Spis treści
- Mówienie o pogarszającej się kondycji niemieckiej gospodarki oznacza straszenie polskiego biznesu
- Polska dobrym miejscem relokacji kapitału. A niemiecki biznes ucieka z ojczyzny
- Niemiecki biznes po opuszczeniu rosyjskiej „ziemi obiecanej” musi znaleźć sobie nowe miejsce
- Jak długo potrwają turbulencje i jakiej reakcji rynku można się spodziewać?
- Niemiecka gospodarka trochę słabnie, ale warta jest sześciokrotnie więcej od polskiej
- Berlin kreuje w Europie trudniejsze warunki funkcjonowania firm. Niemcy i tak wygrywają
- To dlatego niektóre niemieckie firmy uciekają z kraju?
- Niemcy odchodzą od kosztownych technologii na rzecz ekologicznych
Niemiecka prasa grzmi w sprawie exodusu miejscowych firm i pogarszającego się stanu tamtejszej gospodarki. Poziom frustracji niemieckich mediów może sugerować, że to, co dzieje się za naszą zachodnią granicą, ociera się wręcz o upadek. W podobnym, alarmistycznym tonie ukazał się ostatnio nawet jeden z artykułów opublikowanych w portalu „Politico”, serwisu działającego w Europie jako spółka joint venture Politico LLC (z siedzibą w USA) i niemieckiego koncernu Axel Springer. Czy jednak na pewno jest aż tak źle? Bo jeśli tak, to my też powinniśmy zacząć się martwić. Dlaczego?
Mówienie o pogarszającej się kondycji niemieckiej gospodarki oznacza straszenie polskiego biznesu
Jeśli rzeczywiście doszłoby do upadku niemieckiej gospodarki, to pociągnęłaby ona za sobą również powiązany z nią polski biznes. Już nawet samo mówienie o takiej ewentualności może wpłynąć negatywnie na nastroje nad Wisłą i zmienić dane płynące z polskiej gospodarki, bo wśród miejscowych przedsiębiorców jest wielu dostawców dla niemieckiego przemysłu, eksporterów żywności na tamtejszy rynek czy też firm usługowych pracujących dla zachodnich gigantów.
– Obraz, który wyłania się, z niektórych publikacji prasowych w zachodnich mediach, dostępnych w ostatnich dniach, może świadczyć wręcz o chylącej się ku upadkowi niemieckiej gospodarce. Gdyby to była prawda, to byłby to istotny sygnał dla wielu polskich przedsiębiorców produkcyjnych, w tym eksportowych, ze względu na ścisłe relacje i powiązania pomiędzy gospodarką krajową i zachodniego sąsiada – komentuje Juliusz Bolek, przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.
Polska dobrym miejscem relokacji kapitału. A niemiecki biznes ucieka z ojczyzny
Swego rodzaju kampania straszenia trwa jednak w najlepsze. Z drugiej strony niedawno ukazał się artykuł dziennika „Handelsblatt”, który z kolei zwrócił uwagę na wzrost znaczenia polskiej gospodarki: „Nowa potęga gospodarcza Europy – Jak wojna ukraińska wzmacnia Polskę” - brzmi tytuł niemieckiego portalu, który przekonuje między innymi, że to do Polski trafia sporo relokowanych inwestycji. Zauważona przez niemiecki dziennik sprawa relokacji kapitału może okazać się niezwykle istotna z punktu widzenia dyskusji o kurczącej się gospodarce naszych zachodnich partnerów, bo to właśnie wyprowadzka części firm z RFN zdaje się być największym problemem w dyskusji toczącej się za Odrą. Ale od początku. Najpierw warto przyjrzeć się temu, czy rzeczywiście Niemcy mają tak wielki problem, jak go opisują.
Niemiecki biznes po opuszczeniu rosyjskiej „ziemi obiecanej” musi znaleźć sobie nowe miejsce
Prawdą jest, że Berlin przez ostatnie dwie dekady budował swoją potęgę gospodarczą w oparciu o fałszywe przeświadczenie, że Rosja jest partnerem godnym zaufania. Że można zastąpić energetykę jądrową tanim gazem z tego kraju, i że to zapewni Niemcom rolę hegemona w Europie. Rzeczywistość okazała się brutalna. I choć nie wszystkie niemieckie firmy od razu opuściły rynek rosyjski, po tym jak Kreml wypowiedział wojnę Ukrainie, to proces wychodzenia z Rosji był nieunikniony, i właśnie dokonuje się na naszych oczach. Czy jednak miałby on oznaczać aż tak duże problemy niemieckich firm? Te muszą tylko znaleźć sobie nowe miejsce. A tego nie brakuje. Również w Polsce, co życzliwie zauważył wspomniany „Handelsblatt”.
Jak długo potrwają turbulencje i jakiej reakcji rynku można się spodziewać?
Relokacja niemieckiego kapitału na pewno chwilowo wstrząśnie tamtejszym przemysłem. Ale raczej nie doprowadzi do upadku gospodarki naszych zachodnich sąsiadów. Podobnego zdania jest ekonomista Andrzej Stefaniak. Ekspert sądzi, że komentarz niemieckiej prasy jest przesadzony, natomiast porusza ważną sprawę funkcjonalnego dopasowania się niemieckiej gospodarki do postępujących zjawisk deglobalizacyjnych. Ale nawet w tym przypadku sprawa wygląda lepiej, niż wynikałoby to z pobieżnej lektury prasy.
– Pewne turbulencje ekonomiczne obserwowane w gospodarce Republiki Federalnej Niemiec, mają charakter przejściowy, wywołany m.in. przemianami związanymi z koniecznością porzucenia rynku rosyjskiego, zwłaszcza tanimi surowcami energetycznymi i z transformacją energetyczną. Niemiecka gospodarka odrywa w Unii Europejskiej dominującą rolę, a Republika Federalna Niemiec dysponuje formalnymi i nieformalnymi instrumentami pozwalającymi, na przenoszenie punktu ciężkości obciążeń i ryzyk z własnego pola, na pozostałych członków Wspólnoty, co sprawie, że wątpliwe wydają się sygnały o realnych, długofalowych perturbacjach – twierdzi szef Instytutu Biznesu Juliusz Bolek.
Niemiecka gospodarka trochę słabnie, ale warta jest sześciokrotnie więcej od polskiej
Nawet jeśli wziąć pod uwagę fakt, że PKB Niemiec spadło w pierwszym kwartale tego roku o 0,2 proc. to z uwagi na wielkość niemieckiej gospodarki czy silę nabywczą obywateli tego kraju, nie jest to informacja mogąca świadczyć o jakimś gwałtownym załamaniu się tamtejszego rynku. Warto przypomnieć, że roczny produkt krajowy brutto (PKB) Niemiec przekracza znacznie cztery biliony USD. Tymczasem polskie PKB za 2022 r. osiągnęło historycznie wysoki wynik 700 mld USD (trzy biliony złotych). Różnica między PKB obu państw jest zatem sześciokrotna. Co więcej, inflacja w Polsce wciąż jest dwucyfrowa, a mimo to poważnych opinii o spodziewanym krachu w Polsce nie słychać; poza oczywiście politycznymi. Do tego Polska musi jeszcze gonić większą część państw UE w transformacji energetycznej, a Niemcy dodatkowo dbają, by o oddech było coraz trudniej.

Czy Bruksela zdoła powstrzymać ucieczkę biznesu, który nie chce płacić za ekologię?
Parlament Europejski uchwalił we wtorek kluczowe, również dla polskiej gospodarki, dyrektywy i rozporządzenia z pakietu „Fit for 55”, którego celem jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w Euro...
Berlin kreuje w Europie trudniejsze warunki funkcjonowania firm. Niemcy i tak wygrywają
Przyspieszenie w zakresie polityki klimatycznej Fit for 55 wymuszone przez Brukselę, a wspierane przez Berlin stawia europejskie firmy przed wielkim wyzwaniem zastąpienia względnie taniej energii, prądem z OZE, którego jest za mało i który jest drogi. Jednak nawet jeśli Komisja Europejska nie zmieni swego podejścia do kwestii walki z energetyką emisyjną, to przewagi technologiczne firm niemieckich są tak wielkie nad resztą Europy, że koszty zmian, które poniosą wszyscy uczestnicy rynku, będą stanowić dla niemieckich graczy raczej premię niż ryzyko. Najlepszym tego przykładem jest zgoda *Brukseli, by po 2035 r. można było rejestrować auta spalinowe, pod warunkiem, że ich silniki będą napędzane paliwem syntetycznym.

Wciąż jeszcze robią najlepsze diesle. Po 2035 r. nie będzie dla nich miejsca?
Zakaz rejestracji nowych aut emitujących CO2, który narzuca sobie Unia Europejska, począwszy od 2035 r. zaczyna niepokoić Francuzów. Szef jednej z największych spółek motoryzacyjnych straszy konkurenc...
Prace nad takim paliwem prowadzi od dawna niemiecki koncern Porsche. Robi to w Chile, przy użyciu tamtejszych zasobów wody, nie narażając się tym samym europejskim ekologom, którym problem suszy jest niezwykle drogi. I już niemiecki przemysł ma pierwszą przewagę.
To dlatego niektóre niemieckie firmy uciekają z kraju?
Prawdą jest jednak, że część niemieckich firm szuka już teraz możliwie największych zysków ze swej działalności i jednocześnie ogranicza koszty funkcjonowania na rodzimym rynku. Dlatego właśnie najnowsza inwestycja koncernu chemicznego BASF wyceniona na dziesięć miliardów dolarów ma trafić nie do któregoś z niemieckich landów czy na przykład państwa Europy Środkowej, a do Chin. Chodzi o nowoczesny kompleks mający wyznaczać standard dla zrównoważonej produkcji. Również z powodu wysokich kosztów funkcjonowania BASF ogłosił w tym roku zamknięcie fabryki nawozów m.in. w mieście Ludwigshafen. Pracę straciło łącznie około 2,6 tys. osób. Podobnych przykładów można znaleźć więcej, ale nie zmienia to faktu, że – jak donosi Federalny Urząd Pracy – bezrobocie w Niemczech wynosi obecnie 5,6 proc. i należy do najniższych w Europie. Czy jest zatem powód do łez?
Niemcy odchodzą od kosztownych technologii na rzecz ekologicznych
Gdyby wnikliwe przeanalizować strukturę reorganizacyjną niemieckiego biznesu, przekonamy się, że tamtejsi przedsiębiorcy uciekają ze swoimi biznesami, gdy ich produkcja opiera się na sektorach związanych z wysoką emisją CO2 lub aktywnościami choćby tylko potencjalnie zagrażającymi środowisku, jak wspomniany przemysł chemiczny. Niemcy niechętnie inwestują już w produkcję opakowań plastikowych i temu też nie ma się co dziwić, bo opłata recyklingowa w Unii Europejskiej będzie przecież rosnąć. Europejscy politycy nie kryją się z tym, że rosnącą dziurę w unijnej kasie będą chcieli zalepić wzrostem opłat związanych z ochroną kilimatu.
Tyle że w świat idzie informacja IK Industrievereinigung Kunststoffverpackungen eV, czyli stowarzyszenia opakowań tworzyw sztucznych w Niemczech, że ponad połowa ankietowanych przez ten podmiot osób związanych z branżą uważa, iż sytuacja gospodarcza w tym kraju zmierza w złym kierunku. Wszystko to przez obniżenie popytu na plastiki. Ale spokojnie, Niemcy już ponad dwa lata temu poszerzyli swój system kaucyjny. Resztę Europy dopiero czekają koszty z tym związane.

Przed branżą recyklingu najtrudniejszy rok w historii?
Branżę recyklingu tworzyw sztucznych w Polsce czeka najtrudniejszy rok w jej historii. Załamanie cen recyklatów w połowie 2022 roku, wysokie ceny energii oraz presja inflacyjna wytworzyły sytuację, w ...
Generalnie nasi zachodni sąsiedzi to prawdziwi mistrzowie w recyklingu. Jeszcze do niedawna sami siebie tak nazywali, choćby w publikacjach nadawcy „Deutsche Welle” . Dlatego to nie oni będą ponosić główne koszty wzrostu opłat za nieprzetworzone śmieci. Do tego, od kilku lat to właśnie niemieccy technolodzy pracują z sukcesami nad zastąpieniem opakowań plastikowych tymi wykonanymi z surowców naturalnych. Kryzys? Jaki kryzys? To tylko zmiany. Ale mówienie o kryzysie w Niemczech ma szersze konsekwencje.
Zgodnie z danymi niemieckiego Federalnego Urzędu Statystycznego (Destatis), w 2022 r. Polska była piątym największym partnerem handlowym Niemiec. Obroty handlowe między obu krajami rosły najszybciej – o prawie 19 proc. w porównaniu do 2020 r. Tylko w 2022 r. obroty w handlu dwustronnym między Polską a Niemcami osiągnęły 167,7 mld euro (794,80 mld zł). Gdy zatem w Polsce pojawia się tak dużo komentarzy o problemach niemieckiej gospodarki polski biznes ma uzasadnione powody do zmartwień. To dla polskiej gospodarki niebezpieczna sytuacja.
– Polscy przedsiębiorcy, wobec negatywnych doniesień z Niemiec, mogą zacząć podnosić ceny swoich produktów, by zbudować kapitał na przetrwanie gorszego okresu kontrahentów zza zachodniej granicy. To z kolei może stanowić niepożądany czynnik proinflacyjny. Tymczasem, dziś najważniejsze z punktu widzenia interesu polskich przedsiębiorców, to zachowanie w wysokiego wzrostu gospodarczego w kraju oraz jak najszybsze obniżenie poziomu poziomu inflacji – komentuje Juliusz Bolek, przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.
Z kolei ekonomista Andrzej Stefaniak, choć docenia powagę sytuacji, to uważa, że ryzyko proinflacyjne związane z obserwowanym procesem jest małe. Warto jednak przyglądać się rozwojowi sytuacji.
