Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czas niebezpieczny

Jacek Deptuła
Prawda o islandzkim systemie bankowym wybuchła jak tamtejsze gejzery. Para unosi się nad wyspą i jej gospodarką oraz kontami tych, którzy zaryzykowali.
Prawda o islandzkim systemie bankowym wybuchła jak tamtejsze gejzery. Para unosi się nad wyspą i jej gospodarką oraz kontami tych, którzy zaryzykowali. Fot. sXc
Jasnowidz Krzysztof Jackowski triumfuje. 2 stycznia w "Pomorskiej" przepowiadał jesienny krach - "Banki zadrżą".

Jak to wszystko walnie, to będzie straszny dramat"...

Pierwszego dnia jesieni, 23 września, było już wiadomo, że amerykańskie giganty bankowe Lehman Brothers, Bear Stearns i AIG są na skraju bankructwa. Natychmiast zareagowały światowe giełdy - ceny akcji w ciągu kilkunastu dni spadły nawet o jedną piątą.

Polacy mogą spać spokojnie

Polacy mogą spać spokojnie

Polscy finansiści twierdzą, że nasze oszczędności są bezpieczne. Polskie banki niewiele inwestowały za granicą, są więc mniej uzależnione od światowych zagrożeń. Nie oznacza to jednak, że na obecnym kryzysie tracą tylko inwestorzy giełdowi. Możliwa inflacja, spadek wartości najróżniejszych funduszy inwestycyjnych i emerytalnych uczestniczących w grze giełdowej będą miały negatywny wpływ na kieszeń każdego Polaka.

Głos zabrał też papież Benedykt XVI: "Wraz z upadkiem wielkich banków znikają pieniądze. One są niczym. Tylko słowo Boże jest trwałą rzeczywistością".
Ale wkrótce okazało się, że przezorny Watykan już w lipcu zamienił większość swoich akcji giełdowych na obligacje państwowe, twardą walutę i złoto. Złośliwi brytyjscy dziennikarze, którzy ujawnili ten fakt, dworują sobie, że Stolica Apostolska ma albo znakomitych finansistów, albo dostała cynk z góry.

Raj zbankrutowany?
"Koniec kapitalizmu!", "Świat na krawędzi krachu", "Islandia zbankrutowała" - krzyczały kilka dni temu tytuły gazet na całym świecie. Globalny system finansowy to bowiem gigantyczne, wirtualne domino. A najważniejsze jego klocki należą do USA. To giełda Wall Street. Nie darmo ekonomiści mówią, że kiedy Ameryka kichnie, cały świat ma katar.

Na dodatek domino już ruszyło. Na razie największa ofiarą krachu jest Islandia. Niewielki wyspiarski kraj, niecałe 300 kilometrów od brzegów Grenlandii, liczący mniej mieszkańców niż Bydgoszcz. Do niedawna prawdziwy raj, jedno z dziesięciu najbogatszych państw świata. Jak więc to możliwe, że taka potęga finansowa upada, a korona islandzka traci błyskawicznie aż 70 procent wartości? Banki zamroziły pieniądze na kontach klientów. Nie można w ogóle wypłacać oszczędności, by zamieniać je, np. na euro lub dolary. W ten sposób Islandczycy (i kilkanaście tysięcy pracujących tam Polaków) tracą podwójnie. Panikę widać też w sklepach - klienci na gwałt wykupują towary, bo jutro będą o wiele droższe albo nie będzie ich wcale. Na stacjach benzynowych kilometrowe kolejki. Poranne kursy walut w Reykjaviku mogą wzrosnąć wieczorem nawet i o połowę. W internecie tysiące Polaków informuje się, jak wywieźć z wyspy pieniądze, bo rząd zamroził też transfery zagraniczne.

Jeśli niewypłacalność (czasową, jak twierdzi premier Geird Haarde) islandzkich banków i aktywów rządowych uznać za bankructwo państwa, to rzeczywiście mamy do czynienia z pierwszym takim przypadkiem, jeśli nie liczyć bananowych republik. W sensie dosłownym Islandia nie zbankrutuje - stracą "tylko" jej obywatele.

Cud finansowy
Janusz Korwin-Mikke ma na to jedno wyjaśnienie: Islandia nigdy nie była bogatym krajem. To skalista wyspa, której podstawą gospodarki było pół wieku temu rybołówstwo. Dopiero gigantyczny rozwój sektora bankowego i finansowego w latach 80. i 90. pociągnął jej gospodarkę do przodu. W usługach bankowych i turystyce pracowało do niedawna ponad 70 proc. społeczeństwa, a tylko 6 proc. w rybołówstwie. Roczna wartość produktu krajowego wyspy to zaledwie 14 mld dolarów, natomiast aktywa tylko trzech największych banków islandzkich - ale wirtualne! - to ponad 100 mld dolarów.

Źródło sukcesu Islandii z końca XX wieku stało się przyczyną jej obecnej klęski. Bo giełda na Wall Street i finanse amerykańskie pękły jak mydlana bańka, pociągając za sobą największą i najbardziej wrażliwą gałąź gospodarki Islandii. Korwin - Mikke kwituje to jednym zdaniem: "Na kredyt to każdy może być bogaty".

Z kolei Bartosz Pawłowski, strateg z TD Securities w Londynie - firmy zajmującej się doradztwem na rynku kapitałowym dla instytucji i rządów - przedstawił w "Gazecie Wyborczej" podobne przyczyny upadku islandzkiej gospodarki. Twierdzi, że globalny kryzys na świecie spowodował, iż instytucje finansowe przestały islandzkim bankom pożyczać pieniądze albo pożyczały je bardzo drogo. A to wpędziło je w ogromne kłopoty.

I, jak to w globalnej ekonomii bywa, islandzkie domino przewróciło w dalszej kolejności kilka brytyjskich klocków. Okazało się bowiem, że agresywna ekspansja banków z Islandii sprawiła, że Brytyjczycy ulokowali w nich miliardy funtów! Czy są to stracone pieniądze?

Rząd Wielkiej Brytanii zagroził ogromnymi sankcjami gabinetowi Geirda Haarde'go i ten obiecał, że Islandia szybko wypłaci Brytyjczykom ich pieniądze. Ale tylko do wysokości 16 tys. funtów. podczas gdy prawo brytyjskie gwarantuje klientom upadłych banków 50 tysięcy.

Aby ratować płynność światowych finansów rządy wielu krajów nacjonalizują bankrutujące banki i instytucje finansowe. Stany Zjednoczone, które na czas nie interweniowały na kulejących rynkach kredytów hipotecznych, wpompowały już w swój system bankowy niewiarygodną ilość pieniędzy podatników - 750 miliardów dolarów. Krytykuje to znany ekonomista, republikanin Dick Armey, który w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" obwinił za kryzys rząd USA:

"To cały łańcuch złych decyzji, który był wynikiem powszechnego przekonania, że nic nikomu nie grozi, że możemy pozwolić sobie na wszystko, bo rząd i tak nas wyratuje. I to jest źródło całego zła. Nie lubię hazardu, nie gram w pokera, bo nie za bardzo potrafię, ale wiem, że to ryzykowna zabawa. I jeśli powiesz mi, że podatnicy pokryją każdą moją stratę, każdą moją stawkę w grze, to czemu nie, chętnie zagram, a nawet postawię wszystko, mając w ręku parę dziesiątek (...) Mamy do czynienia z przypadkiem państwa, które przestało się samo kontrolować, które zapomniało o własnych ograniczeniach".

To dlatego Armey każde zajęcia ze studentami ekonomii politycznej zawsze zaczyna od pierwszego aksjomatu Armeya: "Rynek jest racjonalny, a państwo jest głupie".
Unio, ratuj - razem bezpieczniej

Tymczasem śladami USA podążają rządy największych potęg europejskich:Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Zaczęły gwarantować nie tylko oszczędności obywateli, ale i pożyczki międzybankowe.

Islandia, dotąd bardzo sceptyczna wobec Unii Europejskiej, nagle zmieniła front. Ingibjorg Solrun Gisladottir, minister spraw zagranicznych, ratunek widzi w członkostwie wspólnoty. Poparł ją nawet największy przeciwnik integracji w islandzkim rządzie Einar Gudfinnson mówiąc: "sprzeciwiałem się wstąpieniu do Unii, ale teraz musimy brać pod uwagę każde rozwiązanie".

A jasnowidz Krzysztof Jackowski, który przewidział bankowy kryzys, radzi czytelnikom "Gazety Pomorskiej": - Jeśli w świecie jest taka dziura kredytowa, to możemy tylko kawę wypić i dobry film obejrzeć. Czas niebezpieczny będzie do wiosny. Strzeżmy się końcówki października i listopada.
Chyba, że wolimy zainwestować w parę sztabek złota...
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska