https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czterdziestolatek z przeszłością

Waldemar Pankowski [email protected] współpraca Kamila Mróz
Marszałek Całbecki
Marszałek Całbecki fot. Paweł Marwitz
Do marszałka Piotra Całbeckiego można zadzwonić prawie o każdej porze. Prawie.

Bo po dobranocce marszałek nie odbiera telefonów. Usypia Helenkę.

12 listopada 2006 roku, w wyborach do sejmiku, na Całbeckiego głosowało 22.985 osób. Żaden inny kandydat w Kujawsko-Pomorskiem nie uzyskał takiego poparcia.

Kim jest człowiek, który rok temu przerwał trwający osiem lat okres panowania w naszym regionie eseldowskiego marszałka Waldemara Achramowicza?

Sielskie dzieciństwo
40 lat temu, 4 października 1967 roku, w toruńskim szpitalu, państwu Całbeckim z Łubianki urodziło się piąte dziecko. Piotr Franciszek miał już trzy starsze siostry (wszystkie będą studiować medycynę) i brata, który po ukończeniu bydgoskiej Akademii Techniczno-Rolniczej odziedziczy po rodzicach gospodarstwo.

Na razie jednak całe rodzeństwo jest jeszcze w domu i pomaga rodzicom podczas prac w polu.

W podstawówce Piotr uczy się dobrze, ale pewnie mógłby mieć jeszcze lepsze oceny. Tyle że gdy tylko wróci ze szkoły, zaraz pędzi albo grać w piłkę, albo do swoich gołębi i jedwabników.

- Jedwabniki to było nasze źródło dochodu. Najpierw hodowały je moje siostry, potem ja przejąłem pałeczkę. Pieniądze wydawaliśmy na wakacje albo inne potrzeby. Pamiętam, że dzięki temu kupiłem sobie magnetofon Finezja - wspomina.

Ciąg na bramkę
Jedwabników Całbecki już nie hoduje, miłość do futbolu pozostała mu do dziś.
- Wciąż jeszcze spotykamy się i gramy w "nogę" - przyznaje Grzegorz Borek, szef Europejskiego Centrum Współpracy Młodzieży w Toruniu, do niedawna doradca marszałka. - Z Piotrem znany się jeszcze z podstawówki. Tylko że ja byłem klasę wyżej. Grałem już na różnych pozycjach. Najpierw byłem bramkarzem, potem napastnikiem, teraz najczęściej jestem obrońcą. Piotr od początku miał ciąg na bramkę. Lubi atakować.

Marszałek gra w piłkę nie tylko z kolegami, ale także... podwładnymi. Urząd Marszałkowski ma swoją drużynę piłkarską, która zdążyła się już pokazać z dobrej strony na kilku turniejach samorządowców.

Całbecki wprawdzie w tej drużynie nie występuje, ale bywa, że uczestniczy w jej treningach.

- Na początku było trochę głupio. Jak tu wejść wślizgiem w szefa? Ale potem w trakcie gry człowiek zapomina z kim gra, zwłaszcza że marszałek nogi nie odstawia - mówi jeden z młodych urzędników Urzędu Marszałkowskiego.

Młodości, ty nad poziomy
Całbecki zdecydowanie odmłodził urzędnicze kadry. Ściągnął do siebie z toruńskiego magistratu najbliższych współpracowników z wydziału rozwoju i projektów europejskich, którym kierował. Wiele stanowisk obsadził w drodze konkursów.

Marszałek stawia na młodych, bo sam miał zaledwie 31 lat, gdy jako działacz AWS (teraz należy do PO) został członkiem toruńskiego zarządu miasta. Do jego obowiązków należało m.in. zabieganie o środki unijne. Przez osiem lat zdobył dla Torunia ponad 370 mln zł.

Teraz wraz z młodą ekipą Urzędu Marszałkowskiego głowi się jak podzielić (bagatela!) miliard euro, które nasz region otrzymał w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego.

Pan od biologii
Jednak droga Całbeckiego do najwyższych stanowisk w mieście i województwie nie była prosta.

Zgodnie z rodzinną tradycją chciał być lekarzem. Zabrakło mu jednak trzech punktów na medycynę. Zdecydował się więc na biologię na UMK.

Po studiach trafił, jako nauczyciel, do najmniejszej, toruńskiej podstawówki na Rudaku. I jak to bywa w małych szkołach uczył wszystkiego, od biologii i chemii po... muzykę.

Jego przygoda z oświatą nie trwała długo.

Już dwa lata po studiach, w 1996 roku, zaczął bowiem działać w kierowanym przez Borka Europejskim Centrum Współpracy Młodzieży. Wtedy też napisał swój pierwszy wniosek o pieniądze z Brukseli. Chodziło o środki z programu PHARE "Szanse na przyszłość".

I tak przyszły marszałek został specjalistą od funduszy unijnych.

Chłopska natura?
W czasie roku rządów udało się marszałkowi Całbeckiemu rozwiązać kilka spraw, z którymi przez osiem wcześniejszych lat nie dała sobie rady poprzednia ekipa.

Przełamał monopol PKP na przewozy lokalne. Znalazł sposób, poprzez przekształcenie ich w uniwersyteckie, na uratowanie zadłużonych szpitali.

Przeciwnicy zarzucają mu jednak, że nie pozbył się swojego zastępcy Macieja Eckardta z PiS-u, gdy ten na druku z logo Urzędu Marszałkowskiego wysłał do Watykanu list w obronie ojca Rydzyka. Eckardt zrobił to po tym, jak "Wprost" ujawniło taśmy z nagraniami, na których szef Radia Maryja nazywa żonę prezydenta RP czarownicą.

Marszałek poparł też wniosek ojca Rydzyka o 15 mln euro na rozbudowę Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Całbecki broni się, że nie mógł wniosku odrzucić, bo ten spełniał wszystkie warunki formalne.

Jego krytycy twierdzą jednak, że może chodzić raczej o wyniesioną przez marszałka z domu "chłopską" spolegliwość wobec osoby duchownej.

Zosia, Ola i Helenka
Marszałek sam zresztą nie jest do końca zadowolony z pierwszego roku swoich rządów. - Wciąż jeszcze muszę zajmować się wieloma bieżącymi sprawami, brakuje czasu na pracę koncepcyjną - mówi.

A czym zajmuje się marszałek Całbecki po pracy? Oczywiście jeśli nie gra w piłkę?
Swoimi córkami: Zosią (9 lat). Olą (6 lat) i Helenką (3 lata).

Dlatego po 19.30 lepiej do marszałka nie dzwonić. Usypia Helenkę.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska