- Myślą, że w ten sposób wzbudzą w nas litość - mówi pracownica Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej Wyżyny. - Niestety, nikt nie dostanie od nas pieniędzy tylko dlatego, że się biednie ubrał.
Inna pracownica socjalna opowiada: - Mieliśmy klienta - awanturnika. Któregoś dnia wpadł do ośrodka i groził siekierą, że pozabija wszystkich tu pracujących. Zadzwoniliśmy na policję. Okazało się, że mężczyzna jest chory psychicznie.
Czasem jest niebezpiecznie. Czasem śmiesznie. - W środku zimy przyszedł do nas bezdomny w sandałach. Mówił, że jest taki biedny, że nie stać go na inne buty. Inny przyszedł na boso - wspomina Maria Kapuścińska, specjalista ds. pomocy społecznej w Polskim Czerwonym Krzyżu.
Kapuścińska opowiada dalej: - Mieliśmy też podopiecznego, który wpadł na pomysł, że więcej pieniędzy uda mu się dostać od przechodniów, jeśli będzie udawał kalekę. Zgiął więc nogę, obwiązał ją bandażem i udawał, że ma obciętą nogę. Siedział przy ulicy Mostowej i prosił przechodniów o datki.
Są i desperaci. Niedawno w Mogilnie Jerzy Rosiński, bezdomny, przykuł się do krat w oknach ośrodka pomocy społecznej i położył na łóżku polowym przed wejściem. Powodem była odmowa przyznania mu lokalu socjalnego. Rosiński głodował przez 26 godzin. Nie chciał mieszkać w schronisku. Wywalczył swoje: mieszkanie socjalne dostał.
Lidia Musielewicz, kierownik ROPS Wyżyny mówi, że w jej ośrodku takich desperatów nie ma. - Mogą prosić, błagać, płakać. My i tak sprawdzamy ich dokumenty, dochody, patrzymy, w jakich warunkach mieszkają. Wtedy decydujemy, czy przyznać im wsparcie.