MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Doba jest za krótka, bo liczy się tylko Zawisza - mówią Anita i Radosław Osuchowie

ROZMAWIAŁ DARIUSZ KNOPIK
Anita i Radosław Osuchowie polubili niebiesko-czarne barwy Zawiszy, o czym świadczy ich ubiór.
Anita i Radosław Osuchowie polubili niebiesko-czarne barwy Zawiszy, o czym świadczy ich ubiór. Andrzej Miszyński
Jakie specjalności ma szef bydgoskiego klubu? Kto podejmuje strategiczne decyzje?Jaka przyszła pani prezes zareagowała na pomysł zakupu piłkarskiego klubu? I dlaczego Osuchowie oglądają mecze osobno?

- Czują się państwo prekursorami?
- Skąd takie pytanie?

- Nie ma drugiego klubu w ekstraklasie, zarządzanego przez małżeństwo.
Anita Osuch: - Mąż zajmuje się stroną sportową, a ja organizacyjną. Chociaż ostatnio zatrudniliśmy kilka osób, by sprostać wymaganiom, które stawia ekstraklasa.

- W klubie podzieliliście się obowiązkami, a jak jest z tym podziałem w domu?
A.O. - Jest podobnie. Radek dobrze gotuje. Robi to często i narzeka, że mu żona nie gotuje.

- O to ciekawe. A co jest jego specjalnością?
A.O. - Specjalności to on ma wiele (śmiech). Włoska kuchnia to jego konik.

- Jaka była pani pierwsza reakcja jak mąż powiedział, że chce kupić klub?
A.O. - Jakbym tego wcale nie słyszała. W ogóle nie brałam tego pod uwagę, nie analizowałam, nie zastanawiałam się nad tym, bo to kompletnie nie wchodziło w grę. Myślałam, że do tego nie dojdzie.

- Czyli mąż musiał przeprowadzić długie negocjacje?
A.O. - Z czasem zmieniłam zdanie. Mąż przekonał mnie swoją pasją. Stwierdziłam, że tyle rzeczy robił w życiu i wszystkie mu wychodziły. Jeśli więc chce prowadzić klub i to jest jego tak wielkie marzenie, to niech je realizuje.
Radosław Osuch: - Anita była załamana jak jej powiedziałem, że chcę kupić klub. Jednak długo się nie opierała. Przyjechaliśmy razem do Bydgoszczy, pokazałem jej miasto i stadion. Powiedziałem, że to cudowne miejsce na piłkarską inwestycję. Ósme największe miasto w Polsce z niewykorzystywanym 20-tysięcznym stadionem.

- Mąż często powtarza, że nie poznaje pani w czasie meczu. Kiedy pani złapała futbolowego bakcyla?
A.O. - Sama siebie też nie poznaję (śmiech).
R.O. - Przed Zawiszą Anita wcale nie interesowała się futbolem. Może raz lub dwa była na meczu.
A.O. - I to bardziej towarzysko, żeby się spotkać ze znajomymi i porozmawiać. Mecz mnie zbytnio nie interesował A teraz? Nie wiem co się dzieje. Liczy się tylko Zawisza!
R.O. - O Zawiszy rozmawiamy 24 godziny na dobę.
A.O. - Tak nie było na początku. Mąż przyjeżdżał i mówił, że wygraliśmy. Ja odpowiadałam - to dobrze. I nic więcej mnie nie interesowało. Tak było przez pierwszą rundę. Jednak na wiosnę w pierwszym sezonie to już ostro się wciągnęłam. Była i jest bardzo sympatyczna atmosfera. Wszyscy się znaliśmy, z trenerami i zawodnikami. Ważny był obóz na Cyprze. Tam wszystko zobaczyłam od kuchni i bardzo mi się spodobało. Potem już do każdego meczu podchodziłam emocjonalnie. Nasze dzieci - Oliwia i Amelia też mocno przeżywają każdy mecz.

- Zauważyłem, że oglądacie państwo mecze osobno. Dlaczego?
R.O. -Bo... byśmy się pozabijali. Przecież Anita nie może usiąść, bo tak przeżywa.
A.O. - To prawda. Mąż może spokojnie usiąść i oglądać, a mnie emocje roznoszą. Po prostu muszę chodzić. Teraz nie ma takiej opcji, że mogłabym się nie przejmować. Po przerwie już nie schodzę na trybuny i obserwuję wszystko z góry, bo mam lepszą perspektywę widzenia.

- Mieli państwo momenty zwątpienia? Myśląc, że ten biznes nie wypali?
R.O. - O biznesie to jeszcze nie ma co mówić.
A.O. - Pierwszy etap już pokonaliśmy. Ja osobiście nie miałam żadnych chwil zwątpienia. Byłam wręcz zaskoczona, bo wydawało mi się, że byliśmy w gorszej sytuacji niż w poprzednim sezonie. Podchodziłam do wszystkiego nastrojona pozytywnie.
R.O. - Był moment, po meczu z Dolcanem Ząbki. Myślałem, że się nie uda. U nas zaprocentowała uczciwa praca włożona w klub przez wszystkich. Wielkie słowa uznania należą się trenerom Januszowi Kubotowi i Jurijowi Szatałowowi oraz Ryszardowi Tarasiewiczowi. Ostatni sezon był najtrudniejszy od wielu lat. Jak wiele punktów było potrzebnych, by awansować. W poprzednich latach już wcześniej mielibyśmy awans. Mam satysfakcję, że zdobyliśmy najwięcej punktów, strzeliliśmy najwięcej goli i straciliśmy ich najmniej. Siedzieliśmy sobie z żona i rozmawialiśmy; doszliśmy do wniosku, że to byłoby nie sprawiedliwe, gdybyśmy nie awansowali. Udało się nam wprowadzić nową jakość, a nie było to łatwe. Daliśmy miastu dwa lata niesamowitych emocji.

- Co państwo czuli po awansie i dzień później, kiedy kilka tysięcy ludzi świętowało go na Starym Rynku?
R.O. - Wielką dumę.
A.O - A ja byłam zaskoczona, aż tak wielką reakcją mieszkańców. Nie spodziewałam się, że tak wielu ich przyjdzie.
R.O. - To im się zwyczajnie należało. Cieszyłem się, że było dla kogo to robić.

- Macie poczucie, że coś dla tego miasta zrobiliście?
R.O. - To chyba za duże słowa.
A.O. - Zasługa jest wszystkich. Przede wszystkim piłkarzy, trenerów i wszystkich pracujących w klubie. I mojej przyjaciółce Kasi Piątkowskiej.
R.O. - Dziewczyny, Anita i Kasia, mają wielkie zasługi, bo to na ich barkach spoczywa prowadzenie klubu i robią to bardzo dobrze. To one dbają o dobrą atmosferę. W sprawach sportowych ich nie słucham, ale we wszystkich innych tak.

- Prowadzenie klubu zajmuje wiele czasu. Porzucili państwo Poznań na rzecz Bydgoszczy?
A.O. - Powinnam powiedzieć, że tak, bo został nam chyba tylko meldunek w dowodach. Ostatnio w domu byłam miesiąc temu na jeden dzień, a wcześniej chyba półtora miesiąca i też na krótko.
R.O. - Ja byłem jak wracaliśmy ze zgrupowania w Buczu. Wpadłem na 10 minut i tyle.
A.O. - Na początku stale kursowaliśmy między Poznaniem a Bydgoszczą i Warszawą, bo ja i Kasia pochodzimy, że stolicy. Od pewnego czasu to się zmieniło i nie żałujemy tego.

- Spodobała się państwu Bydgoszcz?
A.O. - Podoba mi się miasto, ale jeszcze wiele trzeba w nim zrobić. Jest zaniedbane i wymaga inwestycji. Wierzę, że piłka w ekstraklasie miastu pomoże. Będzie się o Zawiszy i Bydgoszczy mówiło we wszystkich mediach. Będą przyjeżdżać kibice do miasta, zostawiać tutaj pieniądze. Wszyscy na tym skorzystają. Coś się zacznie w mieście dziać. Przyznam, że jak się przeprowadziliśmy, to byliśmy zaskoczeni, że po godzinie 20 miasto zamiera. Na ulicy Gdańskiej nie ma ludzi. Nikt nie spaceruje. A przecież są tam tak piękne kamieniczki.

- A jakie są państwa ulubione miejsca w Bydgoszczy?
A.O. - Bardzo lubimy Wyspę Młyńską. Marzymy, żeby rowerami pojeździć po Myślęcinku i bulwarach oraz popływać kajakiem po Brdzie. Ale naszym ulubionym miejscem jest stadion Zawiszy. Chociaż lubimy wyskoczyć do kawiarni.

- Nie nudzi się państwu czasem?
AO. - Momentami nam go nawet brakuje.

- Co było najtrudniejsze w przygotowaniach do ekstraklasy?
A.O. - Chyba sprostanie tym wszystkim procedurom, począwszy od licencyjnej. Ona była nowością nawet dla klubów ekstraklasy, bo została zmodyfikowana w tym roku. To było dla nas wyzwanie, ale jemu sprostaliśmy. Jednak największy problem to brak czasu. Wszystko tak naprawdę dostajemy za pięć dwunasta i za chwilę to musi być gotowe. Ważną sprawą jest cała infrastruktura obiektu. Wymagania względem policji, straży pożarnej i innych służb, którym musimy sprostać.
R.O. - Musieliśmy uzupełnić skład. Zresztą cały czas to czynimy. Wierzę, że transfery, które zrobiliśmy przyniosą dobry skutek. Zresztą cały czas szukamy graczy do Zawiszy. (Naszą rozmowę kilka razy przerywa telefon i właściciel klubu znika na kilka chwil, by prowadzić rozmowy transferowe - przyp. red.). Najgorsze jest to, że na wszystko mamy mało czasu.

- Czyli doba jest za krótka?
A.O. - Zdecydowanie. Pracujemy właściwie dzień i noc. Poszerzyliśmy grona pracowników i wolontariuszy, bo inaczej byśmy nie dali rady.

- Czego państwo oczekują po tym debiutanckim sezonie?
A.O. - Sprawdzenia się czy podołaliśmy tym wszystkim wyzwaniom organizacyjnym, by nie było narzekań, że Zawisza czegoś nie dopełnił. Chciałabym, by piłka profesjonalna na najwyższym poziomie przyjęła się w Bydgoszczy. Żeby to było widoczne przez pełne trybuny.
R.O. - Sportowo chciałbym, abyśmy walczyli o środek tabeli. Pierwsza ósemka to byłby dobry wynik.
A.O. - Daleko w przyszłość nie wybiegamy. Raczej stosujemy politykę małych kroków. Tak jak drużyna myśli o najbliższym meczu, to my podobnie. Skupiamy się na 20 lipca, żeby organizacyjnie wszystkiemu sprostać. Chcemy profesjonalnie wszystko zorganizować. Mąż przygotowuje drużynę, a ja organizację całego klubu. Mam nadzieję, że będą mieli dla nas respekt. Żeby mówili o nas: o przyjechał Zawisza! Trzeba się zmobilizować, by ich pokonać. To byłoby miłe.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska