
Gdy już wsiadłam do pociągu - nie było źle. Najgorsze były godziny spędzone na dworcach.
(fot. Fot. Lech kamiński)
Spóźnienia pociągów tego konsorcjum to norma. Ale wagony były czyste i ciepłe, a obsługa - przyjazna. Niestety, niesmak podróży pozostawiły... dworce PKP.
Do Wierzchucina docieram o godzinie 5.45. Ciemno, zimno. Dwie panie raźnie kroczą w kierunku peronu. Mają jeszcze chwilę do odjazdu pociągu do Tucholi (godz. 5.51), więc opowiadają o Arrivie. - Różnie jest. Raz się spóźniają, raz nie. Na początku pociągi nawet nie jeździły. Bez uprzedzenia. Ale od miesiąca się polepszyło - mówi Urszula Tichman z Wysokiej. - Bywają drobne spóźnienia. Ale 20 minut to było najwięcej w ostatnim czasie. Przynajmniej na naszej trasie do Tucholi - dodaje.
Potwierdzają to Remigiusz z Lniana i jego kolega Piotr. Obaj czekają na pociąg do Bydgoszczy. - Nieraz mają spóźnienie, ale parę minut tylko. I to najczęściej przy odjazdach z Bydgoszczy, gdy wracamy ze szkoły - podkreśla Piotr Sobiechowski.
Do tłoku zdążyli już prawie przywyknąć. - To logiczne. Jeśli jedzie 200 lub 300 osób, a podstawiają dwa "pomarańczowe" (szynobusy - przyp. red.) i wagonik, to tam jest tłok jak diabli - wyjaśnia Remigiusz Redzimski. - Mogłoby być więcej pociągów z Bydgoszczy.
Ewa Kotowska jedzie z Jastrzębia koło Laskowic do Bydgoszczy do szkoły. W Wierzchucinie ma przesiadkę. - Ten do Bydgoszczy zawsze czeka na pociąg z Laskowic - zaznacza.
Jest zadowolona z nowego przewoźnika. - Pociągi są lepsze. Wygodne - chwali.
Ale... - Zdarza się, że drzwi się otwierają w czasie jazdy - mówi Tichman. - Albo się wcale nie otwierają i sama obsługa pociągu ma problem z uruchomieniem drzwi. - Stare, pomarańczowe się psuły - mówi o taborze Arrivy Remigiusz.
Laskowice Pomorskie
Pociąg do Laskowic mam niestety dopiero o 9.22. A potem tylko dwie minuty na przesiadkę. Nie ryzykuję. Docieram tam samochodem. Na dworcu kupuję bilet na Arrivę do Grudziądza. Zostają mi jeszcze... dwie i pół godziny czekania.
Dworca w Laskowicach miło wspominać nie będę. Podobnie jak inni pasażerowie, którym przyjdzie czekać tam na połączenie. Po 15 minutach siedzenia w przeciągu jestem przemarznięta do szpiku kości. Wielki napis na jedynym sklepie na dworcu obwieszcza, że w środku kupię gorące napoje. Jednak, gdy pytam o herbatę z cytryną, sprzedawczyni przecząco kiwa głową. W rzeczywistości na żaden z gorących rarytasów nie mam szansy.
Opóźniony...
- Pociąg spółki Arriva z Grudziądza do Laskowic, planowy przyjazd godzina 7.56, opóźniony około 20 minut - słyszę z megafonów. Ten z Laskowic do Chojnic, też Arrivy, zamiast o 8.13 odjeżdża o 8.15, pociąg z Laskowic do Bydgoszczy wyjeżdża o 9.09, czyli 5 minut później niż w rozkładzie. O ile dłużej ja będę musiała czekać na mój pociąg, ten do Grudziądza? - zastanawiam się chuchając w zmarznięte ręce.
Nie jest źle. Szynobus z dołączonym do niego wagonem jest podstawiony na peron dobrych kilka minut przed odjazdem. Pociąg odjeżdża tylko 3 minuty później niż wynikałoby to z rozkładu.
W końcu ciepło
Po prawie trzech godzinach marznięcia na dworcu siadam w cieplutkim szynobusie. Jeśli Arriva oszczędza na ogrzewaniu, jak informują nas nasi Czytelnicy, to nie w przypadku składu, do którego ja trafiam.
Szyby rzeczywiście nie są najczystsze, ale można bez problemu obserwować świat za nimi. Tłoku nie ma. Mimo to wszystkie miejsca siedzące są zajęte. - Czy na następnym przystanku mogę przejść do drugiego wagonu? - pytam konduktora. - Ale on nie jest używany - słyszę. Pracownik Arrivy jest uprzejmy i spokojny. - Jak to? Widziałam, że ludzie tam wsiadają - upieram się. - No wsiąść mogą, ale drugi wagon jest nieogrzany. Mamy awarię systemu doprowadzającego tam ciepło. Jeśli pani już tutaj ma miejsce, to po co się przenosić?
Szynobus snuje się spokojnie po torach. - Często jeżdżą Państwo tym pociągiem? Czy zwykle się spóźnia? - pytam siedzących naprzeciwko. - Nie. Raczej nie. A tym razem się spóźnił? - Trzy, może cztery minuty. - To prawie nic. Takie drobne opóźnienia mogą się zdarzyć - zezwalają pasażerowie.
Niektórzy mają na to wyjaśnienie. - To dlatego, że czekają na pociągi PKP. Dojeżdża taki do Laskowic na przykład z Gdańska opóźniony. Arriva pewno mogłaby jechać, ale poczeka na pasażerów, którzy chcą przesiąść się do Grudziądza - mówi młody człowiek.
Dojeżdżamy do Grudziądza. - Proszę, żeby wszyscy wysiedli na stacji. Nawet ci, którzy jadą dalej w kierunku Brodnicy - ogłasza konduktor. - Musimy odczepić drugi wagon, a takie manewry nie mogą się odbywać z pasażerami. I dodaje z rozbrajającą szczerością. - A nie mamy dodatkowego pociągu, który mógłby podjechać po ten wagon i go zabrać.
Po chwili jednak obsługa pociągu zmienia zdanie. Z kabiny konduktora wyskakuje pracowniczka Arrivy i z zadowoleniem informuje: - Nie trzeba wysiadać. Taką decyzję podjęliśmy. Odczepimy tutaj wagon.
Dzięki temu pasażerowie jadący w kierunku Brodnicy mogą 25 minut spędzić w ciepłym szynobusie, a nie na zimnym peronie. Też wybieram tę opcję.
Postanawiam, że jadę do Jabłonowa. - Oczywiście, wystawię pani bilet. Nie musi pani iść do kasy na dworcu - słyszę od konduktora. Mam szczęście, bo jadę z Laskowic i ten sam szynobus jedzie dalej. - A pan wsiada dopiero tutaj, tak? To musi pan kupić bilet na dworcu - odsyła konduktor innego pasażera. Po chwili dodaje łagodniej: - To znaczy, jeśli kupi pan u mnie bilet, to będę musiał panu doliczyć 4 złote za jego wystawienie. Na dworcu będzie taniej.
Jabłonowo Pomorskie
Pociąg odjeżdża z Grudziądza punktualnie. Jedzie spokojnie i dociera dokładnie o czasie do Jabłonowa Pomorskiego. Na dworcu, gdzie dziennie przesiadają się setki pasażerów - zimno. Po sali kasowej hula wiatr. Pasażerowie czekają w przeciągu. Jest wprawdzie sklepik spożywczy, ale gorącej herbaty nie kupię. Aby się rozgrzać, muszę iść i szukać kawiarenki w centrum.
Powrotny do Grudziądza mam po prawie dwóch godzinach. W szynobusie siadam naprzeciwko Haliny Glinowieckiej z Grudziądza. - Dwie godziny musiałam czekać na pociąg. Ten z Iławy nie jest w ogóle dopasowany do pociągu do Grudziądza. Nie wiem, kto to tak bezsensownie wymyślił. Podziela moje zdanie na temat dworca. - Straszny - mówi siedząca naprzeciwko Halina Glinowiecka. - Nie ma gdzie kupić ciepłych napojów, nie ma poczekalni, nie można nawet skorzystać z toalety. Czy tak powinien wyglądać poważny przesiadkowy dworzec? - pyta.
Choć pociąg do Grudziądza spóźnia się, to "łapię" jeszcze szynobus do Torunia. Na kolejnych stacjach wsiada coraz więcej pasażerów. Tłoku nie ma, ale nie jest to godzina szczytu dla pociągów. Potrafię sobie wyobrazić, że wcześnie rano i popołudniu szynobus może pękać w szwach.
Droga Arrivo, masz wyjątkowo cierpliwych pasażerów, skoro tak pobłażliwie mówią o twoich 20-minutowych spóźnieniach. I choć podróży twoimi pociągami nie wspominam najgorzej, to przez twoje spóźnienia byłam skazana na dworce PKP. A to był już koszmar, na który nie byłam przygotowana. Łączę się zatem w bólu z wszystkimi pasażerami naszych kolei. I z radością donoszę, że jest szansa, by pół miliona złotych kary, które Arriva musi zapłacić za notoryczne spóźnienia, zostało przeznaczone na dworce w regionie. To świetny pomysł Panie Marszałku. Byle tylko PKP wiedziało, co zrobić z tymi pieniędzmi!