https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Codziennie gasimy pożar

Rozmawiała: Beata Korzeniewska

     Rozmowa z
     Krystyną Zaleską, szefową Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu.
     - Nieustannie mówi się o tragicznej sytuacji szpitali. Miejska lecznica musiała ratować się pożyczką z miasta. Mieszkańcy boją się chorować, obawiają się, że w szpitalu nie dostaną podstawowych leków. Jakby tego było mało, rośnie niezadowolenie personelu. Czy rzeczywiście jest aż tak źle?
     
- Na pewno sytuacja finansowa najbardziej rzutuje na to, jak się szpitalem zarządza, jak czuje się pracownik i, co najważniejsze, jak leczony jest pacjent. Zarządzanie deficytem na pewno nie jest łatwe. To codzienne "gaszenie pożarów", świadomość, że każdy nowy dzień niesie ze sobą nowe zagrożenia. Do grupy wierzycieli, oprócz dostawców towarów i usług mediów, dołączyli pracownicy, którzy w obronie własnych praw i interesów poszli do sądu. Nasze wszystkie długi (wobec wszystkich wierzycieli, zawartych porozumień zaciągniętych kredytów) sięgają ok. 14 mln zł. Kwota tych tzw. przeterminowanych, których wartość z dnia na dzień rośnie, oscyluje wokół 5,5 mln zł.
     Prawie połowa pożyczki, o którą wystąpiliśmy do miasta, będzie przeznaczona na spłatę zadłużenia wobec pracowników, ale i tak pozostanie dług z tytułu ustawy 203. Spłacimy zadłużenie z funduszu socjalnego i postaramy się dojść do płynności wynagrodzeń. Jednak pożyczkę musimy zacząć spłacać od czerwca, więc znowu uszczuplimy sobie środki na podstawową działalność.
     Obecnie zadłużenie wobec jednego pracownika wynosi ok. 3,5 tys. zł. Jeśli pójdą do sądu, co rzeczywiście się zdarza, kwota ta wzrośnie. Tak naprawdę nie mamy pomysłu jak wyjść z długu.
     - Coraz głośniej słychać o możliwości przekształcania szpitali w spółki użyteczności publicznej. Co taka zmiana oznaczałaby dla pacjentów?
     
- Jest to jakieś wyjście. Ale jeśli się przekształcimy, to na pewno nie z inicjatywy pracowników, bo oni tego nie chcą. Niektórzy odbierają taką ewentualność jako zagrożenie bytu w tym szpitalu. Inicjatywa może wyjść ze strony właściciela, który w końcu może nie podołać długom. Wiadomo, że zarząd spółki nie pozwoli na udzielanie świadczeń, na które nie ma pokrycia finansowego. Przekształcenie nie miałoby żadnego przełożenia na pacjenta będącego w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia. Sytuacja zmieni się dla pozostałej grupy chorych. Czas oczekiwania na przyjęcie do szpitala wydłuży się, gdyż bezwzględnie będzie przestrzegana zasada limitów. Spółka to korzystne zmiany dla szpitala, które dałyby nam możliwość uzyskiwania przychodów z umów z NFZ i pobierania opłat od osób fizycznych.
     - Czy pacjenci powinni płacić za usługi?
     
- Na pewno powinni mieć taką możliwość. Wartość świadczeń ponadumownych, które wykonaliśmy w tym roku wyniosła 4 mln zł. I są to usługi, które nie mają źródła finansowania (Sąd Najwyższy uznał bowiem, że szpital nie ma prawa ubiegać się o zapłatę za tego rodzaju świadczenia). Jeśli więc przychodzi do mnie pacjent, chce się leczyć i chce płacić, to powinno mu się na to pozwolić. Niepubliczne zakłady mają dostęp do publicznych pieniędzy, a my nie możemy wziąć złotówki, nawet od tego, kto ma na to środki.
     Pacjent, płacąc firmie ubezpieczeniowej, jest przekonany, że jego pieniądze trafiają za nim do szpitala. To nie jest do końca tak. System tzw. solidarnościowy powoduje, że inny pacjent, który trafił do szpitala przed nim, skonsumował jego pieniądze. W sytuacji, kiedy bylibyśmy spółką, płatnikiem mogłyby być też inne podmioty. To perspektywa, o której już dziś mówimy, choć wciąż się przed nią bronimy.
     - Bieda odbija się na pracownikach. Czy zdarza się, że nie wytrzymują napięcia i odchodzą?
     
