Cieszę się, że mimo upływu czasu, wciąż jest duże zapotrzebowanie na muzykę, którą wykonujemy

- Siedem lat na rynku muzycznym to dużo dla rockowej formacji?
- I tak, i nie. Gdybyśmy grali nieskończoną liczbę koncertów i prowadzili typowe rock 'n’ rolowe życie, to faktycznie byłoby sporo. Ale mówiąc szczerze, tak nie było. Wszyscy traktujemy zespół jako wielką frajdę, więc siedem lat to chyba nie jest aż tak dużo.

- Szykuje się jednak specjalny urodzinowy występ.
- Owszem. Na 28 marca zaplanowaliśmy rocznicowy koncert w pubie Pamela. Zaprosiliśmy z tej okazji wielu przyjaciół i sympatyków grupy. Zagra z nami Wiesław Kryszewski (gitara), Robert Przybyła (gitara), Tomasz "Kuro" Kalemba (harmonijka ustna) i Adam Kachel (gitara).
Oprócz tych znakomitych gości na nasze specjalne zaproszenie pojawi się zespół Vintage. Cały koncert będzie rejestrowany. Krążek wyda Hard Rock Pub Pamela.

- Czy widzisz siebie w zespole za kolejne siedem lat?
- Tak, ale w nieco innej muzycznej formule. Na pewno w naszym repertuarze powinno być mniej cudzych utworów. Chciałbym po prostu grać więcej autorskich kompozycji.

- Wyczerpała się formuła, radość z grania coverów...?
- Chyba raczej potrzeba samorealizacji z naszej strony. Ale nie uważam, żeby SNS był typowo coverowym bandem. My nie gramy tylko znanych piosenek innych zespołów. Poza tym wykonujemy je zdecydowanie ostrzej. Momentami wręcz hardrockowo.

- Autorskie kompozycje również będą bardziej rockowe?
- Tak. Myślę, że gramy bardziej jak np. TSA niż typowo southern-rockowe grupy. A tak naprawdę wspólnym mianownikiem jest blues. Z tego gatunku wszystko się wywodzi.

- Za wami siedem lat grania. Wymień zatem siedem najważniejszych wydarzeń dla zespołu.
- Wszyscy cały czas jesteśmy przyjaciółmi. To jest najważniejsze. Nawet, gdy z różnych powodów rozstawaliśmy się na jakiś czas, to nigdy nie kłóciliśmy się. Sukcesem był też każdy koncert. Myślę, że wszystkie były na wysokim poziomie artystycznym. Trzecim istotnym wydarzeniem była na pewno składanka wydana na 10-lecie pubu Pamela. Zrobiło się dużo szumu medialnego wokół tego wydawnictwa, które pozytywnie odbiło się na wizerunku grupy. Staliśmy się dużo bardziej rozpoznawalni.
Dużym przeżyciem było granie koncertu "na żywo" na antenie Polskiego Radia PiK. A skoro wspomniałem o rozgłośniach, to musimy się cofnąć do początków grupy.
Za sukces uważam nagranie pierwszej "demówki" w toruńskim Radiu Sfera. To było w 2004 r. Pamiętam, że nagraliśmy materiał na tzw. "setkę" (wszyscy muzycy grają w studiu jednocześnie - przyp. red). Cały materiał został zarejestrowany za pierwszym podejściem. W dwie godziny, razem z ustawianiem całego sprzętu, udało się nagrać sześć piosenek. Za istotną rzecz w historii zespołu uważam niesłabnące zapotrzebowanie na naszą muzykę. Ludzie naprawdę chcą tego słuchać.
I na koniec moim wielkim sukcesem jest zakup nowego wzmacniacza (śmiech). Od niedawna jestem dumnym właścicielem Marshalla JCM 2000.

- To była zatem szczęśliwa siódemka?
- Myślę, że tak.

- Plany zespołu na najbliższe miesiące.
- Oprócz płyty "live", chcemy zagrać dużo koncertów. Nie ukrywam, że może być to trudne, bo dwie osoby z zespołu są mocno zaangażowane w inny projekt muzyczny.
Będziemy też myśleć o autorskim materiale studyjnym. Bardzo chciałbym, żeby współpraca między nami dobrze się układała.