Kulisy tej afery ujawniła w sierpniu ub. roku "Rzeczpospolita" i "Gazeta Pomorska". Zaczęło się od zakupu półhektarowej działki przy ul. Fordońskiej w Bydgoszczy. Jej wartość nie przekraczała 1,6 mln zł, ale PZU nabyło ją za 3,7 miliona! Oficjalnie różnicę miedzy tymi kwotami otrzymali pośrednicy, faktycznie jednak pieniądze zostały wyprane i trafiły do kieszeni prominentów z PZU oraz ich wspólników. Wkrótce zaczęto rozpracowywać szczegóły podobnych zakupów dokonywanych przez PZU w innych miastach kraju.
Bydgoska Prokuratura Okręgowa przekazała akta zakończonego już postępowania do Warszawy. Dołączono je do gigantycznego śledztwa prowadzonego przez stołeczną Prokuraturę Apelacyjną w sprawie malwersacji w PZU "Życie", popełnianych za rządów prezesa Grzegorza Wieczerzaka. Wątkiem dotyczącym nabywania nieruchomości zajęła się też prokuratura łódzka. Na razie szczegóły śledztw objęte są ścisłą tajemnicą.
Walizka z milionami
Nieoficjalnie wiadomo, że ślady wykrytej w Bydgoszczy afery prowadzą do PZU Development, należącej w połowie do PZU "Życie" oraz PZU S.A. Spółki matki powołały ją by zajmowała się obrotem nieruchomościami, a głównie ich zakupem na potrzeby inwestycyjne PZU. Córka okazała się dzieckiem wyrodnym. Co najmniej od 1999 roku działała tam grupa przestępcza, w skład której wchodzili członkowie zarządu PZU Developmnet, zaufani pracownicy oraz osoby z zewnątrz uczestniczące w praniu skradzionych firmie pieniędzy.
Największą operacją podjętą przez grupę, były zakupy działek na tworzone w całym kraju centra likwidacji szkód i oceny ryzyka. Liczyło się, żeby kupić ziemię jak najdrożej, nawet kilka razy powyżej faktycznej wartości. Tworzono sztuczne koszta, związane m.in. z opłatami dla fikcyjnych pośredników. W bydgoskiej transakcji uczestniczyło np. podstawione biuro pośrednictwa z Włocławka. Oficjalnie przekazało ono dwa miliony firmie z Giżycka, jak się potem okazało, znajdującej się w upadłości, ta z kolei przelała je na konto spółki z Przemyśla. Jak wykryli potem inspektorzy z Urzędu Skarbowego we Włocławku spółka ta nigdy nie istniała.
Faktycznie owe dwa miliony podjęte zostały z konta giżyckiej firmy przez męża jej właścicielki. Walizkę z pieniędzmi przekazał w motelu pod Węgorzewem pracownikowi PZU Development. Działka przy Fordońskiej do dziś stoi pusta i zarasta chwastami.
Fiskus trafia na ślad
W podobny sposób wyprowadzano pieniądze z PZU przy nabywaniu nieruchomości m.in. w Katowicach, Nowym Sączu, Kielcach, Lublinie. Dzielili się nimi członkowie kierownictwa PZU Development, ich zaufani pracownicy oraz pośrednicy i kurierzy przewożący gotówkę. Wielu z nich prowadziło wystawny tryb życia, stało się właścicielami luksusowych willi , samochodów, sprzętu. Z zeznań części podejrzanych wynika, że ogromna część łupów trafiała do niektórych członków zarządu PZU S.A., którzy za tę cenę kryli wszystkie machinacje.
Rozzuchwaleni bezkarnością malwersanci stawali się coraz mniej ostrożni. Już na początku 2001 roku urzędnicy z Ministerstwa Skarbu zaczęli badać działalność PZU. Jak ustaliliśmy, już 14 maja ub. roku resort skarbu, kierowany wówczas przez minister Aldonę Kamelę Sowińską skierował do warszawskiej prokuratury doniesienie o przestępstwie. Decyzją Ministerstwa Sprawiedliwości śledztwo ostatecznie powierzono łódzkiej Prokuraturze Okręgowej.
Znacznie wcześniej Urząd Skarbowy we Włocławku zainteresował się jednym z miejscowych biur pośrednictwa handlu nieruchomościami. Jego właścicielka, Grażyna B. stwierdziła w zeznaniu podatkowym, że przez cały 2000 rok udało się jej przeprowadzić tylko jedną transakcję kupna działki przy ul. Fordońskiej w Bydgoszczy. Ale za to jaką? Koszta pośrednictwa wyceniono na... 2 miliony! Spółka Grażyny B. oficjalnie zarobiła jednak nędzne grosze, bo prawie cała ta kwota rozeszła się na opłaty dla dwóch pośredniczących w tej transakcji firm. Po bliższym badaniu skarbowcy ustalili, że sprawa jest aferowa i przekazali ją prokuraturze bydgoskiej.
Z willi do celi
Trzeci atak na aferzystów nastąpił ze strony nowego zarządu PZU "Życie". Firma matka podjęła kroki by odzyskać kontrolę nad PZU Development i odwołać jego zarząd powiązany zwłaszcza z byłym prezesem "Życia", Grzegorzem Wieczerzakiem. Na skutek stosowanych przez kierownictwo "Development" kruczków formalnoprawnych udało się przejąć firmę dopiero w sierpniu ub. roku. Do jej biur wkroczyli przedstawiciele nowych władz PZU i zabezpieczyli całe stosy dokumentów. Jeszcze w sierpniu przesłano je do bydgoskiej prokuratury.
Na razie w bydgoskim śledztwie przedstawiono zarzuty 9 podejrzanym. Sześciu z nich nadal przebywa za kratami, wobec dwóch, m.in. aresztowanej początkowo Grażyny B. z Włocławka, zastosowano poręczenie majątkowe. Organy ścigania nadal poszukują listami gończymi pracownika warszawskiej PZU Development, Piotra Kudlaka, który m.in. przeprowadził w imieniu spółki zakup działki przy Fordońskiej. Wśród aresztowanych są Wojciech D. w latach 1998-2000 prezes Development, ściśle powiązany z byłym prezesem PZU "Życie", Grzegorzem Wieczerzakiem, także wiceprezes Waldemar G. Za poręczeniem majątkowym wyszedł z aresztu wiceprezes, a od 2000 roku szef spółki Development, Piotr M.
W bydgoskiej sprawie postawiono podejrzanym zarzuty o tzw. kwalifikowane oszustwo dotyczące mienia znacznej wartości. Grozi za to kara 1-10 lat pozbawienia wolności. Jak nas poinformował rzecznik warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej, Zbigniew Jaskulski, na razie bydgoskie akta dołączono do śledztwa w sprawie PZU "Życie". Nie wyklucza jednak zmiany tej decyzji, wiele wątków afery wiąże się bowiem także z malwersacjami dokonywanymi w PZU S.A.
