Tak, zupełnie legalnie, zarobi kilkaset, a nawet... 23 tysiące procent - taki rekord padł bowiem w polskich chwilówkach.
- Wziąłem chwilówkę i najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co ja musiałem przechodzić - wspomina pan Kazimierz z Bydgoszczy. - Pożyczyłem dwa, a oddałem pięć tysięcy złotych. Odsetki rosły tak szybko, że to cud, iż w ogóle oddałem swój dług. O mało nie przepłaciłem tego zawałem serca.
Pan Kazimierz dzwoni do nas regularnie. Najczęściej, gdy dłużej nie podejmujemy tego tematu.
Wszyscy ostrzegają: "Nie bierzcie chwilówek!
Pożyczyć łatwo, ale spłacić to już rzadko kto potrafi!" Niestety, bierze wielu, skoro takie firmy udzielają rocznie pożyczek na 3-4 mld zł. Pojawiła się jednak nowa propozycja limitowania rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO) i ustalenie jej granicy na poziomie dziesięciokrotności stopy lombardowej NBP. Czy zada kres bandyckiemu oprocentowaniu? - Zawsze można rzeczywisty koszt przenieść na inną umowę, pozornie niezwiązaną z pożyczką. Firmy na pewno uruchomią pokłady kreatywności - krytykuje tę propozycję dr Michał Kisiel, ekspert z portalu Bankier.pl.
Nieraz nie muszą się wysilać. - Klienci są w stanie zapłacić każdą cenę, żeby tylko dostać pieniądze - zdradza nam anonimowo szeregowy pracownik jednej z bydgoskich firm pożyczkowych. - Zastawią wszystko, co mają i nawet nie pytają, ile więcej zapłacą. Jakby niewiedza była gwarancją spokoju.
I tu pada przykład: - Kowalski wyciąga w swoim zakładzie 1500 zł miesięcznie. Doskonale wie, ile zarabia, jakie ma wydatki i na ile go stać. Wyda wszystko w jednym tygodniu, bo kupi też kilka niezaplanowanych rzeczy, a potem idzie po kredyt. W następnym miesiącu sytuacja powtarza się, ale wtedy to już dochodzą dodatkowe wydatki związane z spłatą pierwszej pożyczki. Bierze więc następną. Koszty są dla niego nieistotne.
I są też, niestety, nierealne. - Firmy pożyczkowe omijają prawo albo, powiedzmy szczerze, lichwę - uważa nasz ekspert. - Oficjalnie pożyczą na 17 procent (czterokrotność stopy lombardowej NBP), ale dorzucą do tego prowizję, obowiązkowe ubezpieczenie, opłaty za przelanie pieniędzy, przywiezienie ich do domu klienta, wizyty pracowników w domu w celu pobrania rat czy za przechowanie zastawionych przedmiotów. Całkowity koszt kredytu może więc wynieść kilkaset procent.
Nie ma pożyczek bez BIK
Przemysławowi Kukowi z NBP udało się znaleźć nawet reklamę firmy, u której, jak wyliczył ze zdumieniem, rzeczywista stopa procentowa wynosiła aż 23 tys. proc.! Udzielać pożyczek może każdy: bank, przedsiębiorstwo, osoba fizyczna. Reguluje to Kodeks Cywilny. Żeby tak zarabiać, nie trzeba posiadać licencji. Nie ma zatem prawa, które komuś tego zabrania.
Małgorzata Cieloch, rzeczniczka UOKiK, ostrzega przed reklamami: - Firmy oferują pożyczki bez BIK, co sugeruje ich bezwarunkowe udzielenie. Nieprawda, bo ustawa o kredycie konsumenckim nakłada na każdą z nich obowiązek weryfikowania wiarygodności finansowej klientów.
To ważne szczególnie dla tych, którzy płacą firmom słone opłaty przygotowawcze (nawet kilka tys. zł). Wiadomo zaś, że, gdy mają problemy finansowe, mogą nie dostać pożyczki, a tej opłaty na pewno nikt im nie zwróci. Czysty biznes!
