Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

CSW kosztowało 50 mln zł. Bilety dotychczas kupiło 5 tys. osób

Adam Willma
Jeden z największych obiektów wystawienniczych w kraju, pierwsze nowe muzeum od 70 lat - zachłystywali się entuzjaści powstania placówki w Toruniu
Jeden z największych obiektów wystawienniczych w kraju, pierwsze nowe muzeum od 70 lat - zachłystywali się entuzjaści powstania placówki w Toruniu www.csw.torun.pl
Tyle samo wejściówek sprzedaje w miesiącu miniaturowe Muzeum Chleba w Radzionkowie.

Jeden z największych obiektów wystawienniczych w kraju, pierwsze nowe muzeum od 70 lat - zachłystywali się entuzjaści powstania placówki w Toruniu. Wyniki badania socjologicznego potwierdzały jednak obawy sceptyków - że sztuka współczesna wzrusza ledwie drobny odsetek mieszkańców regionu. Wskazywali, że Galeria "Wozownia", specjalizująca się w sztuce nowoczesnej, świeci pustkami.

W kuluarach można było jednak usłyszeć z ust urzędników, że darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby - gdy eksperyment z nowoczesną sztuką się nie uda, zawsze można znaleźć gmachowi innego gospodarza.

Niebo gwiaździste nad sztuką
Pierwsze półrocze co do joty potwierdziło obawy. O ile w czerwcu nowy obiekt przyszło zobaczyć ponad 5 tys. osób (w tym 3 tys. na uroczystość otwarcia), to już w kolejnych miesiącach - według szacunków CSW - stanęło na poziomie około niespełna 3 tys. Liczba sprzedanych biletów na wystawy od czerwca do października wyniosła 4,9 tys.

Tymczasem w odległym o 100 metrów niewielkim Planetarium miesięczna (!) sprzedaż biletów przekracza zwykle 25 tys., a samą tylko 115-metrowej salkę Orbitarium każdego miesiąca odwiedza około 5 tys. osób.

Pikanterii dodaje sprawie fakt, że powołane do życia przez grupę pasjonatów Planetarium utrzymuje się wyłącznie ze sprzedaży biletów, nie korzystając z żadnej pomocy publicznej.

Dyrektor CSW Stefan Mucha odpiera zarzuty tłumacząc, że nie sposób elitarnej sztuki współczesnej zestawiać z placówkami popularyzującymi wiedzę. Że w zestawieniu z podobnymi placówkami wyniki CSW nie są złe, są nawet lepsze od podobnego muzeum w holenderskim Eindhoven, liczącego dwukrotnie więcej mieszkańców.

Trudno polemizować z tym poglądem. Wypada tylko współczuć dyrektorowi, którego "wizją jest instytucja kultury o szerokim i pozytywnym oddźwięku społecznym" (ze strony internetowej CSW).

Pozostaje jednak pytanie - z jakiego powodu tak gigantyczną kwotą uhonorowano najbardziej "elitarną" odnogę kultury?

5,4 miliona rocznie
Zadecydował skuteczny lobbing. W 2004 roku Waldemar Dąbrowski minister kultury w rządzie Leszka Millera zainicjował program "Znaki Czasu" wspierający tworzenie kolekcji prac współczesnych polskich plastyków. Dąbrowski nakreślił wizję stworzenia 16 regionalnych placówek zajmujących się sztuką współczesną.

Do grona realizatorów projektu powołany został prezes Fundacji "Tumult" Marek Żydowicz znany jako organizator festiwalu Camerimage. Zaprzyjaźniony z Dąbrowskim Żydowicz przekonał ministra, aby pierwsze nowe Centrum Sztuki Współczesnej postawić w Toruniu.

Koszt budowy wyniósł 46 milionów złotych, z czego 30 milionów dołożyła Unia Europejska. Utrzymanie placówki wzięły na siebie ministerstwo (50 proc. czyli, 2,7 mln), marszałek i prezydent miasta (po 25 proc. - po 1,35 mln). Do tego doszedł prawie milion na zakup prac do kolekcji. Stowarzyszenie "Znaki Czasu", któremu szefuje Marek Żydowicz uzyskało tylko mniejszościowy głos w radzie programowej.

Dyrektorem (z wynagrodzeniem 6,5 tys. zł) został Stefan Mucha, którego Żydowicz określa jako "nuworysza w świecie sztuki i wystawiennictwa". Szef Camerimage zarzuca szefowi CSW brak koncepcji i prowincjonalne myślenie.

Mucha odparował Żydowiczowi (skądinąd celnie), że w budynku poewangelickiego zboru na Rynku Nowomiejskim, który przejął za symboliczną kwotę na prowadzenie działalności artystycznej, nie dzieje się niemal nic oprócz wystaw fotogramów z kalendarza Pirelli. Zdaniem dyrektora CSW Żydowiczowi zależy na rządzeniu w Centrum.

Nie róbmy tego,nie róbmy tego
O ile działania artystyczne w CSW wzbudziły dotąd mizerne zainteresowanie, to sporo emocji towarzyszyło wydatkom na zakup kolekcji. Zwłaszcza z puli dla lokalnych twórców. Stefan Mucha odmawia ujawnienia szczegółów finansowych transakcji. O kulisach zakupów można natomiast dowiedzieć się z wypowiedzi Łukasza Gorczycy dla magazynu "bec.art":

"(...) W międzyczasie niestety instytucja w budowie dostaje bardzo dużo pieniędzy na zakupy dzieł sztuki. Rada Programowa musi decydować, to jest szaleństwo, to jest obłęd. Powiedziałem: "Nie decydujmy, poczekajmy na rozstrzygnięcie konkursu i wyłonienie kuratora, niech instytucja sama utworzy radę zakupów, niech sami decydują". Nie, nie, nie możemy czekać. Więc pada propozycja, niech każdy powie, kogo kupujemy. "No to - mówi jeden członek Rady - ja proponuję, żeby kupić prace prof. Modzelewskiego". Ja zaproponowałem zakup pracy Krzysztofa Wodiczki, ktoś inny prace prof. Gustowskiej, Mirosława Bałki. Później się okazało, że nie da się kupić Wodiczki, bo nie można się do niego dodzwonić albo praca jest za droga. No dobrze, ale prace prof. Modzelewskiego i prof. Gustowskiej można. Lecz potem było kolejne 600 czy 300 tysięcy do wydania, ale tym razem część Rady powiedziała, że te pieniądze musimy wydać na lokalnych artystów. Niech lokalni artyści przesyłają swoje zgłoszenia i zaprosimy ludzi z regionu, to oni wybiorą te prace. Oponowałem: "Nie róbmy tego, nie róbmy tego". Okazało się, że się nie da, siła wyższa. Bo to są częściowo pieniądze marszałka województwa, lokalne pieniądze. Trzeba je wydać i oczekuje się, że na prace artystów związanych z regionem. I tak poszło kilkaset tysięcy złotych na prace twórców jak do tej pory anonimowych dla polskiej historii sztuki. Na przykład tacy artyści kojarzeni z Bydgoszczą czy Toruniem jak Ela Jabłońska w ogóle się tam nie znaleźli. Znaleźli się za to inni. Nawet nie widziałem tych prac".

Toruń kontra reszta Polski
Gorczyca broni przed zarzutami Żydowicza kurator Joannę Zielińską zatrudnioną przez dyrektora Muchę. Sytuację w radzie nazywa wolną amerykanką: "(...) to jest milion złotych z publicznych pieniędzy, 2 miliony, 50 milionów, to są naprawdę duże pieniądze. A kolejne pieniądze idą przecież na zakupy i program. Nie można tego podawać, tylko tłumaczyć na czym polega problem. Ta instytucja będzie dobrze służyć Toruniowi, jeśli będzie miała międzynarodowy charakter, wtedy skorzystają z tego także artyści lokalni. To jest ten sam problem, o którym rozmawialiśmy przed chwilą - konflikt Polska a reszta świata, tu jest Toruń kontra reszta Polski".

Z kolei Marek Żydowicz wytyka Gorczycy, że za pośrednictwem Zielińskiej wspiera związanego ze swoją prywatną galerią artystę Oskara Dawickiego ("jego praca została dokooptowana do wystawy organizowanej przez Zielińską, a CSW zakupiło na jej potrzebę kilka lodówek").

Nowoczesność drugiej kategorii
Centrum Sztuki Współczesnej wpisane było na listę instytucji "narodowych". W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Kultury w ramach porządków po poprzednich ekipach rozesłało do samorządów aneksy do umów. W przypadku Torunia minister zobowiązuje się do płacenia kwoty nie mniejszej niż obecne dofinansowanie, ale już nie zapewnia stałego udziału procentowego. Można więc spodziewać się, że z każdym rokiem samorządy będą musiały dokładać więcej do działalności CSW.
Jak na ironię po latach zapowiedzi ma wreszcie pojawić się w Toruniu Centrum Nowoczesności - ośrodek popularyzacji nauki i techniki z interaktywną ekspozycją.

Podobne placówki w Europie cieszą się ogromnym powodzeniem, zwłaszcza wśród młodzieży. Naukowcy mogą jednak tylko pomarzyć o lobbingu równym artystom. Jako siedzibę przekazano im zrujnowany budynek młynów, który - oprócz CN rozparcelowano na handel, usługi i inkubator technologiczny. Na stworzenie CN wystarczyć ma 27 milionów (16,7 z Unii).

Krążenie pieniędzy po orbitach kultury to zadziwiające zjawisko. Podczas gdy gruntownym remontom poddaje się w Toruniu XX-wieczny kościół garnizonowy i XIX-wieczną wieżę kościoła św. Ducha, na oczach turystów rozpadają się mury gotyckiej świątyni św. Jakuba. Gdy jedna galeria sztuki współczesnej straszy pustkami, wizjonerzy fundują społeczeństwu drugą, dziesięciokrotnie większą. Gdy podczas uniwersyteckiego festiwalu nauki sale pękają w szwach, decydenci uznają za stosowne "wypełnić lukę" na odcinku performance'u i instalacji. Jak widać, sztuka rządzenia publicznym groszem bywa równie hermetyczna, jak sztuka współczesna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska