https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cyrk w dżungli

Wasz Makler

     Spójrz wokoło: zoo... - mawiał fraszkopisarz Sztaudynger i miał, niestety, rację. Niedawno zastanawiałem się, skąd nagle poważni politycy zajmujący się dotąd problemami Polski, Europy i świata, poczuli wolę bożą do rządzenia w miastach? Taki Lesio Kaczyński albo Jędrek disco Olechowski, Tosiek Macierewicz lub Rysio UE-Czarnecki czy inna Kamela-Sowińska... Nagle okazali się nie tylko zdolnymi politykami i ustawodawcami, ale także znakomitymi fachowcami od zarządzania milionowymi aglomeracjami. Łódź? Of koz, że tylko Lepper, albo - jeszcze lepiej - Maruś bonton Markiewicz. Jeśli Kraków - to jedynie Maria J. Rokita, bo Wrocław zaklepał dla siebie Władek Frasyniuk.
     Co więc prawdziwe tygrysy lubią najbardziej?
     Prawdziwe tygrysy kochają władzę. Uwielbiają ją, pławią się w niej, a nawet nurzają, by w ten sposób służyć nam. Temu panu, tej pani, o - i jeszcze tamtej; nam - społeczeństwu. Tygrysy mogą być (nawet jednocześnie, żaden problem) posłami, szefami koncernów, prezydentami miast, dyrektorami kopalni albo kółek rolniczych, prezesami, ministrami, szefami kas chorych lub spółek skarbu państwa, delegatami europejskimi lub koła gospodyń wiejskich. Byle być u góry, byle rządzić nawet byle czym. I najczęściej - byle jak.
     Tygrysy znają się na wszystkim i potrafią rozwiązać każdy problem, osobliwie własnych portfeli.Tylko czasami lądują na aucie, kiedy niewdzięczni wyborcy albo złośliwe partie dadzą im kopa w dół. Ale tygrysy nie przepuszczą żadnej okazji, by dorwać się do niej ponownie. I teraz jest wreszcie szansa: wybory samorządowe. Rzecz jasna nie chodzi o kozie wólki czy pcimie, ale największe aglomeracje: Warszawę, Łódź, Wrocław, Kraków, Szczecin, Poznań... Bo tak naprawdę rządowe konfitury są już wyjedzone, agencje i spółki skarbu państwa - wydojone, a w parlamencie to już nawet nawalić się nie można spokojnie, żeby prasa nie wyniuchała. Więc co?
     Duże miasta - o, tam tygrysy wyczuwają zapach świeżej krwi. Tam są hektary nie sprzedanych gruntów, tysiące tanich kamienic, setki tysięcy kontraktów do podpisania, przetargi, podatki i dotacje oraz bardzo wielkie mnóstwo przyzwoicie płatnych stanowisk. To stawka, o którą nasi nagle rozbudzeni samorządowcy pójdą w bój. Na szczęście nie będziemy głosować na partie, tylko nazwiska. Im bardziej znane - tym gorzej dla nich. Bo ja straciłem nadzieję, że pewnego dnia przyjdzie jakiś świetny treser, wykopie całe towarzystwo i zamknie cyrk. Będzie raczej jak w dowcipie o młodym tygrysku, który pierwszy raz w życiu pojawił się na arenie. Zaciekawiony pyta matkę:
     - A kto tam siedzi?
     - To są widzowie, którzy na nas patrzą. Ale ich nie musisz się bać, przecież widzisz, że wszyscy są za kratami.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska