W sobotni wieczór Mariusz bawił się w jednym z klubów na toruńskiej starówce. Tam doszło do szarpaniny. - Dostał pięścią w głowę - opowiada nam pracownik pubu.
Poszkodowany mężczyzna wrócił po tym do domu. Następnego dnia, w niedzielę, skarżył się na ból głowy. Wieczorem pojechał więc do szpitala na Bielanach. Lekarz przepisał mu tabletki przeciwbólowe i zrobił mu badanie rentgenowskie.
Mężczyzna miał lekkie wstrząśnienie mózgu. Według naszych nieoficjalnych informacji doznał też uszkodzenia kręgu szyjnego.
Lekarz puścił jednak Mariusza do domu. Mężczyzna położył się spać i już się nie obudził.
- Dlaczego lekarz nie zatrzymał go w szpitalu? - pyta ojciec Mariusza, który cały czas nie może pogodzić się ze stratą syna.
Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. - Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy - mówi dr Maciej Jackowiak ze Szpitala na Bielanach.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, sekcja zwłok wykazała, że Mariusz miał w głowie krwiaka. Sprawą jego śmierci zajęła się już toruńska prokuratura. Śledczy sprawdzą, czy lekarz nie popełnił błędu. - Życia mu to jednak już nie zwróci - mówi smutno pan Marek, ojciec Mariusza.