- Nie jest to zjawisko powszechne, ale są takie przypadki. Ostatnio trzy młode pielęgniarki wyjechały do Włoch, gdzie mają gwarancję lepszych płac. Są też pracownicy, którzy odchodzą do konkurencji, gdzie dostają na przykład 100 zł więcej. Sytuacja ta dotyczy także lekarzy. Rozwój diagnostyki kardiologicznej powstanie pracowni hemodynamicznych w regionie powoduje, że specjaliści z tych dziedzin zaczynają być lepiej opłacani i cenieni na rynku. Odchodzą jednak nie tylko ze względu na pieniądze. W specjalistycznych ośrodkach mają lepsze warunki rozwoju, gdyż takie jednostki są lepiej finansowane
     - Pacjenci nie zawsze mogą odejść...
     
- Nasi podopieczni zawsze czuli się u nas dobrze i tak jest do dziś. Potwierdzają to badania satysfakcji pacjentów, które prowadzimy już szósty rok. Miesięcznie (badania prowadzone są w każdym kwartale) wydajemy ok. 600 ankiet. Wraca do nas ok. 80 proc. Pacjenci wypełniają je anonimowo, z reguły w dniu wypisu i wrzucają do specjalnej skrzynki.
     Wyniki opracowywane są przez zespół do spraw badania satysfakcji pacjentów i wywieszane w formie graficznej na każdym oddziale. Najwyższe oceny - bardzo dobre uzyskuje opieka pielęgniarska (83 proc. ocen bardzo dobrych) Wysokie notowania mają u pacjentów również lekarze. Dobrze oceniane są kategorie: przyjęcie na oddział, odwiedziny i stan czystości. Pod względem "przestrzegania praw pacjentów" oceniają nas na czwórkę. Zdecydowanie powinniśmy poprawić działy: "diet i posiłków" oraz "dostępność do sklepiku" - tu wypadamy najgorzej - tylko połowa ocen bardzo dobrych, aż 10 proc. ocen dostatecznych, a zdarzają się również szkolne dwóje.To niestety, pochodna naszej biedy. Firma zewnętrza, która produkuje nam posiłki od 2002 r. była przygotowana na 240 dziennie, ze względu na limity i ograniczenia przyjęć ma ich 160, co wiąże się z deficytem. Po każdym badaniu koncentrujemy się na najsłabszych ogniwach, dlatego chcemy dać pacjentom możliwość dopłat do posiłków, ale o tym zdecydują sami. Oczywiście podstawowy, być może zbyt skromny, ale zgodny z wymogami posiłek zapewniamy wszystkim.
     Wśród niezadowolonych jest też grupa najbardziej roszczeniowa, mająca jednak ku temu poważne argumenty - to pacjenci tzw. hematologiczni, gdzie najpoważniejszym elementem ich terapii są leki, których koszt przekracza często nasze możliwości (kuracja 2,3 - miesięczna jednego pacjenta kosztuje ok. 30 tys. zł). Coraz częściej zdarza się, że pacjent ma sponsora, którym jest na przykład jego pracodawca. Są też pacjenci, którzy sami kupują leki. Jeśli nie ma pieniędzy, pomaga nam "Fundacja na rzecz hematologii".
     - A jeśli pacjent jest niezadowolony z opieki?
     
- Bywa i tak, choć bardzo rzadko. Interwencje są bardzo różne. Niekiedy dotyczą kolejek, nieporozumień podczas rejestracji, bo ktoś był za mało uprzejmy. Zdarzają się uwagi na temat niewłaściwej opieki pielęgniarskiej. Niektórzy nie chcą zrozumieć, że nasze możliwości są ograniczone. Od dwóch lat istnieje możliwość wykupienie dodatkowej, indywidualnej opieki pielęgniarskiej. W ciężkich przypadkach staramy się, aby rodzina mogła przebywać z chorym również nocą. Każdy niezadowolony pacjent ma prawo złożyć skargę, która zostanie zarejestrowana i którą rozpatrzy rzecznik praw pacjenta oraz dyrektor szpitala. Jeśli zawiną pracownicy, to oprócz rozmowy dyscyplinującej, taka informacja odnotowywana jest w ich aktach. Z rejestru wynika, że ogniwem zapalnym jest głownie izba przyjęć. Tam pacjenci najbardziej się denerwują, głównie dlatego, że muszą czekać. Niezadowolony zawsze może przyjść z problemem do dyrektora.
     W ub. r. odnotowaliśmy 16 skarg, z których trzy były zasadne. Jak na 13 tys. hospitalizowanych w ciągu ub.r., to naprawdę niewiele.
     Fot. LECH KAMIŃSKI

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska