Był ceniony i lubiany przede wszystkim przez kibiców Polonii Bydgoszcz, bo to w tym klubie spędził siedem sezonów, najwięcej w polskiej lidze. Wyraz swojej sympatii bydgoscy kibice dali, wybierając Gustafssona - jako jedynego zagranicznego zawodnika - do drużyny 100-lecia Polonii.
W polskiej lidze Szwed startował też w Toruniu, Wrocławiu, Gdańsku czy Zielonej Górze, ale tylko z Polonią był tak mocno związany. - W Bydgoszczy było mi najlepiej - mówił jakiś czas temu w programie "This is Speedway" emitowanym na antenie nc+. - Czułem się tam jak w domu.
Gustafsson startował w Bydgoszczy w złotych czasach Polonii. - Mieliśmy mocną ekipę, z braćmi Tomaszem i Jackiem Gollobami, potem Piotrem Protasiewiczem. Wywalczyliśmy razem naprawdę dużo. Zawsze cieszyła mnie jazda dla drużyny, atmosfera w była dla mnie mega ważna. Najlepiej dogadywałem się z Jackiem Gollobem, to świetny facet - dodawał.
HENKA GUSTAFSSON W BYDGOSZCZY CZUŁ SIĘ JAK W DOMU - ZDJĘCIA
Nie brakowało też zabawnych momentów. - Kiedy zdobyliśmy złoto drużynowych mistrzostw Polski, po meczu spóźniłem się na lawetę, która wiozła drużynę na dekorację. Pod trybunę główną musiałem iść pieszo. Kibice mnie tam zanieśli, po drodze straciłem swój kevlar - wspominał w rozmowie. - To były wspaniałe czasy.
Henka wspominał też niesamowite derby między Polonią a Apatorem, a także podróże po polskich, niezbyt wtedy dobrych, drogach. - Czasem uciekaliśmy policji. Gdy chcieli nas zatrzymać, po prostu jechaliśmy dalej, bo nasze busy były wtedy szybsze od ich samochodów - zdradził w rozmowie z Łukaszem Benzem.
Gustafsson znany był z wielkiego luzu. Na głowie raz miał charakterystyczne dredy, potem "żużlową szachownicę", a innym razem włosy obcięte "na zapałkę". Po parkingu często przechadzał się z papierosem. - Kiedyś używałem szwedzkiej tabaki, a potem przerzuciłem się na papierosy i mocno się w nie wciągnąłem. Był czas, kiedy paliłem trzy paczki dziennie!
Ten luz Szweda potwierdzał Leszek Tillinger, były prezes Polonii, w rozmowie z portalem interia.pl. - Po meczu pierwsze co robił, to otwierał piwko. Złocisty napój uwielbiał. Jeszcze zanim wyjechał ze stadionu, krata zawsze czekała pod busem w parku maszyn. Ale widział, że kiedy jest robota do wykonania, oddawał na torze całego siebie. Kiedy był czas relaksu, potrafił się fanie odstresować.
Na meczach w Bydgoszczy Szwedowi towarzyszyła rodzina. - Znakomicie się u nas czuli - dodał Tillinger. - Po meczu Henka często wyciągał kuchenkę gazową, na której gotowali posiłki przed powrotem do domu. Gustafsson lubił walnąć browarka, więc za kierownicą siadał tata.
Dużo historii o nim było przesadzonych. Sprowadziłem go z Zielonej Góry i przez siedem lat nie miałem z nim żadnych przebojów. Za mojej prezesury w Bydgoszczy były lepsze ziółka - zapewnił Tillinger w rozmowie ze sport.interia.pl.
- W trakcie meczów ligowych czasem nawet nie widziałem, czy wygrywamy, czy przegrywamy. Ani jakie przełożenie zastosował mój mechanik. Skupiałem się tylko na tym, by wsiąść na motocykl i odjechać dobry wyścig - opowiadał Gustafsson.
Nie brakuje głosów, że Gustafsson nie wykorzystał swojego potencjału. Zawodnikiem, jak zapewnił w programie "This is speedway", był jednak spełnionym. - Może jedynego, czego mi brakuje, to tytuł indywidualnego mistrza świata - powiedział. - Przełomowy był chyba 1995 rok, kiedy miałem dużo kłopotów sprzętowych. Zawsze byłem o jeden defekt od finału. Wtedy dałem sobie luz i stwierdziłem, że zadowala mnie miejsce w pierwszej piąte mistrzostwa świata. A jeśli już tak mówisz, to za chwile cieszy cię miejsce w dziesiątce, a potem to, że w ogóle startujesz w cyklu. Potem cieszyły mnie już same zawody ligowe - przyznał.
Po żużlowej karierze zajął się biznesami. Przez kilka lat razem żoną prowadził w Szwecji restaurację. Z żużlem miał już znacznie mniej wspólnego. Pomagał trochę w klubie z Kumli, w telewizji oglądał mecze ligowe i zawody z cyklu Grand Prix. Czasem pojawia się na zawodach, był m.in. na jednej z rund IMŚ w Toruniu. Jak przyznał, że zdecydowanie wolał klimat lat 80. i 90. w żużlu.
