https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cisza, Bóg, miłość

Rozmawiała: Iza Wodzińska Fot. Lech Kamiński
Ks. Marek Dziewiecki jest duszpasterzem i  doktorem psychologii, wykładowcą w  warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana  Wyszyńskiego, autorem kilkunastu książek z  dziedziny psychologii wychowania. W Toruniu  prowadził przedświąteczne rekolekcje dla  studentów.
Ks. Marek Dziewiecki jest duszpasterzem i doktorem psychologii, wykładowcą w warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, autorem kilkunastu książek z dziedziny psychologii wychowania. W Toruniu prowadził przedświąteczne rekolekcje dla studentów. Lech Kamiński

     Rozmowa z księdzem MARKIEM DZIEWIECKIM, przedświątecznym rekolekcjonistą w kościele ojców jezuitów w Toruniu.
     - Jedna ze studenckich organizacji przysłała nam zaproszenie na dyskotekę, która miała się odbyć tuż przed Bożym Narodzeniem. Czy tak zmieniły się obyczaje, że w adwencie wypada tańczyć, a nawet trochę się wstawić?
     
- To normalne, że człowiek szuka radości życia, ale nie jest obojętne w jakiej to czyni formie. Współczesna dyskoteka to w ogóle rzecz rozpaczliwa, bo młodzi ludzie niby idą się "bawić", ale zanim zaczną, biorą extasy czy inne specyfiki. Nie ma w nich zwyczajnej radości życia, muszą się "podkręcić". Takie ekstremalne szukanie zabawy jest dramatyczne nawet nie dlatego, że w adwencie, tylko dlatego, że jest właśnie takie rozpaczliwe. Oczywiście, adwent to czas oczekiwania z radością na Kogoś, kto jest większy ode mnie, kto właśnie nadchodzi. Hałaśliwa impreza to nie jest dobre miejsce na oczekiwanie Kogoś, kto przychodzi po to, bo pomóc mi odkryć sens mojego życia, kto zaskakuje mnie swoją dobrocią. Bo Boże Narodzenie to spotkanie z Bogiem, który tak bardzo mnie kocha, że do mnie przychodzi. Przychodzi z przesłaniem, że bez miłości nie ma radości, że bez miłości ani tolerancja ani demokracja mnie nie zbawią, nie pomogą. Demokracja i tolerancja są dobre, jeśli jesteśmy w stanie wypełnić je wartościami większymi. Bez tego stają się dyktaturą skorumpowanej mniejszości, do tego - spójrzmy na rosnące szeregi wykluczonych, bezrobotnych - bezlitosną, wręcz okrutną. Tam, gdzie człowiek nie dorasta do człowieczeństwa, wartości "doczesne" stają się bezsensowne albo pozorne. Boże Narodzenie tylko wtedy będzie miało właściwy sens, kiedy będzie w nas cisza. Radosna, ale cisza. I skupienie. Jedną z plag współczesnego człowieka jest brak ciszy i bezmyślność. Jeśli rodzice pozwalają piętnastolatkowi na picie piwa, a piętnastolatce pójść na dyskotekę - choć doskonale wiedzą, bo informują o tym media, że są tam narkotyki i inne niszczące rzeczy - to przecież nie są okrutni, tylko właśnie bezmyślni, pozbawieni wyobraźni, którą powinna im podsuwać miłość rodzicielska.
     - Boże Narodzenie i poprzedzający je okres powinny być czasem refleksji nad tym, co dzieje się w naszych rodzinach, z nami?
     
- Na miłość - także tę, którą przynosi na świat rodzący się Bóg - może się otworzyć tylko ktoś skupiony i trzeźwy.
     - Czy potrafimy jeszcze oczekiwać Boga w ten sposób? Czy Boże Narodzenie kojarzy się zapędzonym ludziom jeszcze z czymś innym poza stołem, na którym nie powinno niczego zabraknąć?
     
- Niestety, coraz więcej z nas myśli o świętach bardzo powierzchownie. Nie bardzo umiemy czekać na nadchodzącego Boga, bo w ogóle mamy problemy z oczekiwaniem. Dzieci próbują mieć coś natychmiast - gadżety, sukcesy w nauce. Dążenia do tego, by mieć wszystko, szybko i łatwo, uczą się od nas dorosłych. Wszyscy razem nie lubimy rzeczy trudnych, wymagających wysiłku. Kiedy Bóg przynosi nam dobrą nowinę - że nas kocha, ale że my też powinniśmy się nauczyć kochać - nie bardzo chcemy ją przyjąć. Wprawdzie miłość nas fascynuje, ale jest trudna. Tym bardziej, że dostajemy od Niego wcale niełatwą "instrukcję kochania". On przychodzi do nas "stając się ciałem", żeby nam pokazać, po co jesteśmy "cieleśni". Otóż po to, by wyrażać miłość także ciałem. Chrześcijaństwo nie jest tylko religią ducha, ale religią całego człowieka. Bóg staje się człowiekiem, żeby Jego miłość stała się widzialna, żebyśmy ją zobaczyli. Jest z nami, nawraca, przemienia, uzdrawia, przytula, pociesza. I pozwoli się raczej zabić, niż zrezygnuje z miłości. Uczy nas w ten sposób, że sensem ludzkiego życia jest wyrażanie miłości - przez fizyczną obecność, pracowitość i czułość. To lekcja niezwykle "ziemskiej" miłości. Odkąd Syn Boży stał się ciałem, wiemy, że nie ma miłości niewidzialnej. Albo jest "widzialna", albo jest iluzją.
     - Zawsze tak uważałam - że nie można kochać, nie okazując tego osobie kochanej.
     
- Jeśli chłopak nie ma czasu dla dziewczyny, albo jest leniwy, albo nieczuły, to choć mówi "kocham", to naprawdę nie kocha. Jeśli mąż i ojciec jest stale nieobecny - bo najpierw praca, potem bar z kolegami, potem wędkarstwo - to nie kocha, albo kocha mało. Podobnie jeśli nie jest pracowity. Albo jeśli nie jest w stanie okazać czułości - jest niecierpliwy, agresywny. Słusznie wtedy nikt mu nie uwierzy, że kocha. Czułość w swojej podstawowej formie oznacza przede wszystkim cierpliwość. Miłość to podstawowe przesłanie Bożego Narodzenia. Jest trudne, ale doświadczenie uczy, że nic mniejszego niż miłość nie wystarczy nam do szczęścia i do radości. Nic mniejszego - ani dobrobyt, ani demokracja, ani tolerancja, ani prawa człowieka, ani postęp naukowy. To wszystko za mało, jeśli nie umiemy kochać.
     - To optymistyczne.
     
- Jeśli nauczymy się kochać. Im bardziej ofiarnie i szlachetnie kochamy innych, tym bardziej się rozwijamy i jesteśmy szczęśliwi. Mojej radości nikt mi nie odbierze. Ale im bardziej ktoś szuka życia egoistycznego, cwaniackiego, kosztem innych, tym bardziej będzie nieszczęśliwy. Szybko okaże się, że jest pusty wewnątrz i potrafi się "bawić" tylko wtedy, gdy sięgnie po alkohol czy narkotyk. Boże Narodzenie jest przypomnieniem, że żyjemy z miłości - albo umieramy, choć to czasem długo trwa. Jest takie niemieckie przysłowie, że Bóg często nas odwiedza, tylko nie zastaje nas w domu. Taki dramat może się też wydarzyć w te piękne święta. On przyjdzie, a my będziemy w supermarkecie, albo zajmie nas rozpakowywanie prezentów, albo będziemy tak zmęczeni zakupami i świątecznym stołem, że tego nie zauważymy. Bóg się rodzi tylko dla tych, którzy Go przyjmują w ciszy i mają chęć by kochać.
     - Co zrobić, by takie refleksje nawiedziły nas w tym okresie?
     
- Moim sposobem są rekolekcje - w Toruniu wzięło w nich udział kilkuset studentów. To także modlitwa, czyli rozmowa z Bogiem, ale także cisza, by On mógł mi coś powiedzieć, bo zwykle ciekawsze rzeczy mówi niż ja do Niego. I rachunek sumienia - co się dzieje w moim życiu i mojej rodzinie? Czy na pierwszym miejscu jest miłość i więzi z bliskimi mi ludźmi? Czy może przede wszystkim publiczne sukcesy, pieniądze, pozycja, "zabawa"? Trzeba mieć odwagę refleksji nad własnym życiem. Jest dziś wiele tchórzostwa wobec prawdy o sobie. Współczesny człowiek to ktoś, kto coraz bardziej okrutnie oszukuje sam siebie. Widzi, że mu się życie rozpada, więzi się sypią - i udaje, że wszystko jest OK. W dyktaturze ludzie bali się mówić to, co myślą, a w demokracji boją się myśleć. Zwłaszcza o sobie.
     - Na Boże Narodzenie powinniśmy więc życzyć sobie miłości, refleksji, czułości, czasu dla siebie nawzajem?
     
- Właśnie! Żebyśmy się mogli zatrzymać choć na chwilę, być w ciszy. W hałasie nie można spotkać miłości - ani Bożej, ani ludzkiej. Życzę czytelnikom "GP", by wśród nocnej ciszy, a także wśród ciszy świątecznego dnia zachwycić się Bożą miłością, która stała się widzialna. I by się uczyć tej miłości. Cisza, zachwyt, miłość - to słowa-klucze na Boże Narodzenie.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska