Punkt z Bydgoszczy ma w nazwie "AAA".
- Dzięki temu jesteśmy najwyżej w ogłoszeniach, więc najwięcej ludzi do nas dzwoni - cieszy się pani przez telefon. Fakt, dopiero za czwartym razem mogę się dodzwonić, bo wcześniej linia była zajęta.
Chcę pożyczyć tysiąc złotych na tydzień. - A proszę bardzo - zachęca pani. - Po siedmiu dniach będzie musiała pani oddać łącznie 1170 złotych. A jeśli pożyczę wspomniane tysiąc złotych na jeden dzień? - To też 1170 - odpowiada moja rozmówczyni. - My nie jesteśmy instytucją charytatywną, tylko finansową.
Kolejny telefon do innej instytucji finansowej. Tym razem w Toruniu. Pytam o możliwość pożyczenia tysiąca złotych, a pani pyta mnie o wiek i o stan cywilny. Potem o staż pracy w mojej firmie. Dalej - o etat. I jeszcze o zarobki. Na końcu dodaje: - Tysiąca pani nie dostanie, bo u nas klienci, biorąc pierwszą pożyczkę, dostają maksymalnie 300 złotych.
- To dlaczego pani wypytywała o szczegółowe moje dane?
- Bo ja mam formularz i muszę odhaczyć odpowiedzi - wyjaśnia beznamiętnie. - Z tego jestem rozliczana.
Trzeci telefon, do firmy mającej przedstawicielstwo m.in. we Włocławku. Znowu chcę tysiąc. Byłabym nową klientką (czytaj: nieznaną), a nieznani mogą pożyczyć maksymalnie 500 złotych za pierwszym razem. Pan ma jednak propozycję: - Niech pani przyjdzie z kimś z rodziny - radzi. - Pani pożyczymy 500 i pani krewnej czy krewnemu też. Będzie tysiak.
Razem z krewnym (albo krewną) musiałabym po miesiącu oddać łącznie 1224 złote. - Nie mamy swojej siedziby, działamy w terenie - tłumaczy mi pan. - Nasz przedstawiciel przyjeżdżałby co tydzień, przez cztery tygodnie, po odbiór 306 złotych. Jeśli jednak spóźniłabym się chociaż z jedną ratą, za każdy dzień zwłoki firma dolicza 12 złotych. - To taka mobilizacja dla klienta, żeby mimo wszystko nie spóźniał się ze spłatą rat - przekonuje pan.
Z najnowszego raportu Biura Informacji Kredytowej wynika, że Polacy zaciągają najwięcej chwilówek. Wśród klientów para-banków przeważają osoby, którym "zwykłe" banki odmówiły "normalnych" kredytów i pożyczek. Dwóch na trzech pożyczkobiorców przeznacza chwilówki na bieżące wydatki, co szósty - na rachunki, a co 12. - na spłatę innego zadłużenia.
Eksperci ostrzegają: biorąc szybką gotówkę, można założyć sobie pętlę finansową na szyję. Bo łatwo je dostać, a trudno spłacić. - Firmy pożyczkowe kuszą przede wszystkim szybkością obsługi - podkreśla Michał Kisiel, analityk serwisu Bankier.pl. - Pieniądze można otrzymać nawet w kilkanaście minut.
Szybki pieniądz ma jednak swoją cenę. Za pożyczone 600 zł po dwóch tygodniach zapłacimy nawet 120-150 zł prowizji. Niektórzy pożyczkodawcy oferują darmowe pierwsze pożyczki. Warto zwrócić uwagę, czy za przedłużenie okresu spłaty będziemy musieli dodatkowo zapłacić.
Analityk dodaje: - Szybkie pożyczki-chwilówki mogą okazać się finansową pułapką, jeśli nie potrafimy zaplanować swojego budżetu. A to przecież na podreperowanie domowego budżetu zazwyczaj takie pożyczki są zaciągane.
