Lidia Włoch wyprowadziła się z domu kilka miesięcy temu, a działkę przekazała siostrzeńcowi, który wybudował dom kilkanaście metrów dalej, w głębi posesji. Kobieta nie zdążyła wynieść wszystkich swoich ubrań, szaf i urządzeń agd. - Była tam jeszcze pralka, wirówka i szafy - informuje.
W budynku nie było już energii elektrycznej i innych instalacji. - Jestem pewna, że to sprawka podpalacza - mówi Włoch. - Siostrzeniec wrócił do domu o dwunastej i nie było oznak, że w domu coś się złego dzieje.
Po godz. 1.30 sąsiad zauważył, że chata płonie. - Jak przyjechaliśmy, budynek był już w ogniu - mówi Andrzej Kuchenbecker, komendant czerskiej OSP. - Nastawiliśmy się głównie na ochronę zabudowań gospodarczych, które znajdowały się w sąsiedztwie.
Lidia Włoch żałuje, że dom spłonął. Co prawda budynek był przeznaczony do rozbiórki ale najważniejsze jego elementy miały trafić do skansenu. - Przyjechali do nas pracownicy muzeum i oglądali budynek - mówi. - Byli zainteresowani przede wszystkim belkami.
Obecny właściciel chaty miał już zgodę na jej rozbiórkę. - Nie ustaliliśmy przyczyny pożaru - mówi Kuchenbecker. - Śledztwo będą prowadzić policjanci z czerskiego komisariatu.
Renata Konopelska-Klepacka, rzeczniczka chojnickiej policji, mówi, że funkcjonariusze będą sprawdzać, czy nie "doszło do udziału osób trzecich". Tymczasem czerszczanie przypominają, że w ub.r. na ul. Tucholskiej i w jej okolicy spłonęło kilka szopek. Policjanci nie kryli wtedy, że to był wynik działania podpalacza. Niestety, winnych nie udało się zatrzymać. - Prokurator umorzył postępowanie - informuje "Pomorską" Konopelska-Klepacka.
Czytaj e-wydanie »