citroena berlingo, wyszło na jaw, że miał nietypowego pasażera. 58-letni nieboszczyk znajdował się na siedzeniu pasażera obok fotela kierowcy. Miał nawet zapięte pasy bezpieczeństwa. Wezwano pogotowie, ale było za późno na pomoc.
Ze wstępnych oględzin zwłok wynika, że 58-latek nie żył od co najmniej kilku godzin. A prokurator rejonowy Mirosław Orłowski nie ma wątpliwości, że mężczyzna zmarł już w Niemczech. Wszystko wskazuje na to, że do zgonu doszło w trakcie podróży.
Po pierwsze, śledczy ustalą, co było przyczyną śmierci. Po drugie, sprawdzą, dlaczego kierowca nie wezwał karetki w Niemczech, za co grożą mu poważne konsekwencje prawne za nieudzielenie pomocy. Po trzecie, dlaczego mężczyzna prowadził auto pod wpływem alkoholu. Wyjaśnią też wątek przewiezienia zwłok przez granicę, co jest już tylko wykroczeniem.
Jak informuje Renata Konopelska-Klepacka, rzeczniczka chojnickiej policji, policję o zdarzeniu poinformowało pogotowie. Gdy funkcjonariusze przyjechali, 40-latek stał obok samochodu. - Zatrzymaliśmy mężczyznę, podejrzewając go o kierowanie w stanie nietrzeźwości - mówi rzeczniczka. - Po badaniu okazało się, że miał 2,80 promila.
W piątek będzie sekcja zwłok mężczyzny. 40-latek został już przesłuchany.
Wiadomo, że mężczyźni byli w Niemczech w pracy. Wyjechali do niej razem 8 maja.
- Mogę jedynie zdradzić, że wykluczono już ewentualny udział osób trzecich w zgonie 58-latka. - mówi Orłowski. - To był zgon naturalny. Trzeba tylko ustalić teraz przyczynę śmierci.
Więcej w papierowym, piątkowym wydaniu "Gazety Pomorskiej"...
Czytaj e-wydanie »