Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Doświadczenie PR to jedna ze zdobyczy Kościoła

Adam Willma [email protected]
Adam Willma
Rozmowa z Marcinem Przeciszewskim, dyrektorem Katolickiej Agencji Informacyjnej.

- Na którą demonstrację wybiera się pan w rocznicę katastrofy?

- Na żadną. Wezmę udział w obchodach liturgicznych w archikatedrze św. Jana. Będą tam rodziny zmarłych i duża część Episkopatu. Po katastrofie, kiedy patrzył na nas cały świat, Polacy po raz kolejny stanęli na wysokości zadania. Tak się składa, że obchody rocznicy wydarzeń smoleńskich wpisują się w Wielki Post - trudno o lepszy motyw do nawrócenia. Jest to czas, w którym ludzie szukają odpowiedzi na wielką tragedię, jaką była śmierć Chrystusa. Jednak po Wielkim Piątku przychodzi Niedziela - czas zmartwychwstania. Ból zastępuje nadzieja. Wszyscy powinniśmy pozostawać w jedności w tym dniu, w tej atmosferze jaką pamiętamy bezpośrednio po katastrofie.

- Ale nie pozostaniemy. Alternatywnych obchodów przewidziano kilkanaście.

- Ma pan rację. Czas jedności został później tragicznie zdruzgotany. Przez nasze słabości, i partyjne partykularyzmy. Ale również przez brak odpowiednio prowadzonego śledztwa.

- Wspólny dom okazał się domkiem z kart, który rozpadł się po kilku tygodniach.

- Nie nazwałbym w ten sposób wspólnoty, jakiej wówczas doświadczaliśmy. Było to bardzo pozytywne, prawdziwie chrześcijańska odpowiedź na tragedię.

Przeczytaj też: Po co nam żałoba?

- Awantura o krzyż to jest chrześcijańska odpowiedź?

- Zarówno ten drewniany, jak i ten tragiczny - z puszek od piwa były okazją do instrumentalizacji chrześcijaństwa. Różne grupy chciały na tym zbić kapitał polityczny i to jest przestroga. Bo używanie krzyża do walki jest zawsze tragiczne w skutkach. Tego uczy nas historia Kościoła licząca 2 tys. lat i to mogliśmy zobaczyć na własne oczy na ulicach Warszawy latem ubiegłego roku.

- Ile potrzeba takich nauczek? Gdy Kazimierz Świtoń na żwirowisku w Oświęcimiu wojował o krzyż, mówiono dokładnie to samo.

- Nie wiem ile. Ale historia ludzkości, która dzieje się również dzisiaj polega na tym, że upadamy i podnosimy się. Cały sens działalności Kościoła polega na tym, że ludziom, którzy upadają, wskazuje się dalszą, lepszą perspektywę. Czyni się ich zdolnymi do powstania. I tak jest od 2 tysięcy lat i ciągle jesteśmy w drodze. Pewnie do końca świata będziemy upadać, ale najgłębsze przesłanie Kościoła mówi, że jesteśmy zdolni powstać, dzięki Bożemu Miłosierdziu.

- Od czasu katastrofy smoleńskiej zaufanie do tego przesłania znowu tąpnęło. Wskaźnik zaufania do Kościoła waha się w granicach 60 procent.

- To jest mimo wszystko pozytywny wynik, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że w każdą niedzielę praktykuje tylko 42 procent społeczeństwa. Wciąż Kościół zaliczany jest do tych instytucji życia społecznego, którym się ufa. Owszem, pewien spadek zaufania nastąpił po wydarzeniach związanych z krzyżem, ale później te szacunki jednak się poprawiły. Społeczeństwo jest przekonane, że Kościół ma coś ważnego do zaproponowania.

- Jeśli wierzyć socjologom, więcej do zaoferowania mają trzy stacje telewizyjne, policja i RMF. To chyba gorzka satysfakcja, że media, które pan również reprezentuje, mają lepsze zaufanie niż Kościół?

- Media nas codziennie karmią sensacją, a niektóre prowadzą regularną walkę z Kościołem. Wcześniej mieliśmy grzecznych postkomunistów, którzy, wskutek kompleksu przeszłości, starali się na różne sposoby uwiarygodnić wobec Kościoła. Dziś mamy dziś ideologiczną lewicę, która jest coraz silniejsza (obecnie może liczyć na około 15-procentowe poparcie) i zdecydowanie antykościelna oraz antychrześcijańska. To jest zjawisko, które istnieje w Europie od dawna, a teraz pojawiło się w Polsce. Media te hasła walki z Kościołem chętnie podchwytują. Trwa - używając dawnej retoryki - walka ideologiczna. Cała ta sytuacja powinna być w środowisku katolickim przedmiotem analizy, czy - mówiąc językiem chrześcijańskim - "rozeznania". Musimy zająć wobec tej sytuacji stanowisko. Trzeba jednak mieć w pamięci, że nigdy w historii walka z Kościołem nie zniszczyła go, a raczej powodowała przebudzenie. A więc nie boje się tego, że stajemy w konfrontacji z nowymi nurtami światopoglądowymi, To nas zmobilizuje, jak mobilizowało zawsze.

- A kto te zjawiska w Kościele "rozeznaje"?

- W różnych środowiskach się o tym rozmawia, począwszy od konferencji Episkopatu. Jeśli przeczytać list pasterski przed beatyfikacją Jana Pawła II to mamy tam wezwanie do nawrócenia nas wszystkich. Jedyną sensowną odpowiedzią zarówno na Smoleńsk, jak i beatyfikację jest nawrócenie. Naprawdę wierzę, że te dwa wydarzenia są dla nas jedyną szansą na prawdziwą zmianę w naszym państwie.

- Nie słyszałem, żeby o tym liście pasterskim ktoś rozmawiał na ulicy, nie widziałem też polemik na popularnych portalach internetowych. Jeśli Kościół pojawia się w debacie publicznej, to głównie za sprawą pieniędzy, pedofilii i Radia Maryja. Pozytywnych sygnałów brakuje.

- To smutne zjawisko, ale winnych szukałbym nie tyle w Kościele, co w autorach tych publikacji. Zanikło dążenie do rzetelnego opisywania sytuacji. Dominujący styl opisywania Kościoła to jest cofnięcie do początku lat 90., gdy o Kościele nie pisało się w świetle faktów, tylko poprzez pryzmat kilku prostych stereotypów.

- Raczy pan żartować. Pamiętam tamten okres i niepisaną medialną umowę, że o Kościele pisze się albo dobrze albo wcale. Nie pamiętam żadnego tekstu o aferach majątkowych związanych z Kościołem w tamtym czasie. Nic dziwnego, że dziś mamy odreagowanie.

- A teksty w "Nie" o tym, że czerwona dyktatura jest zastępowana czarną?

- Różnica jest taka, że w tamtym czasie tygodnik Urbana nie zostałby zacytowany w jakimkolwiek przeglądzie prasy.

- Dziś miejsce Urbana zajęły tabloidy, które wypierają dobre dziennikarstwo na rzecz czegoś co nie ma już wiele wspólnego z dziennikarstwem. Efekt? Weźmy kwestię Komisji Majątkowej, która według mediów była siedliskiem afer na niewyobrażalną skalę. A na 3200 spraw rozstrzygniętych przez to ciało, istnieją zarzuty wobec kilkunastu. To jest ułamek promila i to przypadków, w których nie zapadły jeszcze żadne wyroki. Komisja Majątkowa to symboliczny przykład, jak jednostronnie przedstawiane są sprawy związane z Kościołem.

- Taka postawa ma swoje źródła. Przez lata wielu proboszczów zabawiało się w układanie gminnej polityki, inni otaczali się luksusem, rady parafialne w większości kościołów były fikcją. No i teraz ludzie poczuli, że mogą mówić o tym otwartym tekstem.

- Zgadzam się - czas ataków nie powinien być odbierany jako tragedia i powód zamykania się w obrębie zakrystii. Nawet w niesłusznej krytyce jest ziarno prawdy. Jeśli to ziarno będzie powodem oczyszczenia, to dobrze.

- A może Kościołowi brakuje charyzmatycznych postaci, które potrafiłyby przebić się z pozytywnym przekazem?

- Rzeczywiście, czasy są takie, że na scenie publicznej nie ma miejsca na wielkie, wyjątkowe postaci - na mężów stanu. No i nie mamy w Kościele takich postaci jak Jan Paweł II czy kardynał Wyszyński. Jest wielu zacnych i mądrych biskupów. Ale takich postaci nie mamy też w kulturze ani w polityce.

- I dlatego w ich zastępstwie występuje Szymon Hołownia?

- Bardzo dobrze, że mamy takich świeckich liderów. W ogóle przyszłością Kościoła jest dowartościowanie świeckich i znalezienie dla nich miejsca w misji apostolskiej. Laikat ma w Polsce wiele wybitnych postaci, które ewidentnie nie są dziś wykorzystywane. Myślę, że w najbliższych latach w coraz większym stopniu głos w imieniu Kościoła będą zabierały osoby świeckie, bo one głębiej tkwią w najbardziej decyzyjnych miejscach debaty publicznej. Potrzebujemy takich ludzi, którzy będą potrafili komunikować się ze współczesnym światem. I ten świat ewangelizować.

- Czyli w imieniu Kościoła - raczej w garniturze niż w sutannie?

- I to i to. We wzajemnej współpracy. Ja nie chce dezawuować pracy ludzi w sutannach. Ich rola jest bardzo wielka jako formujących wiernych. Ale ostrze ewangelizacji tego nadzwyczaj skomplikowanego świata współczesnego muszą przejąć świeccy, bo duchowni z tymi problemami nie stykają się na co dzień. Widzę ciągle taką postawę oczekiwania, że będą za nas mówili inni. Jest to charakterystyczne dla ludzi wychowanych w czasach, w których mówiły za nas dwie osoby - papież i kardynał Wyszyński. Ci wielcy ludzie mówili do społeczeństwa, ale i za społeczeństwo, które nie miało swobody głosu. Teraz jest czas przebudowy Kościoła, w którym głos przejmą uformowani przez duchownych świeccy.

- I czas fachowego PR.

- Niewątpliwie. Ksiądz Józef Kloch, rzecznik episkopatu, robi co kilka miesięcy szkolenia dla rzeczników diecezjalnych i zakonnych. Jedną z głównych wykładowców jest dr Monika Przybysz z UKSW, specjalistka od PR, która napisała znakomitą książkę o rozwiązywaniu sytuacji konfliktowych w Kościele. Powinno być takich szkoleń jak najwięcej, bo przecież styl obecności Kościoła zachodniego polega między innymi na tym, że wszelkie zdobycze cywilizacyjne wykorzystuje się w procesie ewangelizacji. Doświadczenia PR to jedne z takich zdobyczy.

- Więc użyjmy tej zdobyczy i powiedzmy co pozytywnego pozostało po Smoleńsku.

- Poczucie, że chrześcijaństwo jest wciąż uniwersalnym językiem. Nie ma innego języka, w którym można na publicznie wyrazić najważniejsze sprawy naszej egzystencji. Rocznica smoleńska to dla nas duża szansa na odbudowę jedności, która została rozbita w przestrzeni publicznej. Drugiej takiej długo nie będzie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska