Patryk jest uczniem II klasy liceum profilowanego w Zespole Szkół Ekonomicznych we Włocławku. Mówi o sobie: - Staram się nie nudzić w szkole i poza nią. Działa w Młodzieżowej Radzie Prezydenckiej, która systematycznie spotyka się w ratuszu z prezydentem Władysławem Skrzypkiem, jak również w Szkolnym Klubie Europejskim. - Moja nauczycielka, Danuta Sobieraj, opiekunka klubu, namówiła mnie do wzięcia udziału w teście, dotyczącym naszej obecności Unii - opowiada Patryk. Rozwiązał zadania testowe na tyle dobrze, że jako jedyny uczeń z województwa kujawsko-pomorskiego wygrał rejs europejski na jachcie "Ladi Bi", którym miał dowodzić
kapitan Krzysztof Baranowski
Morska przygoda rozpoczęła się już na lądzie. - Do Brukseli wraz z innymi uczestnikami rejsu, wyruszyliśmy autokarem. Jazda trwała 23 godziny - dość długo, ale dzięki temu zdążyliśmy się dobrze poznać - mówi Patryk. W Brukseli młodzi żeglarze spotkali się z Jolantą Kwaśniewską i Danutą Hubner. Przekazano im, podczas miłej uroczystości, symboliczne klucze do Europy. Było też ekskluzywne przyjęcie
w Royal Yacht Club
w Brukseli. - Belgowie to szalenie mili i kulturalni ludzie - stwierdził Patryk po tym raucie. Równie mili i uczynni byli w mniej uroczystych okazjach. - Na przykład gdy zgubiliśmy drogę do portu - mówi. Jeszcze przed wypłynięciem na pełne morze przeszli krótki kurs żeglarstwa, poznali także podstawowe zasady bezpieczeństwa na jachcie. Wówczas też okazało się, że kapitan Baranowski musi pilnie wracać do Warszawy i dowództwo na jachcie obejmie ktoś inny
- To była jedyna nieprzewidziana okoliczność podczas morskiej podróży - mówi Patryk. Wszystko inne przebiegało zgodnie z oczekiwaniami. Było więc
mnóstwo zwiedzania w belgijskich portach
do których zwijali przed wypłynięciem na pełne morze. Młodzi żeglarze sami zorganizowali sobie zwiedzanie Brugii, gdzie byli m.in. w Sanktuarium Krwi Chrystusa. - Spotkaliśmy tam polską siostrę zakonną, z którą długo rozmawialiśmy - opowiada włocławianin. Na pełnym morzu niektórym dokuczała choroba morska. - W moim przypadku przejawiała się w dwojaki sposób. Typowy, czyli jako... daniny dla Neptuna, po czym następował wielki przypływ apetytu. Byłem wciąż
strasznie głodny
- przyznaje Patryk. Choroba nie przeszkodziła, na szczęście, w obowiązkowych lekcjach nawigacji, oraz w wachcie, która pełnił o czwartej nad ranem. Po wpłynięciu do Amsterdamu wybrali się całą grupą na zwiedzanie miasta. - To niezapomniane przeżycie. Zachwyciła nas mnogość kultur. Na ulicach spotyka się ludzi wielu narodowości, co rusz ktoś coś śpiewał, pokazywał sztuki... Miałem wrażenie, że na każdym rogu można tu spotkać jakiegoś Boba Marleya... _Powrót na jacht wiązał się perspektywą kolejnych godzin "bujania". - Trochę dało nam to w kość, przez dwie noce wiało około 7stopni w skali Beauforta - opowiada Patryk. - _Dla chorujących na morską chorobę oznaczało to trwanie w pozycji "na Allacha". Żeby oszukać błędnik chodziliśmy na dziób jachtu i śpiewaliśmy "Przeżyj to sam". A jachtowym hymnem była piosenka "Konik na biegunach". Taki, co to rozkołysze, rozbawi... Nawet nasz jacht
przechrzciliśmy na "Blady"...
Przygoda z "Lady Bi" w europejskim rejsie pod patronatem Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej dla 6 dziewcząt i 3 chłopaków zakończyła się w Szczecinie. Przepłynęli razem 700 mil morskich. Patryk zdobył patent żeglarza, dwie osoby zyskały dzięki rejsowi patent sternika. Dla Patryka będzie to tym bardziej niezapomniany rejs, że w jednej z marin w porcie w Kanale Kilońskim obchodził swoje 18 urodziny. - Uczciliśmy je, razem z moimi przyjaciółmi " z morza", bezalkoholowym szampanem - opowiada Patryk, dla którego rejs "Lady Bi" był pierwszym tego rodzaju przeżyciem. Czy chwycił żeglarskiego bakcyla? - Mamy plany, żeby w następny rejs wyruszyć jesienią - twierdzi.
Danina dla Neptuna
Renata Kudeł [email protected] Fot. z domowego archiwum

Patryk Walczak, licealista z Włocławka, przepłynął na jachcie "Lady Bi" 700 mil morskich. Rejs odbywał się pod patronatem Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej.