Dziewiętnaście dni trwał Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań oraz Powszechny Spis Rolny, pierwsza w III RP "statystyczna fotografia" Polaków.
Skąd ja pana znam?
- Rachmistrzowie pracują do końca. Wiem, że niektórzy są umówieni dziś, o godzinie 20.00. Może zdecydowały o tym przyczyny obiektywne, a może złośliwość lokatora - mówi Izabela Szaradowska-Lis, kierownik Gminnego Biura Spisowego w Bydgoszczy. Twierdzi, że większość mieszkańców przyjęła ankieterów bardzo życzliwie. - Częstowano ich napojami, podawano posiłki. Niektórzy potraktowali ich jak powierników. Zwierzali się z kłopotów, nie tylko zdrowotnych. Z kolei dla rachmistrzów wizyty w domach były okazją do poznania wielu ludzi. Dziś są rozpoznawani na ulicach. Niejeden już usłyszał: "Ooo, to pan rachmistrz".
W grodzie nad Brdą spisano 95 proc. mieszkańców. Reszta - nie ujęta w statystyce - to osoby przebywające zagranicą czy w szpitalu.
Nie ten tusz
W Toruńskim Informatorium Oddziału Urządu Statystycznego też nie narzekają. - Była kontrola z Warszawy i Bydgoszczy. Dobrze wypadliśmy. Nie było też incydentów, w których ucierpieliby rachmistrzowie - cieszy się Maria Chilińska.
Fatalnie - w całym regionie - wypadł tzw. samospis. Powód? Niechęć do czytania instrukcji. Stąd tyle błędów. Najczęściej formularze wypełniano granatowym tuszem, a nie czarnym, odpowiedzi wpisywano "jak leci", a nie w polach do tego przeznaczonych.
Ankieterzy**nie kończą jeszcze pracy. Do 19 czerwca muszą rozliczyć się z biurami spisowymi, pod które podlegali. Od tego dnia - w ciągu miesiąca - powinni otrzymać wynagrodzenie. Ci, którzy spisali więcej mieszkań, niż przypadało na jeden obwód, mogą liczyć na solidny zarobek.
