W Rypinie do kina chodzi kilka, kilkanaście osób. By przyciągnąć widownię, z okazji świąt Miejski Ośrodek Kultury proponuje bezpłatne seanse. 3 maja wyświetlano "Ostatniego króla Szkocji", 1 czerwca będzie "Wpuszczony w kanał" dla dzieci. Kino utrzymuje się głównie z seansów dla szkół. W planach jest remont całej siedziby MOK-u i stworzenie kinoteatru. To jednak zadanie na przyszłe lata, do zrobienia tylko z pomocą unijnej dotacji.
W Golubiu-Dobrzyniu seanse odbywają się generalnie w soboty i niedziele, czasem w piątki. Burmistrz Roman Tasarz wie, że kino ma aparaturę z lat 50. - Myślimy o wymianie sprzętu na taki nowszej generacji - _mówi. - _Ale kupienie nowej aparatury, ekranu, głośników to są ogromne koszty. A nie wiadomo, czy mieszkańcy zaczną chodzić do kina.
Zdaniem Tasarza, golubskie kino nigdy nie będzie konkurencją dla Cinema City w Toruniu. I trzeba zastanowić się, czy warto inwestować jakiekolwiek pieniądze w podnoszenie standardu kina, skoro i tak nie osiągnie się tego, co ma Toruń.
Artur Niklewicz, dyrektor Domu Kultury w Golubiu-Dobrzyniu jest zdania, że warto przeznaczyć na kino 30-40 tys. zł. To powinno wystarczyć na zakup używanej aparatury, ale lepszej jakości niż dotychczasowa. Problem w golubskim kinie jest taki, że niektórych filmów, nagrywanych w zaawansowanym formacie dźwięku, po prostu nie da się odtworzyć.
- Póki kino na siebie zarabia, nie widzę przesłanek ku temu, by myśleć o jego zamknięciu - mówi dyr Niklewicz. - Są seanse, gdy sala pęka w szwach, np. podczas filmów religijnych jak "Pasja" czy "Jan Paweł II". Na inne produkcje przychodzi mniej osób, najczęściej kilkanaście. Są to z reguły stali widzowie.
Prawdą jest, że nie wszystkich stać na wycieczkę do Torunia i zapłacenie za bilet w tamtejszym kinie jeszcze raz tyle, co na miejscu.
- Gdybyśmy założyli, że nie ma sensu robić czegoś dla małej rzeszy ludzi, to nic byśmy nie robili - podsumowuje Niklewicz.