Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Grzesiowski: Czeka nas pulsacyjne wychodzenie z epidemii. Będzie trwać kilka lat

Agata Pustułka
Agata Pustułka
Dr Paweł Grzesiowski
Dr Paweł Grzesiowski
- Dzieci przyniosły koronawirusa ze szkół, od nich zarazili się rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, znajomi. I statystyki poszybowały - mówi w rozmowie z DZ dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19, pediatra, immunolog, specjalista ds. szczepień i dodaje: - My jesteśmy teraz w opóźnionej pierwszej fali, bo skuteczny wiosenny lockdown spowodował, że zakażeń było po kilkaset dziennie. To odsunęło zagrożenie, ale go nie zlikwidowało. Otwarcie szkół jesienią zmieniło radykalnie sytuację, mimo ostrzeżeń ekspertów, by zastosować od razu nauczanie zdalne lub hybrydowe.

Po testach górników w województwie śląskim zapanował lekki spokój, jeśli chodzi o liczbę zachorowań na COVID-19, a tu od kilku dni mamy po ponad 4 tysiące zachorowań.
Zakażenia górników w kopalniach nie mają nic do tego, bo teraz najczęściej zarażamy się w domach. To ponad 60 proc. wszystkich zakażeń.

Czyli co jest źródłem zakażeń?
Dzieci przyniosły koronawirusa ze szkół, od nich zarazili się rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, znajomi. I statystyki poszybowały.

Wydawałoby się, że tak dużo testów przeprowadzono w regionie, że jednak zakażeń będzie mniej...
Ależ o czym pani mówi? Biorąc pod uwagę statystyki, to wykonaliśmy zaledwie, podkreślam zaledwie, 5 mln testów w skali całego kraju. To jedna siódma społeczeństwa, nawet nie cała jedna siódma, niecałe 10 proc. społeczeństwa. A przecież można się zarazić dzień po wykonaniu testu, który okazał się negatywny. Na Śląsku, tak szybko obliczam, w kierunku COVID przebadano 3-5 proc. mieszkańców. Co to jest w tak gęsto zaludnionym regionie? Kropla w morzu. Proszę zobaczyć, ile jest jeszcze osób do przebadania!

Pojawiły się informacje, że wcale nie mamy do czynienia z ostatnia falą, że tych fal będzie więcej i właściwie niewiele możemy powiedzieć o tym, jaki one będą mieć przebieg.
My jesteśmy teraz w opóźnionej pierwszej fali, bo skuteczny wiosenny lockdown spowodował, że zakażeń było po kilkaset dziennie. To odsunęło zagrożenie, ale go nie zlikwidowało. Otwarcie szkół jesienią zmieniło radykalnie sytuację, mimo ostrzeżeń ekspertów, by zastosować od razu nauczanie zdalne lub hybrydowe. Trzeba jednak pamiętać, że liczba chorych zaczęła rosnąć już w sierpniu. Dziś musimy zrobić kolejny lockdown, by wyhamować zakażenia. Potem obostrzenia zostaną złagodzone i znów nastąpi wzrost. Należy się więc spodziewać takiego pulsacyjnego wychodzenia z epidemii, które będzie trwać kilka lat.

Ile tych fal będzie? Kiedy to się skończy?
Nie jestem w stanie przewidzieć, ale biorąc pod uwagę, że w jednej fali choruje około 10 procent społeczeństwa, a są dwie fale rocznie, to może trwać 3-4 lata. W sumie na COVID-19 zachorowało niewiele ludzi, nawet w tych krajach, gdzie zachorowań było sporo, to chorych było od 10 do 15 proc. Czyli jedna siódma. Teoretycznie: do pięciu lat będzie trwało zarażenie całej populacji przez koronawirusa, a zatem będzie on krążył. Po tych pięciu latach może znów będzie można zachorować na tę chorobę. Nie będziemy mieli do końca życia odporności na COVID, choć ten drugi epizod, jak wskazują dane, jest lżejszy, mniej objawowy. Ale oczywiście wirus może w tym czasie zmutować. Dlatego dziś nie sposób przewidzieć co będzie za 5 lat.

No właśnie, bardzo niepokojące informacje dotarły do nas z Danii, mówiące o przejściu wirusa z człowieka na norki, a potem z norek na człowieka.
Jest 70 gatunków ssaków, które mają receptory umożliwiające atak wirusa. Bardziej niż inne mają te możliwości kotowate, a zatem i koty, ale też niestety lisy. Jak wirus znajdzie niszę wśród dzikich zwierząt, to będzie nie do powstrzymania. Duńczycy zastanawiają się, co robić. I pojawia się szereg koncepcji: od skrajnych pomysłów wybicia wszystkich norek, po obserwację zakażonych w laboratoriach. Na razie nie ma co jednak straszyć kolejną mutacją. Nie wiemy, czy nowe mutacje będą takie groźne.

Wiąże pan nadzieje ze szczepionkę firmy Pfizer, która ogłosiła właśnie przełom w walce z koronawirusem?
Byłbym bardzo ostrożny, bo jest to dopiero pierwszy krok, ważny, ale wstępny. Jest rzeczywiście optymistyczny, bo pokazuje, że w grupie zaszczepionych udało się zapobiec zakażeniu u wielu osób, w porównaniu do grupy, której podano placebo. Zaszczepiono ponad 43 tysiące ochotników i okazało się, że po ekspozycji na wirusa - w grupie zaszczepionych - 90 proc. osób nie zachorowało. To bardzo dużo, dobra ochrona. Brakuje wciąż szczegółowego raportu na temat bezpieczeństwa tej szczepionki. Jest jedna ważna informacja, że nie było poważnych działań niepożądanych. To za mało. Jest to jednak ważny kamyczek do koszyka ze szczepionkami. Ten prototyp daje odpowiedni poziom przeciwciał. Ale ta szczepionka jest dwudawkowa, odporność powstaje po 7 dniach po drugiej dawce.

Jak długo Polacy będą czekać na szczepionkę?
Bardzo schładzałbym te emocje. W grudniu, może w styczniu, szczepionka przejdzie rejestrację w USA, a potem czeka nas druga procedura europejska. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Dodatkowo, szczepionka wymaga przechowywania w bardzo niskich temperaturach, minus 70-80 stopni, co poważnie zwiększa koszty oraz utrudnia dystrybucję.

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dr Grzesiowski: Czeka nas pulsacyjne wychodzenie z epidemii. Będzie trwać kilka lat - Dziennik Zachodni

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska