https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co robić?

Janina Paradowska Autorka jest publicystką tygodnika "politka"

Platforma Obywatelska tak bardzo przyzwyczaiła się już do przegrywania, iż sprawia wrażenie, że nie wie, co z wyborczym zwycięstwem zrobić. Niewątpliwie partia Donalda Tuska odniosła sukces - wygrała wybory do sejmików wojewódzkich, które najlepiej odbijają preferencje partyjne, dobrze wypadła w wyborach na prezydentów i burmistrzów miast. Na dodatek przełamała stereotyp takiego ugrupowania, które nie jest zdolne do żadnej koalicji. Dość przypadkowy w gruncie rzeczy sojusz z Polskim Stronnictwem Ludowym sprawił, że nagle pojawił się na scenie politycznej ciekawy byt - blok zakorzeniony i w miastach na wsi. Taki blok może mieć przyszłość, jeżeli zapanują w nim stosunki partnerskie, jeżeli nikt nikogo nie będzie oszukiwał.

Zaraz potem Platforma, w związku z drugą turą wyborów prezydentów największych miast, zaczęła dziwną gimnastykę. Oczywiście pierwszym solistą został jak zwykle Jan Rokita, który poparł kandydata PiS na prezydenta Krakowa, namawiając do tego jeszcze dwóch senatorów i dwóch posłów i zrobił to wbrew woli partii, a także wbrew woli kandydata PO, który w pierwszej turze przepadł. W Warszawie PO zachowała samotność, w Lublinie znów wdała się w alians czy wręcz już w małżeństwo z PiS, gdyż kontrakt został spisany. Czy to ma być dowodem, że Platforma już może zawierać koalicje w różne strony? Że jest taka szalenie obrotowa?

Wydaje się, że raczej jest dość bezradna. Chciałaby na wszystkie strony, ale ciągle patrzy na prawo. Mówi, że po koalicji Prawa i Sprawiedliwości z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin każda inna jest już dozwolona i nie ma partnerów lepszych i gorszych. Mówi, ale nic nie robi, by poszerzyć własną zdolność koalicyjną. Gdy tylko ktoś z PiS krzyknie - patrzcie, oni z lewicą, a PO już zwija skrzydła i idzie do kąta jak skarcone dziecko. A może raczej rozwija prawe skrzydło, na którym samodzielną rolę gra właśnie Jan Rokita, wyraźnie wbrew woli Tuska?

Włączenie się Rokity w kampanię wyborczą PiS jest zresztą przypadkiem ciekawym. Przed wyborami ściśle partyjnymi dziennikarze poprosili go o ocenę całej kampanii, która wówczas dobiegała już końca. Rokita zdumionej publiczności wówczas oznajmił: nie ma żadnej kampanii. Oczy można było przecierać ze zdumienia: oto jeden z ważnych liderów bardzo ważnej partii zamiast wołać - jak to, przecież prowadzimy kampanię całą parą, jeździmy po Polsce, robimy, co możemy, spokojnie oznajmia, że kampanii nie ma. Jak widać na solistów w polityce nie ma rady, a przecież polityka to gra zespołowa.

Co więc zrobi Platforma ze swoim zwycięstwem? Rozproszy je w przeróżnych koalicjach czy też zacznie podejmować strategiczne decyzje z kim chce rządzić zachowując oczywiście sojusz z ludowcami? To wszystko rzecz jasna okaże się, gdy minie druga tura wyborów prezydentów największych miast, gdy karty zostaną ostatecznie rozdane. Na początek jednak PO pokazała głównie zamieszanie i nadmiar pomysłów. Oczywiście nie ma co wybiegać przed szereg i już teraz deklarować, co się zrobić zamierza. Można przyjąć strategię przetrzymania do końca drugiej tury. Jeżeli jednak się ją przyjmuje, to po co spisywać cyrografy z PiS? Zwłaszcza że w tym samym dniu premier Kaczyński oznajmił, że on i tak będzie dalej rządził z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin, bo to jest koalicja jeszcze na trzy lata. Do końca kadencji. Nie ma więc sensu, aż tak bardzo ubiegać się o rękę PiS. Na razie nie jest ona do wzięcia na tym poziomie, który jest najatrakcyjniejszy, czyli na poziomie rządowym. A o ten chyba chodzi niedoszłemu premierowi z Krakowa.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska