https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co lubi w kobietach, a czego nie znosi?

Rozmawiała: Róża Adamcio
Fot. oko cyklopa
Rozmowa z Marcinem Hycnarem.

- Widzowie kojarzą cię z rolą Pawła Zwoleńskiego w "Barwach szczęścia". Pawła ostatnio mocno doświadcza życie.

- Dokładnie. Paweł musiał dosięgnąć dna, żeby się od niego odbić. Taka ciężka lekcja jest mu widocznie bardzo potrzebna. Dzięki niej ma szansę zrozumieć szkodliwość swojego nałogu. Niestety, jego uzależnienie odbije się także na najbliższych.

- Myślisz, że twój bohater wyjdzie z nałogu?

- Bierze kokainę, więc sprawa wygląda naprawdę poważnie. Jednak Paweł to postać serialowa - jego historia musi zakończyć się z happy endem (śmiech).

- Sięgnijmy pamięcią do twoich początków. Już od dawna bawisz się w aktorstwo...

- Teatr to mój drugi dom oraz główne źródło dochodu. To dzięki niemu dostałem się na plan "Barw szczęścia". Podczas jednego ze spektakli dostrzegła mnie producentka i scenarzystka Ilona Łepkowska. Spodobałem się, a to zaowocowało propozycją zagrania w jej serialu.

- Skąd pomysł, żeby zostać aktorem?

- Od dziecka przejawiałem miłość do publicznych występów. Najpierw były to piosenki i rymowanki u cioci na imieninach, później konkursy recytatorskie. I tak oto znalazłem się tu, gdzie jestem.

- Czy twoi rodzice wywodzą się z kręgów aktorskich?

- A skąd! Mama jest lekarzem, tata zaś prowadzi własny zakład fotografii barwnej.

- Z jakimi wielkimi nazwiskami miałeś przyjemność pracować?

- Mógłbym wymieniać bez końca - grałem z Danutą Stenką, Arturem Żmijewskim czy Krzysztofem Globiszem. Na początku obecność tak wielkich postaci bardzo mnie onieśmiela. Dopiero z czasem nabieram odwagi, by dotrzymać jej kroku na scenie lub przed kamerami.

- Myślisz, że masz szansę stać się gwiazdą polskiego show-biznesu, o której będzie się czytało na pierwszych stronach gazet?

- Nie mam zadatków na gwiazdkę. Zresztą nic nie robię w tym kierunku, aby z moim nazwiskiem kojarzyło się show i fajerwerki.

- Miewasz muchy w nosie, jak na artystę przystało?

- Chyba nie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Nie za wiele wybrzydzam, a mógłbym więcej (śmiech). Muchy w nosie kojarzą mi się wyłącznie z gwiazdkami, z którymi ja się nie utożsamiam.

- Mało się o tobie plotkuje. Ale jak już, to trąbi się o twoich kolejnych związkach z bohaterkami "Barw szczęścia"

- Cóż, taki zawód. Plotka jest nieodłączną towarzyszką każdego aktora, który pokazał się w mediach. Nie ekscytuję się nowinkami na mój temat, bo niewiele w nich prawdy.

- A jaka jest prawda? Czy fanki mogą spać spokojnie z nadzieją, że zdobędą twoje względy?

- Mogą spać spokojnie. Ale to nie znaczy, że czekam na propozycje matrymonialne (śmiech). Na samotność nie narzekam, bo mimo niej dosięgam szczęścia.

- Dasz się porwać kobiecie wyłącznie z kręgu aktorskiego?

- Mam różne doświadczenia pod tym względem. Z jednej strony odnoszę wrażenie, że z aktorką nie da się żyć, bo dwie artystyczne dusze pod jednym dachem to dużo za dużo. Z drugiej jednak kobiecie spoza kręgu aktorskiego ciężko jej rozumieć specyfikę wykonywania tego zawodu. To naprawdę trudne - być aktorem i próbować związać się z kimś.

- Powiedziałeś wcześniej, że dosięgasz do szczęścia. Jaka jest twoja definicja tego słowa?

- To robienie tego, co się szczerze kocha oraz dzielenie się z tym związaną radością i smutkiem z ukochaną osobą.

- Z jaką osobą chciałbyś dzielić życiowe wzloty i upadki?

- Zgadzam się ze słowami Agnieszki Osieckiej, że w kobietach, czy w ogóle w ludziach, najważniejsze są wdzięk, inteligencja i przyzwoitość. Nie cierpię za to głupoty.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska