Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorobiliśmy się grubej skóry na niegodziwość w polityce, a przecież społeczne oburzenie ma moc sprawczą

Karina Obara
Karina Obara
Dr Helena Chmielewska-Szlajfer: Za jedną ze współczesnych cezur, kiedy zobaczyliśmy brudną kuchnię polityki, można uznać aferę Rywina, wraz z jej symbolem – posłanką SLD Aleksandrą Jakubowską, teraz czołową telewizyjną komentatorką prawicy.
Dr Helena Chmielewska-Szlajfer: Za jedną ze współczesnych cezur, kiedy zobaczyliśmy brudną kuchnię polityki, można uznać aferę Rywina, wraz z jej symbolem – posłanką SLD Aleksandrą Jakubowską, teraz czołową telewizyjną komentatorką prawicy. Kasia Bobula
- Ktoś, kto zaproponuje inny sposób opowiadania o Polsce, w nadchodzących wyborach prezydenckich ma duże szanse na przekonanie do siebie ludzi, którzy mają dość polityki brutalnej, wulgarnej, plemiennej – mówi dr Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka, adiunkt w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.

- Czy „środkowy palec” posłanki Joanny Lichockiej zmieni układ sił na scenie politycznej?
- Jeśli pyta pani o to, czy to jest „ten palec”, który zaważy na przegranej prezydenta Andrzeja Dudy, to nie wiem. Mamy jednak kolejny klocek do układanki, która pokazuje, że w koalicji rządzącej jest coraz więcej pęknięć i błędów. PiS i jego koalicjanci nie zastanawiają się za czym głosują czy przeciwko czemu się opowiadają, byle było to zgodne z linią władzy. Gesty pogardliwego tryumfalizmu wychodzą z tego obozu coraz częściej i są coraz gorzej odbierane.

- Wcześniej Beata Kempa naśmiewała się z partnera Roberta Biedronia nazywając go pierwszą damą. I twardy elektorat PiS w mediach społecznościowych temu przyklasnął.
- Nie wiemy czy cały elektorat. Ludzie, którzy wypowiadają się na tematy polityczne w mediach społecznościowych to jest tylko ułamek tych, którzy idą głosować. Czy rzeczywiście wyborcy popierają takie chamskie odzywki, przekonamy się w dniu wyborów prezydenckich.

Czytaj także:
My, tu w Polsce, żyjemy razem, ale jakby w innych światach [rozmowa]

- Prawica nie protestowała też widząc gest sędziego Nawackiego, który drze uchwałę olsztyńskich sędziów ws. sędziego Pawła Juszczyszyna i mówi, że to nie z powodu emocji, ale dezaprobaty. I co mi zrobicie? - to pytanie wciąż wybrzmiewa w wielu uczynkach obecnej władzy.
- Sędzia Nawacki mówił też, że inspirował się gestem Nancy Pelosi, która podarła przemówienie Donalda Trumpa. Kwestia sądów, o ile jest absolutnie kluczowa dla funkcjonowania demokratycznego państwa, jest ciągle słabo komunikowana. Sędziowie mają problem z prostym wytłumaczeniem, o co tak naprawdę chodzi z niezależnością sądów i dlaczego jest ona w interesie zwykłego człowieka. Za to sytuacja, w której posłanka Lichocka pokazuje środkowy palec jest bardzo czytelna. Stoimy oto przed alternatywą – albo niemal 2 mld pójdą na telewizję publiczną, o której wszyscy wiedzą, łącznie z sympatykami PiS-u, że jest tubą propagandową, albo na onkologię, czyli dla chorych na raka. To bardzo niefortunna sytuacja dla PiS, która pokazuje, że partia rządząca nie wyczuła sytuacji. I jest to tym bardziej dziwne, że dotąd PiS dość dobrze wczuwał się w emocje i nastroje społeczne. Przynajmniej na tyle, by wygrywać wybory. Teraz wyraźnie przestrzelił. Doprowadzenie do tego, że wyborcy widzą wybór: 2 mld na kiepską TVP albo na onkologię i gest Lichockiej po wygranym przez PiS głosowaniu, a więc przegranym przez chorych na raka, to absolutny samobój.

- Czyżby PiS stracił czujność?
- Każda władza po jakimś czasie ulega zmęczeniu. Partie rządzące po kilku latach tracą kontakt z prozą życia codziennego, z potrzebami i problemami zwykłych ludzi. Politycy zajmują się projektami, instytucjami na poziomie centralnym, więc odrywają się od ludzi i lokalnych kontekstów. Sam PiS jest zarządzany jednoosobowo, wodzowsko, a to wymusza jedną linię wypowiedzi polityków. Gdy ktokolwiek się z tego wyłamie, robi się problem. W partiach zarządzanych bardziej liberalnie, dającym swoim członkom swobodę wypowiedzi, nie wywołuje to takiego zgrzytu. Gest posłanki Lichockiej PiS mógł zbagatelizować, ale wygrała wersja Joachima Brudzińskiego: powinna przeprosić. Oczywiście przeprosiła w formie, która nie stanowi żadnych przeprosin. To kompletna aberracja. Przeprasza się nie dlatego, że ktoś został urażony czy poczuł się skrzywdzony, ale dlatego, że osoba przepraszająca wyrządziła krzywdę. W polskim życiu publicznym od paru lat mamy do czynienia z pseudoprzeprosinami, pustym gestem, a „swoi” i tak wiedzą, że „nasz człowiek” jest „niewinny”.

- Jarosław Kaczyński podczas ostatniej konwencji PiS namawiał do głosowania na Andrzeja Dudę po to, aby „Polska była nasza”. Czyli czyja?
- Nie mógł inaczej powiedzieć, przecież na tej „naszości” zbudowany jest PiS. To retoryka skierowana do tych, którzy wiedzą, o co chodzi. Prezydent Duda wykonuje za to ostatnio osobliwe, niespójne ruchy. Z jednej strony coraz mocniej się radykalizuje, z drugiej stwierdził, że rozważyłby ustawę o związkach partnerskich. Z kolei w ustach Jarosława Kaczyńskiego słowa „nasza Polska” nie oznaczają wspólnoty wszystkich Polaków – hasła prezydenta Dudy z poprzedniej kampanii prezydenckiej – uwzględniającego różnorodność, wielość, odmienność. Przeciwnie, to puszczenie oka do swoich sympatyków.

- Niektórzy eksperci są zdania, że jeśli Andrzej Duda zgodziłby się na legalizację związków partnerskich, PiS mógłby rządzić następne 30 lat.
- To byłby majstersztyk cynicznego zarządzania, choć obecnie niezwykle mało prawdopodobny. Gdyby projekt przeszedł przez parlament, byłby to potężny oręż, który wytrąciłby broń z ręki części opozycji, bo przecież to ona przede wszystkim mówi o równouprawnieniu. Ale też Unia Europejska miałaby twardy orzech do zgryzienia, bo jak nadal upominać Polskę za prowadzenie nagonki na gejów i lesbijki w momencie przyznania parom jednopłciowym przywilejów wcześniej zarezerwowanych wyłącznie dla małżeństw.

- Co powiedziałby Kościół i ojciec Rydzyk?
- No właśnie. Dlatego to rozwiązanie wydaje się mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę konserwatyzm PiS i jego bliskie relacje z Kościołem, który w Polsce jest jawnie homofobiczny. PiS i prawicowa flanka w parlamencie to nie konserwatyści w brytyjskim czy niemieckim stylu, ale ludzie podatni na wpływ fundamentalistycznych organizacji, takich jak Ordo Iuris, których działania widać przy pracy nad ustawami, np. dotyczącymi nauki. W obecnej rzeczywistości wprowadzenie przez prawicę związków partnerskich byłoby więc trudne do wykonania, żeby nie powiedzieć niemożliwe. Co nie zmienia faktu, że taki ruch wytrąciłby opozycji potężny oręż.

- I pewnie do rozstrzygnięcia wyniku wyborów prezydenckich nie dowiemy się więcej na ten temat. Politycy PiS nie odpowiadają przecież na kłopotliwe pytania podczas konferencji prasowych. Tak nie było, gdy rządziły inne ugrupowania, głupio było nie odpowiadać, bo „ludzie widzą”.
- To zasadnicza zmiana, która nastąpiła, odkąd rządzi PiS. Jest też wyraźna w Stanach Zjednoczonych, widać ją w sposobie, w jaki prezydent Donald Trump komunikuje się z mediami. Obserwujemy, jak sankcja społeczna, dotąd ważny czynnik regulacji życia publicznego, jest lekceważona, w pewnym sensie niemal unieważniana przez polityków. Zwykle to między innymi tabloidy, które badam, wykrzykują tytułami, co jest, a co nie jest zgodne z normą społeczną, z wartościami, czyli co jest skandalem, a co jest godne podziwu. Jednak w ostatnich latach ludzie obojętnieją na skandale polityczne. Dziś afera z ośmiorniczkami wzbudziłaby jedynie wzruszenie ramion, parę lat temu doprowadziła do przegranej w wyborach czołowej wówczas partii. Dorobiliśmy się grubej skóry na niegodziwość w polityce, ale to oznacza, że jako obywatele oddaliśmy wpływ na sprawy polityczne. Odrzucając coraz bardziej zwulgaryzowaną politykę, co jest zresztą na rękę PiS, zapominamy, że nadal ma ona na nas wpływ, a społeczne oburzenie też miewa moc sprawczą.

- Naprawdę w Polsce nie wypracowaliśmy dotąd takich mechanizmów, aby za chamstwo i nieprzestrzeganie prawa politycy ponosili konsekwencje bez względu na opcję, która rządzi?
- Mamy komisję dyscyplinarną w Sejmie, istnieją kary finansowe, sankcje za pomówienie, ale problemem jest kwestia obyczaju. Nie wszystko da się i powinno się regulować prawnie, wtedy przesuwalibyśmy się w stronę państwa totalitarnego. Obecna sytuacja w Polsce, ale też w szeregu innych krajów pokazuje, co się dzieje, gdy zatraca się dobry obyczaj. Na przykład dotąd zgodnie z obyczajem przewodniczącymi komisji sejmowych byli także członkowie partii opozycyjnych. PiS utrąca tych ludzi, obyczaj upada. W tym kontekście gest posłanki Lichockiej, jako jawna pogarda wobec ludzi chorych na raka, może być momentem przekroczenia granicy oburzenia, bo tę konkretną sytuację – wulgarny gest reprezentantki władzy w obliczu odebrania pieniędzy chorym – łatwo przełożyć na życie zwykłego człowieka.

- Czy to, co widzimy, to już upadek klasy politycznej?
- Polska klasa polityczna jest w kryzysie od dłuższego czasu. Z perspektywy ostatnich paru lat PO dała przykład złego obyczaju, gdy przed wyborami parlamentarnymi przegłosowała swoich sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. PiS się temu sprzeciwiał, po czym po zdobyciu władzy wykorzystał jako pretekst do przepychania własnych, znacznie bardziej wątpliwych prawnie pomysłów. Teraz PiS poszedł znacznie dalej. Za jedną ze współczesnych cezur, kiedy zobaczyliśmy brudną kuchnię polityki, można uznać aferę Rywina, wraz z jej symbolem – posłanką SLD Aleksandrą Jakubowską, teraz czołową telewizyjną komentatorką prawicy. Nie zmienia to faktu, że za czasów rządów PO-PSL kultura polityczna była na nieporównywalnie wyższym poziomie niż teraz. Obecny rząd jest celowo prymitywny w sposobie komunikacji. Politycy PiS słusznie rozpoznali, że trzeba docenić ludzi prostych, niewykształconych, przez lata spychanych na bok, niechętnych wobec świata zewnętrznego. Dodatkowym wkładem obecnej władzy jest, by do prostych ludzi mówić w sposób agresywny i prymitywny, językiem dotychczas zarezerwowanym dla radykałów na obrzeżach polityki. Ale PiS ma więcej „zasług” w kwestii dobrych obyczajów w polityce. Pomijając nocne sesje sejmowe, mało kto w ogóle pamięta o czymś takim jak np. konsultacje społeczne projektów ustaw, co w założeniu ma zapewnić tworzenie lepszego prawa we współpracy z obywatelami.

- A czy przy tak dużej polaryzacji, jaką teraz mamy w Polsce, jest jeszcze coś, co można by zrobić, aby kampania prezydencka wyglądała inaczej, a nie jak walka na widły?
- W krajach starej Europy też nie wszędzie dzieje się dobrze, wystarczy spojrzeć na francuskie Żółte Kamizelki. Niemniej, kryzysy mają to do siebie, że prowadzą do zmiany. Aby kampania opozycji była skuteczna, powinna przełamać agresywny ton rozmowy. Wszyscy są tym zmęczeni. Ktoś, kto zaproponuje inny sposób opowiadania o Polsce, w nadchodzących wyborach prezydenckich ma duże szanse na przekonanie do siebie ludzi, którzy mają dość polityki brutalnej, wulgarnej, plemiennej – a takich osób jest sporo. Prezydent ma za zadanie dbać o ład polityczny, o dobre obyczaje polityczne, dawać poczucie wspólnoty Polaków. Niemal wszyscy kandydaci opozycji – z wyjątkiem kandydata Konfederacji – twierdzą, że właśnie do tego dążą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska