Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Chwyciła mnie za rękę i zaczęła się dziwnie zbliżać... Czujność uratowała mi życie

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
Fot. Adam Willma
Rozmowa z posłem Zbigniewem Girzyńskim (PiS) o Madonnie, pomorskiej mentalności, Rydzykowie i bezludnej wyspie z Józefem Oleksym

Kup Gazetę Pomorską przez SMS

Kup Gazetę Pomorską przez SMS

Kup Gazetę Pomorską przez SMS - kliknij

- Co to za nowy image? Okulary a la Palikot? I to pan, ambasador IV RP?!
- Też zauważyłem to podobieństwo. Ale gwoli ścisłości moje były pierwsze, mam je dokładnie od 7 maja. A co najważniejsze ja mam chore oczy, a Palikot nosi zerówki dla efektu.

- A więc to poseł Palikot w ramach pokuty upodobnił się do pana...
- Jest jeszcze jedna różnica, która od razu zauważyła pani Monika Olejnik - moje są od Gucciego, a Palikota od Versace.

- Trudno się z panem umówić, ciągle pan w podróży.
- Ale w biurze na dyżurach staram się bywać regularnie. Rzeczywiście sporo jeżdżę. W ciągu roku (nie licząc wakacji) miałem 95 wykładów w 12 województwach, w 60 miejscowościach.

- Ja się martwię o pana politykę prorodzinną.
- Tak źle nie jest, jeśli zliczyć ile razy ojcowie przyprowadzają dzieci do szkoły, to chyba byłbym w czołówce.

- Jeśli spojrzeć w pana marszrutę, to odwiedza pan głownie swoje rodzinne Mazowsze.
- To dlatego, że staram się ograniczać dalsze wyjazdy. Gdy wyjeżdżam na Mazowsze, mogę zawieźć dziecko do szkoły i wrócić tak, aby je ze szkoły odebrać.

- Ale gdy pan te równiny i wierzby ogląda, to pewnie ciepło się robi na sercu.
- Oczywiście, że się robi. Ja się mojego Mazowsza nigdy nie wypierałem, zawsze podkreślam, że jestem chłopak z okolic Bieżunia, ale Toruń pokochałem od pierwszego wejrzenia i szybko się tu zaaklimatyzowałem już od czasów studenckich.

- Nie bliżej było do Warszawy?
- Bliżej było właśnie do Torunia. UMK wybrałem głównie dlatego, że tu na egzaminie wstępnym była tylko historia, podczas gdy gdzie indziej trzeba było zdawać jeszcze egzamin z języka. Historii byłem pewny, a języka trochę się bałem, bo miałem problemy z pisownią. Zaczęło się pechowo, bo tata przywiózł mnie żeby złożyć dokumenty i zatrzasnął kluczyki w samochodzie. Musiał więc wracać taksówką po drugi komplet aż pod Bieżuń.

- Specjalnie wybrał pan sobie na biuro lokal z oknami na dawny Instytut Historii?
- W instytucie wiele ważnych chwil przeżyłem. O tym miejscu, w którym teraz mam biuro, zawsze marzyłem także ze względu na bliskość Instytutu Historii. Kiedy jeszcze nie byłem parlamentarzystą powiedziałem sobie, że jeśli kiedyś dostane się do Sejmu, to właśnie w tej kamienicy będę miał swoje biuro.

- Ludzie, którzy przyjeżdżają z centralnej Polski na Pomorze zwykle narzekają na pomorską mentalność. Odczuł pan to?
Jest coś takiego, ale ja parę razy w życiu zmieniałem miejsce zamieszkania. Szkołę podstawową kończyłem w małej miejscowości w powiecie żuromińskim, a do szkoły średniej pojechałem do Płocka, gdzie ludzie mają trochę inną mentalność. A na dodatek szkołę prowadzili księża, gdzie w ogóle wszystko było inne, bo było to życie skoszarowane.
Przyjazd do Torunia był kolejnym "przesadzeniem drzewa". Ale tę specyfikę torunian poznałem trochę później, bo na początku trafiłem do społeczności akademickiej, którą jest mieszanka ludzi z różnych stron Polski.

- Co pana drażniło?
- Może trochę zawiść...

- Na Mazowszu jej nie było?!
- W każdym razie nie było na wsi. Jak ktoś z małej wioski się wybije, tak jak mi się udało, to ludzie się cieszą, bo to rzadka sprawa. Ale można sobie z tym radzić.

- To może dlatego tak dobrze się panu dogaduje z ojcem Rydzykiem, bo on też nie z Pomorza?
- Ja mam, wbrew temu co ludzie myślą, małe kontakty z ojcem dyrektorem. Rozmawiam z nim może ze dwa razy w roku, chociaż bardzo go szanuję i cieszę się z jego sukcesów.

- Tak się składało, że zawsze, kiedy miałem okazję z panem rozmawiać, przerywał nam telefon z Radia Maryja.
- Chyba jednak częściej przerywa mi telefon z TVN.

- Jeździ pan po Polsce i słyszy - poseł z Rydzykowa przyjechał...
- Tak już jakoś wszyscy kojarzą Toruń z Radiem Maryja, więc często proszą mnie, żebym przekazał pozdrowienia dla ojca dyrektora. Chyba niekoniecznie zdają sobie sprawę, że to jednak 200-tysięczne miasto, w którym prawdopodobieństwo spotkania o. Rydzyka na Szerokiej nie jest duże. Czasem żartobliwie odpowiadam, że z taką prośbą lepiej udać się do posła Wenderlicha, bo jego znajomość z ojcem dyrektorem jest dłuższa i bardziej intensywna. Jednak zdecydowanie częściej ludzie proszą o przekazanie czegoś Jarosławowi Kaczyńskiemu, z którym kontakt mam częstszy, ale też nie codzienny.

- A propos. Gdyby miał pan wylądować na bezludnej wyspie z innym politykiem, to zapewne byłby to Jarosław Kaczyński.
- Niekoniecznie.

- Niech pan uważa, to się ukaże drukiem.
- Ale ja mam duży szacunek do pana premiera Kaczyńskiego. Tyle, że na bezludnej wyspie wolałbym się znaleźć z kimś innym. Pierwszą z takich osób jest Maks Kraczkowski, poseł PiS..

- ...ale z trzeciego szeregu. Miałby pan komu wydawać polecenia przy budowie szałasu.
- Wcale nie dlatego. Kraczkowski to najbardziej inteligentny i oczytany człowiek z jakim się w życiu zetknąłem. Z nim na pewno bym się nie nudził.

- A ten drugi?
- Józef Oleksy.

- Teraz pan przesadził.
- Wcale nie. Oleksy to niezwykle ciekawa osobowość i bardzo doświadczony polityk. A na dodatek ma w wielu kwestiach zupełnie inne poglądy niż ja, więc byłoby o czym rozmawiać.

- Niech pan nie zapomni dyktafonu.
- Myślę, że w całej tej aferze związanej z nagraną rozmową z Oleksym najbardziej jego koledzy nie mogą mu wybaczyć pewnych prywatnych szczegółów, głównie dotyczącego ich żon. Dla mnie w całej tej sprawie osobą nieelegancką pozostaje raczej pan Gudzowaty. Na coś takiego nigdy bym sobie nie pozwolił.

- A może pan ma w pamięci Józefa Oleksego, który jako jedyny polityk lewicy klęczy w jasnogórskim klasztorze?
- Minęliśmy się ostatnio na kilku pogrzebach i nie zauważyłem, żeby czynnie uczestniczył we Mszy. Św. w przeciwieństwie do Ryszarda Kalisza. Kiedyś zresztą to właśnie Kalisz utorował mi drogę do Benedykta XVI.

- ???
Dosłownie utorował. Po Mszy Św. odprawianej przez papieża w Warszawie, Benedykt XVI skierował się w stronę pierwszego sektora. Automatycznie wszyscy zaczęli biec w jego kierunku. Pan Kalisz w potężnym płaszczu przeciwdeszczowym biegł przede mną "wyrąbując" korytarz między ludźmi. Biegłem tuż za nim i dzięki temu znalazłem się dwa metry od papieża (śmiech).
Dla mnie kwestia religijności jest drugoplanowa, przede wszystkim liczą się kompetencje. Żona czasem ma wątpliwości co do mojej wiary - czy wierzę w Pana Boga, czy w Polskę. Bo rzeczywiście nawet jeśli kupuję jakieś dewocjonalia to takie, które nawiązują jednocześnie do symboliki patriotycznej.

- Mógłby pan stanowić wzorzec typowego polskiego katolika.
- Coś w tym jest.

- Ale w kaplicy sejmowej bywa pan regularnie?
- Nie całkiem. Byłem chyba ze trzy razy, tyle samo, co na słynnym sejmowym basenie. Nie mieszkam w Domu Poselskim wiec zaplecze tego budynku raczej także nie często odwiedzam. W Sejmie życie toczy się na sali obrad i w salach, w których zbierają się komisje. Ale między tymi posiedzeniami jest czas, który trzeba jakoś wypełnić.

- Pan sobie wypełnia wizytując studia telewizyjne.
- To też, ale w Sejmie najbardziej lubię przebywać w bibliotece, bo tam można posiedzieć w spokoju. Dzięki temu udało mi się skończyć moją ostatnią książkę o historii Grobu Nieznanego Żołnierza i zebrać materiały do kolejnych prac. Życie w Sejmie wcale nie jest tak barwne jak się ludziom wydaje. Jedni tuż po obradach idą do swoich mieszkań w mieście, inni zamykają się w swoich pokojach hotelowych i tam...

- I tam wiemy co tam robią. Cała Polska widziała w ukrytej kamerze posła Lipińskiego w akcji.
- Hmm, o mały włos to ja byłbym bohaterem tego filmiku....

- ???
- Miałem być obiektem pewnej prowokacji, ale na szczęście zachowałem czujność.

- ???
- To było tej samej nocy, w której miała miejsce rozmowa pana Lipińskiego z panią Beger, na temat pozostania "Samoobrony" w koalicji. Była chyba 23.00, chodziliśmy z Adamem Lipińskim po pustawych korytarzach i rozmawialiśmy. Lipiński mówił, że idzie do Renaty Beger, żeby ją namawiać, ale sprawa jest trudna, bo ona ma dziwne żądania. W międzyczasie spotkaliśmy stojącą na korytarzu młodą posłankę Samoobrony, która do nas kiwała. Pan Adam się pożegnał, a ja pozostałem z tą dziewczyną, z którą nigdy wcześniej nie rozmawiałem. Posłanka zachowywała się dziwnie - chwyciła mnie za rękę i zaczęła się dziwnie zbliżać, jakby się chciała przytulić. Byłem tym bardzo zaskoczony. Zrobiłem szybkie dwa kroki w tył i w tym samym momencie z bocznego korytarzyka wyskoczył fotoreporter jednego z brukowców i zrobił nam zdjęcie. To była typowa "ustawka" do fotoreportażu o próbach łamania posłów Samoobrony przez PiS.

- Czujny z pana facet.
- Dzięki Bogu. Parę razy mi to życie polityczne uratowało.

- A propos życia politycznego - dlaczego ludzie aż tak nie lubią polityków?
- To uproszczenie - powiedzieć "polityków" to tak jakby powiedzieć "Polaków"?

- Nieprawda. Słowo "politycy" ludzie wymawiają wykrzywiając z pogardą usta, z "Polakami" nie mają tego problemu.
Liczba posłów, senatorów, ministrów, prezydentów dużych miast to około tysiąc osób. Jest to grupa, która odzwierciedla społeczeństwo z wszystkimi jego wadami. Politycy to Polska w miniaturze - są tu ludzie skrajnie religijni i skrajnie zwalczający Kościół, są efekciarze i niewidoczne mróweczki. Spójrzmy prawdzie w oczy - jesteśmy społeczeństwem dość skonfliktowanym i skłóconym. Dlaczego reprezentacja polityczna takiego społeczeństwa miałaby być inna? W tym sensie we wszystkich klubach jest podobnie.
Według mnie, ważniejszy jest inny podział - na tych polityków, którzy dojeżdżają do Warszawy i na tych, którzy osiedlają się w Warszawie. Ci ostatni zaliczają jedynie poniedziałkowe wizyty w okręgu wyborczym, żeby ich jakiś złośliwy dziennikarz nie przyłapał na nieobecnościach. To jest niebezpieczny stan świadomości, bo w pewnym momencie człowiek krąży już tylko samochodem pomiędzy Sejmem a ministerstwami. Takie wyobcowanie ze społeczeństwa to dla polityka oznacza koniec.
- Ale niekoniecznie oznacza przegrane wybory. Wielu posłów wozi się tak od lat.
- Oczywiście, w ten sposób można zupełnie wygodnie funkcjonować. Problem w tym - czy to ma sens.

- Ale pan się nie dał skusić?
- Nie, chociaż wielu życzliwych ludzi mnie do tego namawiało: kup mieszkanie w Warszawie, żonie bez problemu znajdziesz pracę, w szkołach dla dzieci można przebierać, a będziesz blisko studiów telewizyjnych. Warszawski adres znacznie zwiększa liczbę zaproszeń do telewizji, bo telewizja chce mieć gości na miejscu, w studiu. To jest jeden z głównych powodów, dla których politycy przenoszą się do Warszawy. Rzecz nawet nie w próżności, ale w prostym rachunku - jeśli zorganizujesz 10 spotkań z wyborcami, zobaczy cię może tysiąc osób. Tymczasem nawet najmniejsza, dostępna tylko w kablówce telewizja w rodzaju Superstacji daje oglądalność na poziomie 70-80 tysięcy. Nawet jeśli podzielić to na okręgi wyborcze - i tak zobaczy cię więcej ludzi.

- Gdy polityk zadomowi się w mediach, czuje wiatr w żaglach?
- Na pewno daje mu to większą pewność siebie.

- Ale żeby trafić do dziennikarskich notatników potrzebna jest wyrazistość. Pracował pan nad tą wyrazistością?
- Ja zawsze miałem prawicowe poglądy i w mojej ocenie mówię o nich łagodnie. Wiem, że dziennikarze potrzebują prawicowego oszołoma z ciemnogrodu, dlatego prawicowiec i to jeszcze z Torunia jest dobrym kąskiem dla mediów. Nie zawsze jednak ten patent się sprawdza. Pamiętam jak kiedyś zadzwoniła do mnie pani z ogólnopolskiej gazety oznajmiając mi, że Madonna chce zrobić koncert 15 sierpnia. Wzruszyłem ramionami i powiedziałem, że się nie wybieram, chociaż bardzo lubię "Don't cry for me Argentina". "Ale to jest dzień maryjnego święta, a ona się nazywa Madonna!". No i co z tego? Dla mnie to przede wszystkim święto zwycięstwa w wojnie z bolszewikami. Proszono mnie w tej sprawie do popularnego programu telewizyjnego, ale gdy się okazało, że nie będę kruszył kopii o Madonnę, zaproszenie odwołano.

- Stracił pan pół godziny w czasie najlepszej oglądalności.
- Dziś podchodzę do tego bez emocji. Telewizji w domu nie oglądamy prawie w ogóle, a jeśli oglądamy, to głownie programy historyczne.

- Prezes Kaczyński kontroluje wasze medialne występy?
- Kiedyś, zanim jeszcze byłem posłem, miałem kłopoty z jedną z wypowiedzią dla lokalnej prasy. Zauważyłem, że brakuje w polityce świeżej krwi, a Sejm przypomina gmach z partyjnego betonu obłożony postsolidarnościowym styropianem. Wypowiedź była może trochę niefortunna, ale najgorsze, że poseł Mężydło (wówczas był posłem PiS i bał się, że wyrasta mu konkurent) doniósł o tym premierowi Kaczyńskiemu, który polecił Adamowi Lipińskiemu przeprowadzić ze mną rozmowę dyscyplinującą. Lipiński tę notatkę podpisaną "JK" podarł i wyrzucił do kosza. Pamiętam, że ówczesny asystent Adama Lipińskiego, który mi to relacjonował, był w szoku, że ktoś może porwać kartkę z takim podpisem (śmiech). Swoją drogą prezes do dziś wypomina mi tamto sformułowanie.

- W biurze ma pan same portrety Piłsudskiego.
- Niektórzy uważają mnie za endeka, ale to błąd - jestem typowym piłsudczykiem. W 1926 roku stanąłbym po przeciwnej stronie niż wielu moich kolegów.

- Ale wtedy nie było telewizji. Nie przebiłby się pan.
- Jeśli miałbym w życiu zrobić dużą karierę polityczną, to raczej wówczas, niż dziś. Wtedy przemawiało się bezpośrednio do ludzi, a ja mam łatwość mówienia. Bo my wykładowcy czy adwokaci mamy praktykę w mówieniu. Kolegom, którzy pracują jako np. lekarze przychodzi to trudniej.

- A gdzie portret Jarosława Kaczyńskiego?
- Przy całym szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego, do marszałka Piłsudskiego jeszcze mu trochę brakuje.

- Mam to napisać?
- Taka jest prawda. Marszałek Piłsudski trafia się raz na sto lat. Mam nadzieję, że dożyje czasów, gdy taka postać się pojawi.

- To może, póki co, marszałek Komorowski?
- Broń Boże!

Udostępnij

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska