Gdyby sądzić tylko po tym, jak zakładamy indywidualne konta emerytalne, można stwierdzić, że nie. Liczymy, że jakoś to będzie, że państwo nie da umrzeć z głodu.
Trzy filary, trzy źródła
Po co dodatkowo zbierać na emeryturę, skoro płacimy już obowiązkową składkę na ZUS? I to niemałą, bo prawie 20 proc. zarobków. Część pracowników dzieli te pieniądze między zakład ubezpieczeń a otwarte fundusze emerytalne, które pieniądze inwestują i je pomnażają. Dla pracowników urodzonych po 1968 roku, podział składki jest obowiązkowy.
Gdy przygotowywano reformę emerytalną mówiono, że przyszła emerytura ma składać się z trzech części (nazwanych filarami). I filar to ZUS - obowiązkowy, II - otwarte fundusze emerytalne (OFE), obowiązkowe dla urodzonych po 1968 roku, a mogli je wybrać także pracownicy urodzeni w latach 1949-1968. III filar to indywidualne oszczędzanie (inwestowanie) z myślą o wykorzystaniu uzbieranych pieniędzy po zakończeniu pracy.
Jedni są zwolennikami polisę ubezpieczenia na życie z funduszem, kogo stać - kupuje działkę. Inni zakładają lokatę w banku albo wpłacają do funduszy inwestycyjnych. Wszystko to jest działaniem na własną rękę, wyrazem przezorności.
Podatek zamiast zachęt
Żeby do samodzielnego odkładania pieniędzy zachęcać, rząd miał przygotować ulgi i zachęty. Od początku bowiem było mówione, że dopiero emerytura z wszystkich trzech źródeł zapewni poziom życia bliski temu, który mieliśmy pracując.
Mimo że fundusze emerytalne osiągają dobre wyniki, szacunki pokazują, że świadczenie tylko z ZUS i OFE będzie dużo niższe niż ostatnie zarobki. Uzupełnieniem ma być właśnie III filar. Powstały pracownicze programy emerytalne (PPE), potem długo, długo nic. Zamiast zachęt do indywidualnego oszczędzania wprowadzono podatek od zysków (podatek Belki).
Dopiero od września 2004 roku działa kolejna forma III filara, utworzona przez rząd. To indywidualne konta emerytalne - IKE.
IKE urodziły się w bólach i mimo szumnych zapowiedzi, że w ciągu roku powstanie co najmniej 1,7 mln indywidualnych kont - tylu nie ma do dziś. Bo zachęty do oszczędzania kiepskie.
Na IKE można wpłacić rocznie nie więcej, niż 150 proc. przeciętnego wynagrodzenia, co wynosi około 3700 zł. Pieniędzy nie można bezkarnie wypłacić przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Trzeba je zamrozić na długie lata.
Nagrodą dla cierpliwych za wieloletnie oszczędzanie jest właśnie brak podatku Belki.
Zachęty okazały się kiepskie. Z danych ministerstwa pracy wynika, że do końca czerwca 2006 (nowszych nie ma) rachunki IKE miało 667 107 osób. Zgromadzili na nich ponad 970 mln zł. Chętniej oszczędzają kobiety (mają 54,4 proc. rachunków), a najliczniejszą grupą są pracownicy w wieku 41- 50 lat. Do nich należy ponad 27 proc. kont.
Wyższy limit i raty
Resort pracy przygotował projekt zmian w ustawie, by więcej osób zachęcić i przekonać do samodzielnego oszczędzania na emeryturę.
Po pierwsze, chce podnieść dopuszczalną wysokość wpłat w ciągu roku. Proponuje 450 proc. przeciętnego wynagrodzenia. To obecnie dawałoby około 12 tys. zł rocznie.
Kwota w następnym roku nie mogłaby być niższa, nawet gdyby spadły przeciętne zarobki. Zachętą ma być możliwość wypłacenia części zgromadzonych pieniędzy przed emeryturą. Od tego jednak trzeba by zapłacić podatek Belki. Po osiągnięciu wieku emerytalnego można by oszczędności wypłacać w ratach.
Z czego oszczędzać
Rząd planuje zająć się projektem w tym kwartale. - Z prac w Sejmie jeszcze nad PPE pamiętam, że III filar miał być tak skonstruowany, by obejmował jak największą część społeczeństwa - mówi Andrzej Strębski (OPZZ), członek zespołu ubezpieczeń społecznych w Komisji Trójstronnej. - Jeśli połowa społeczeństwa żyje na poziomie minimum socjalnego, to z czego ma oszczędzać?
Trudno jednak przekonać Polaków do systematycznego odkładania niewielkich kwot, bo doświadczenia z tym mamy kiepskie. Tymczasem doradcy finansowi pokazują, że ostatni okres oszczędzania ma największe znaczenie. Paweł Majtkowski z "Expandera" wylicza, że odkładanie 100 zł miesięcznie (przy 9-proc. stopie zwrotu rocznie) po 20 latach da 64 345 zł. Ale następne 10 lat oszczędzania pomnoży je o więcej niż o 100 proc. - do 171 438 zł. Nie ma wątpliwości, że jest to oferta dla młodych i wytrwałych.
Zachętą mogłaby okazać się korzyść doraźna - możliwość odliczenia części wpłat od podatku już dziś. Ale takiego rozwiązania rząd nie proponuje.
