Pracownicy cyrku ruszają do szkół i przedszkoli, gdy tylko rozłożą namioty. Proszą dyrekcje o zgodę na rozprowadzenie darmowych biletów. Zwykle ją otrzymują. Ostatnio bilety dostały dzieci m.in. z Zespołu Szkół nr 21 na Bartodziejach. A wiadomo, że dziecko samo do cyrku nie pójdzie.
- Niedawno moja siostrzenica przyniosła ze szkoły darmowy bilet do cyrku - mówi nasz Czytelnik. - Poprosiła mnie abym poszedł z nią. Myślałem, że to będzie za darmo, dla mnie cyrk to żadna rozrywka. Zbulwersowałem się, gdy musiałem zapłacić. Rozdawanie biletów w szkole to przecież chwyt reklamowy i wykorzystywanie najmłodszych.
Chcieli zakazać
Stowarzyszenie Empatia kilka lat temu próbowało zakazać rozdawania dzieciom biletów. Ich działania nie przyniosły jednak oczekiwanego rezultatu.
- Nadal uważamy, że cyrk nie ma żadnych walorów edukacyjnych. Działalność reklamowa zaś nie może być prowadzona ani w szkołach, ani tym bardziej w przedszkolach - mówi Katarzyna Biernacka, prezes stowarzyszenia Empatia. - Moim zdaniem dziecko nie powinno oglądać pokazów z udziałem zwierząt. Nie ma pełnej świadomości, z czym dla zwierząt wiąże się wykonywanie cyrkowych sztuczek. Wyrabia sobie sztuczny obraz świata.
Nie do rączek
Część przedszkoli postanowiła, że to rodzice będą decydowali, czy pójdą z maluchem do przedszkola.
- U nas bilety nie są rozdawane dzieciom do rąk. Leżą zwykle w holu i może je wziąć tylko rodzic, który chce zabrać dziecko do cyrku - powiedziała nam Lidia Kazmierczak, dyrektor Przedszkola Publicznego nr 20. - Robimy tak juz od kilku lat. Dzięki temu dzieci nie wymuszają na rodzicach pójścia do cyrku. A opiekunowie mogą świadomie zadecydować, czy je tam zabrać.
Nie ma problemu
Problemu nie widzi też Marian Sajna, dyrektor wydziału edukacji.
- Dyrektor szkoły sam powinien zdecydować, czy bilety mogą być rozdawane. Natomiast jeśli chodzi o przedszkola, to bilety w żadnym wypadku nie powinny być wręczane maluchom do rączek - mówi Sajna. - Rodzice nigdy nam się nie skarżyli, że coś jest nie tak.