Wczoraj w Warszawie ponownie obradowała Rada Nadzorcza Krajowej Spółki Cukrowej. - Materiały przedłożone przez zarząd koncernu, nie do końca spełniają oczekiwania Ministerstwa Skarbu Państwa. Poprosiliśmy więc zarząd o dodatkowe analizy - informuje Stanisław Sawiński, sekretarz Rady Nadzorczej KSC.
Ktoś zostanie bez pracy. Jak już w sobotę informowała "Pomorska" ważą się losy trzech kujawsko-pomorskich cukrowni: w Brześciu Kujawskim, Kruszwicy i Nakle, które łącznie zatrudniają około 530 osób. Ich likwidacji domagają się pracownicy zakładów w Łapach i Lublinie, które to zarząd KSC wytypował do zamknięcia. Powód: polskie koncerny cukrownicze, zgodnie z obowiązującą w całej Unii Europejskiej reformą rynku cukru, muszą ograniczyć produkcję o 13,5 proc. (w przypadku KSC jest to ponad 90 tys. ton cukru).
- Ze względów ekonomicznych uznaliśmy, że należy zamknąć fabryki "Lublin" i "Łapy", którym brakuje surowca. Aby mogły produkować cukier, buraki dowożone są im z innych regionów, m.in. z woj. kujawsko-pomorskiego, ale przez to wzrastają koszty transportu - tłumaczy Łukasz Wróblewski, rzecznik prasowy KSC.
Nie rozbijajcie spółki! Takie argumenty nie przekonują cukrowników ze wschodnich rejonów Polski ani pochodzącego z Lublina Krzysztofa Żuka, wiceministra skarbu państwa, nadzorującego KSC. Domaga się on takiego projektu restrukturyzacji spółki, który nie będzie zawierał planów likwidacji lubelskiego zakładu.
Co więcej, cukrownicy z Lublina i Łap żądają przeniesienia siedziby spółki z Torunia do Warszawy. - Nie dopuścimy do tego! - protestuje załoga fabryki "Brześć Kujawski".
W liście do Aleksandra Grada, ministra skarbu państwa, pisze: "Nie ma zgody na rozbijanie naszej wspólnej firmy. (...) Nasze zaniepokojenie budzą zwłaszcza wypowiedzi pana ministra Żuka, które odbieramy jako preferowanie interesów swojego miasta i działanie "we własnej sprawie". (...) Jeżeli takie działania będą kontynuowane, podejmiemy wszelkie dostępne kroki, włącznie z akcją protestacyjną i strajkową" - zapowiadają kujawsko-pomorscy cukrownicy.