Gertruda i Henryk Kortas

Pan Henryk: - Mieszkamy blisko starej szkoły, w sercu Ciemników. Żyło się tu spokojnie... do czasu tej trąby powietrznej. Przeżyliśmy chwile grozy, bo widzieliśmy jak szarpie wielkim drzewem przed naszym domem. Baliśmy się, że przewróci je na dach. Na szczęście, jakoś przetrwało. Ale potem był strach, że obali je nawet słaby wiatr. Dobrze, że szybko przyjechali tu z gminy i wycięli to drzewo.
Pani Gertruda: - Mogliby jeszcze naprawić naszą drogę. Niby coś na niej wysypali, ale i tak kurz, i dziury są w niej takie, że szkoda gadać. Kierowca gimbusa miałby w tej sprawie coś do powiedzenia. Poza tym, nie mamy specjalnych zmartwień. Żyjemy z dnia na dzień. Trochę w domu, trochę w ogrodzie, trochę w Kole Gospodyń Wiejskich. Działa w świetlicy, która powstała w budynku po szkole. Sama już nie gotuję dużo, ale znam mnóstwo przepisów, które przekazuję młodszym gospodyniom.
Janusz Gwizdała

- Mam poważne kłopoty. Moją sprawą zajął się nawet rzecznik praw obywatelskich. Chodzi o mój konflikt z leśniczym, dotyczący zapory. Przez wiele lat zatrzymywała wodę w rowie melioracyjnym, który przebiega przez moje łąki. Nagle została zlikwidowana, przez co trawa zaczęła mi schnąć. Załatwiłem sobie u wójta zgodę na piętrzenie wody niską, prostą tamą z desek, ale przeszkodził mi w tym leśniczy. Uniosłem się wobec niego, gdy zobaczyłem, jak - bez pytania - niszczy moją zaporę. Zaporę, na którą miałem pozwolenie. Sprawa skończyła się w sądzie. Przegrałem ją, bo odmówiono mi adwokata z urzędu, chociaż prawo do tego gwarantuje mi Konstytucja RP. Dostałem trzy lata ograniczenia wolności w zawieszeniu na dwa lata; jak przestępca. Mam żal do wójta i innych urzędników, którzy początkowo byli po mojej stronie, a gdy sprawa trafiła na wokandę, odwrócili się ode mnie, mimo że nie miałem adwokata do pomocy. Na dodatek, tak naprawdę mało kto zainteresował się tym, co mnie spotkało. Nie było tu wizji lokalnej, nikt nie pofatygował się na miejsce. Ta sprawa spędza mi sen z powiek, nie daje spokoju.
Do sprawy wrócimy
Barbara Gwizdała i Jan Gzela

Barbara Gwizdała, żona Janusza Gwizdały: - Mężowi wytykają błędy, do sądu go ciągną, robią z niego przestępcę, a sami ile mają na sumieniu? Umocnienia rowu przy przepuście, które przyjechali tu wymurować, są tak kruche, że rozpadają się w dłoniach. Zrobili je z zaprawy, która w większości składa się z piachu, a nie z cementu. Dla wody to żadna przeszkoda. Zaraz zniszczy to, co jeszcze zostało i znowu trzeba będzie inwestować w rów. Tak wyrzucają pieniądze w błoto!
Jan Gzela: - Mnie każą płacić sto złotych rocznie za utrzymanie rowu melioracyjnego na mojej łące, ale nic przy nim nie robią i to od lat! Jest kompletnie suchy. Porosły go olszyny, które mierzą już kilkadziesiąt metrów. Za to mam płacić? Mnie, w przeciwieństwie do gminy, nie stać na wyrzucanie pieniędzy.
Stanisław Kruk, sołtys Ciemników

- Nie ma co tak narzekać na drogę w kierunku Jeżewa, niech ludzie nie gadają! Źle jest, ale w stronę Grudziądza - tam samochody topią się w piachu. Też bym chciał, żeby ten odcinek został zrobiony. Myślę nawet, żeby prosić o to marszałka. Może go przekonam, gdy powiem, że nadkładamy 15 kilometrów drogi, żeby dotrzeć do Mniszka, bo nikt już nie ryzykuje jechać lasem. A paliwo dużo kosztuje. Jeśli chodzi o trąbę powietrzną, dobrze wiem, kto przesadza w tej sprawie. Jak można narzekać, że drzewo złe, kiedy deszcz leje się do chałupy? Jest drzewo - naprawia się dach. Jak wójt zobaczy, że gospodarz się stara, na pewno mu podeśle kogoś do pomocy. Ale nie można nic nie zrobić, tylko domagać się więcej. Boję się, że znajdą się i tacy, co porąbią to drzewo, wrzucą do pieca, a potem będą płakać, że nikt nie podał im ręki, chociaż dotknęła go wielka klęska. Mnie też trąba zniszczyła dach, ale już z tym sobie poradziłem. Inni też powinni myśleć o jutrze, zamiast żyć tylko dniem dzisiejszym.
Brygida Spichalska i jej syn Jarosław

