Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cuda Słodowego

ALICJA BOGIEL
Mariusz Kapała
Rozmowa z ADAMEM SŁODOWYM, autorem popularnych programów "Zrób to sam"

     - Gdzie jest słynna strzałka Adama Słodowego?
     
- Mam ją ze sobą. Tę samą od 40 lat. Jak działa, pokażę na spódniczce koleżanki. Ta biała końcówka jest do wskazywania ciemnych przedmiotów, ta czarna z drugiej strony - do jasnych. Na co dzień wskazówka leży w specjalnym futerale.
     - Przez 25 lat używał pan tej strzałki w telewizji, w swoich programach dla młodych majsterkowiczów. Ile odcinków "Zrób to sam" pan nakręcił?
     
- 505. A potem odszedłem na emeryturę.
     - Skąd pomysły na gadżety?
     
- Przychodziła redaktorka i mówiła np., że jest jesień, więc trzeba coś wymyślić odpowiedniego do tej pory roku. I wymyślałem.
     - Do historii wszedł chodzący miś Yogi i miniaturowy odkurzacz. Gdzie są dziś te eksponaty?
     
- Nie pamiętam. Wszystko rozdawałem - dzieciom w przedszkolach, znajomym, wnukom.
     - Pana nazwisko stało się marką.
     
- Bez przesady, to nie moja zasługa, lecz telewizji. A konkretnie programów, które rozwijały wyobraźnię, uczyły techniki młodych ludzi. Nie jestem typem aktora i nie robiłem spektakli. To były programy w szarym studiu z normalnymi rekwizytami, niepodobne do dzisiejszych - szybkich z kolorowymi obrazkami.
     - Co dziś pokazywałby pan w telewizji?
     
- Jak np. z kilku kawałków drewna zrobić stolik dla dziecka, który "rośnie" wraz z nim. Pomysłów byłoby mnóstwo.
     Na rynku jest teraz wiele ciekawych materiałów, mnóstwo narzędzi. Wystarczy chcieć, a można zrobić z nich wszystko.
     - Dlaczego nie występuje pan już dziś w telewizji, tylko na billbordach? Podejrzewam, że propozycje stacji telewizyjnych były.
     
- Wciąż robię to samo: zachęcam do majsterkowania. To wynika z moich zainteresowań. Trzeba mieć jakieś pasje. Ludzie, którzy ich nie mają, są dziwni. Proponowano mi program np. w Polsacie. Co do telewizji publicznej, dzisiejsza interesuje się tylko polityką.
     - Kiedyś telewizja była lepsza?
     
- Nie tęsknię za czasami "komuny". Nigdy nie byłem zwolennikiem tamtego systemu. Ale wtedy w telewizji publicznej zatrudniano m.in. osoby, które miały ogromną wiedzę i dzieliły się nią z telewidzami. Proszę wspomnieć profesora Zinna, program "Sonda". Do tych programów nikt się zresztą nie wtrącał, bo robiły je autorytety.
     - Wiele telewizji światowych nadal prowadzi programy dla majsterkowiczów i na nich zarabia.
     
- Na całym świecie są takie programy. Najbardziej cenię ten ze Szwecji, który prowadzi plastyczka, i ten z Finlandii. W Australii są aż cztery takie audycje. Tylko w naszej telewizji publicznej nie może powstać.
     - Ale wciąż nadawane są bajki "Pomysłowy Dobromir", które powstały na podstawie pana scenariusza.
     
- Tę bajkę kupiło 14 zagranicznych telewizji. Do dziś niektóre ją nadają. Wiem to na pewno, bo dostaję tantiemy. To była pierwsza bajka, która nie potrzebowała tłumaczenia i wprowadzała młodych widzów w świat techniki.
     - Napisał pan również kilka książek, w tym najbardziej popularną "Lubię majsterkować", przetłumaczoną na wiele języków.
     
- Wszystkie moje książki wydano w 2,5 mln egzemplarzy. Gdyby wyszły teraz, byłbym bogatym człowiekiem.
     - A nie jest pan?
     
- Nie, bo kiedyś inaczej płacono za prawa autorskie. Na programach telewizyjnych też się nie dorobiłem. Przez 10 ostatnich lat pracy w telewizji zaoszczędziłem tylko na skodę octavię.
     - To chyba nie był pana pierwszy samochód?
     
- Pierwszy zbudowałem własnoręcznie w 1946 r. Zrobiłem formy z drewna, potem wygiąłem blachy i wstawiałem wszystko do środka. Jeździł.
     - Dom też pan zbudował?
     
- Mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu w centrum Warszawy. Dzielnica jest dobra, mieszkanie ładne, ale to nic specjalnego. Domu się nie dorobiłem.
     - Jak wygląda mieszkanie Słodowego?
     
- W dużej mierze urządziłem je sam. W kuchni dorobiłem 11-centymetrowe nóżki do szafek, by łatwiej w niej było sprzątać. I podniosłem blaty, bo żona jest wysoka. Mamy sporo półek mojej roboty, no i witraże, które ostatnio są moją pasją. Każdy może zresztą zrobić takie witraże.
     - Każdy?
     
Nie wierzę w lewe ręce. Ktoś, kto tak mówi, kłamie. Po prostu nie chce mu się przyłożyć.
     - Pan ma chyba jednak wyjątkowe zdolności. Skąd?
     
- Myślę, że po pradziadku, który produkował powozy. Własnoręcznie i całe. Sam robił drewniane elementy, sam kuł metalowe, sam wykonywał prace tapicerskie. Robił jeden powóz przez kilka miesięcy. Kiedy wykonywałem formy do swojego samochodu, od razu wiedziałem, jak to zrobić.
     - Doświadczenie nie było potrzebne?
     
- Wiele umiejętności już miałem. Na początku z harcerstwa, które było świetnym sposobem wychowania młodzieży. Pamiętam, że na obozach dostawialiśmy trzy zapałki, menażkę z garstką jedzenia i musieliśmy z tego zrobić obiad. Potem, w czasie wojny, pracowałem cztery lata w fabryce maszyn rolniczych, przeszedłem przez wszystkie działy tego zakładu. Do dziś zapoznaję się ze wszystkimi nowinkami technicznymi i elektronicznymi. Potrafię naprawić DVD, nagrywarkę.
     - Teraz mężczyznom nie są chyba potrzebne takie umiejętności. Wystarczy wezwać fachowca.
     
- Co pani opowiada! Dlatego właśnie mężczyźni nie mają dziś autorytetu. Kiedyś wiele robili sami, widziały to ich dzieci i żony. Dziś siedzą przed telewizorem. A jaką można z tego czerpać godność osobistą? Wszystkich więc zachęcam - majsterkujcie.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska