W pierwszym kwartale ubiegłego roku w całej Polsce upadło 95 firm. W tym samym okresie 2009 roku już 105. Oznacza to 11-procentowy wzrost. Te dane pochodzą z raportu, przygotowanego przez firmę Euler Hermes. Zajmuje się ona m.in. ubezpieczeniami kredytu kupieckiego.
Uderzenie w produkcję
Z raportu wynika, że od stycznia do marca najwięcej upadłości ogłosiły w Polsce spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Aż 31 proc. wszystkich polskich bankrutów z początku roku zajmowało się produkcją. Tuż za nimi (24 proc.) są firmy świadczące usługi - m.in. transportowe.
- Ostatnio na południu kraju upadła duża firma transportowa. Zatrudniała kilkuset kierowców - mówi Dionizy Woźny, prezes Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Międzynarodowych w Bydgoszczy. Dodaje, że większość firm, trudniących się transportem, jest mniejsza i posiada najwyżej pięć pojazdów.
Dionizy Woźny twierdzi, że: - W naszym regionie nie zbankrutowały jeszcze przedsiębiorstwa transportowe. Można się jednak tego spodziewać. W porównaniu do początku 2008 roku mamy teraz z Niemiec o połowę mniej zamówień na polskie produkty. Rosja zaś przyznała nam mniejszą liczbą zezwoleń na przekroczenie jej granicy.
Eksperci z Euler Hermes zaznaczają, że firmy usługowe i te, trudniące się handlem detalicznym, to często niewielkie rodzinne biznesy. Dlatego, gdy interes przestaje być opłacalny, mogą one znikać z rynku nie ogłaszając wcześniej upadłości.
Kryzys dotknął również firmy, zajmujące się produkcją oraz handlem metalowymi elementami.
Według Euler Hermes, przyczyną bankructw firm z branży tekstylno-odzieżowej może być napływ tanich wyrobów z Azji, przenoszenie produkcji na wschód i południe Europy oraz fakt, że kupujemy mniej ubrań. Efekt? Ostatnio do sądu wpłynął wniosek o upadłość sieci sklepów Galeria Centrum.
Dopiero rozpatrują wnioski
Zdaniem ekspertów, wkrótce można się spodziewać kolejnych bankructw firm. Chociażby dlatego, że wnioski złożone w pierwszym kwartale tego roku, mogą zostać rozpatrzone dopiero w kwietniu lub maju.
Tomasz Starus, główny analityk i dyrektor Działu Oceny Ryzyka w Euler Hermes tłumaczy sytuację z początku roku: - Nie najlepsza koniunktura w ostatnich miesiącach, problem opcji walutowych czy rekordowe osłabienia złotego w lutym skłaniały raczej do realistycznej niż optymistycznej oceny szans na uratowanie firmy i w efekcie do częstszego składania wniosków o upadłość.
A Dionizy Woźny ostrzega: - To co będzie się działo za pół roku w całej gospodarce, już teraz widać w transporcie.