Brygida Spichalska: - Nie mogę żyć spokojnie przez tę trąbę. Boimy się, że wróci i narobi jeszcze więcej szkód. No i ciągle nie mam naprawionego dachu. Woda leje się ciurkiem do pokoju. Córka kupiła już za pieniądze z ubezpieczenia pokrycie bitumiczne, kosztowało 1700 złotych. Tylko na co je położyć? Gmina dała nam drzewo na więźbę, ale trzeba je zawieźć do stolarza. Nie mam pieniędzy ani na stolarza, ani na transport do niego. Nie podoba mi się, jak dzielone były te pieniądze, co miały nam pomóc. Wiemy, że było 20 tysięcy dla wszystkich. Jedni dostali po półtora tysiąca, a nam dali tylko 500 złotych. Na co to wystarczy? Na nic. Nie wiem co będzie jesienią i zimą. Gdzie się schowam przed deszczem i śniegiem? Kiedyś miałam szopę, ale trąba ją zniszczyła. Z tej szopy nic już nie będzie. Na marne pójdzie też wszystko, co w niej trzymam.
Jarosław Spichalski: - Szkoda gadać. Jeszcze w domu jest chory ojciec. Miał niedawno operację oka. Bardzo przeżywa to, co nas spotkało. Ciężko się nam żyje przez to wszystko.
Tadeusz Grzeszczeszyn

- Dziurawa droga, trąba powietrzna, można dużo złego wymieniać w Ciemnikach. Ale to żona wie więcej. Co ja mam mówić o Ciemnikach? Ciemno tu i głucho, jak nazwa wsi wskazuje. A z tą trąbą to jest tak, że innym dali za nią więcej, a innym mniej. Mnie to się w ogóle trafiły ochłapy. Mało, że długo czekałem na drzewo, to leśny dał takie, że strach je ciąć, bo pełno w nich odłamków po wojnie. Porządek sobie w lesie robili i śmieci przywieźli do nas. Nie wiem co mam z tym zrobić. I tak stolarza do tej roboty trzeba, a on za darmo nie pomoże. Nic z tego nie będzie. Z drogą też nie widzę dobrego wyjścia. Jak przyjadą z gminy i ją wyasfaltują, to potem za szybko będą po niej jeździć i znowu zaczną psioczyć. Najlepiej, jakby gruby żwir tu wysypali.
Zbudujemy wodociąg

Rozmowa z Mieczysławem Pikułą, wójtem gminy Jeżewo.
- Mieszkańcy Ciemników narzekają na podział pieniędzy dla poszkodowanych przez trąbę powietrzną. IIe miał pan do podziału?
- 10 tysięcy daliśmy my, a drugie 10 gmina Świecie. Ksiądz też uzbierał na tacę - po 270 złotych dla każdego, komu trąba wyrządziła szkody. Płaciliśmy za drzewo i jego transport - na więźby dachowe. Jeszcze nie mam za to faktury. Wydaliśmy też 12 tysięcy za uprzątnięcie i utylizację zerwanego eternitu. Zajęli się tym specjaliści ze składowiska w Małociechowie.
- Czym się sugerowaliście przy podziale środków? Kto tym koordynował?
- Powołałem komisję, zarządzał nią pan Siuda - budowlaniec, projektant. Zna się na więźbach. Wiedział, ile zniszczyła trąba, a ile ludzie sami zaniedbali. Mimo to, nie oszczędzaliśmy. Drzewa daliśmy więcej niż potrzebowali, przywieźliśmy im je na podwórze. Łatwo powiedzieć, że to nic wielkiego. Ale leśniczy musiał się z tego tłumaczyć przed swoją dyrekcją, zabiegał o ich zgodę, bo ot tak nie wolno mu wyciąć tylu wielkich drzew. Mimo to zadeklarował, że da każdemu tyle, ile potrzebuje, jeśli jeszcze komuś zabraknie.
- Co będzie, jeśli ludzie nie poradzą sobie z naprawą dachów do zimy? Nie można ich tak zostawić...
- Znam te problemy, dlatego poprosiłem pracowników Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej o monitorowanie postępu prac. Wiem, że są tacy, co nie robią nic i tacy, którym łzy w oczach stawały, gdy dostawali od nas pomoc. Jeden z mieszkańców Ciemników nie chciał nic. Mówił, że nie potrzebuje wsparcia, bo ma dorosłych synów, którzy potrafią naprawić dach. Inni myślą inaczej - że to zadanie gminy.
- A droga? Kiedy mieszkańcy Ciemników dojadą nią do Grudziądza, ale nie przez Wiąg?
- Właśnie wysłałem tam ekipę. Wysypią na drogę kamień, który przykryją skrywą. Do końca przyszłego tygodnia odtworzymy tę drogę. Liczę, że - jak poprzednio - nie rozjeżdżą jej 40-tonowe samochody z drewnem.
- Ma pan jakieś plany wobec Ciemników, o których mieszkańcy jeszcze nie wiedzą?
- Wreszcie zbudujemy im wodociąg. Wiem że schną tam studnie, że woda jest marnej jakości. W sprawie rowów melioracyjnych porozmawiam ze spółką wodną. Planuję też wesprzeć finansowo Koło Gospodyń Wiejskich, żeby dalej się szkoliły. Ciemniki to najpiękniejsza wieś w gminie Jeżewo. Obiecuję wspierać jej mieszkańców.
(Rozmawiała
Agnieszka Romanowicz)