Była od początku.
Wąska, nie utwardzona, ale można nią było dostać się do własnego domu i przywieźć węgiel. Teraz nawet karetka pogotowia nie dojedzie, a o drogę walczą sąsiedzi i gmina. Sprawa nie rozwiązana od ponad dwóch lat.
Remigiusz Buczkowski dom zbudował na działce rodziców. Przez wiele lat korzystał z lokalnej drogi bez przeszkód. Nic nie zapowiadało, że nie będzie miał jak wyjść z własnego domu. Dwa lata temu pan Remigiusz przyszedł z pracy i zobaczył betonowy
płot otaczający jego posesję.
Jedyna furtka została zamurowana.
O sąsiedzkiej przyjaźni nie było już mowy. - Z sąsiadką mieliśmy poprawne stosunki. Nawet odwiedzaliśmy się nawzajem. A tu nagle ten płot - opowiada pan Remigiusz. Nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wypadków, chociaż sąsiadka co jakiś czas wspominała, że droga należy do niej. Wtedy nie wierzyli w jej słowa. Uwierzyli kiedy pojawiła się brama i płot, a Buczkowscy zostali odcięci od świata. Płot stoi do tej pory, a pisma w sprawie drogi płyną od instytucji do instytucji. Nie zmienia to jednak faktu, że z drogi korzystać nie można.
Najpierw pan Remigiusz interweniował w gminie, licząc, że ta przyjdzie z niezwłoczną pomocą. W dokumentach posiadanych przez urząd droga należy bowiem właśnie do nich. Sąsiadka Buczkowskich ma natomiast dokumenty potwierdzające jej własność. W księgach wieczystych kawałek ziemi, który służył jako droga, należy tylko do niej.
Sprawy nie można było więc wyjaśnić, bo pojawił się kolejny spór o drogę. Tym razem między gminą, a jej właścicielką. Gmina okazała się bezradna mimo tego, że sprawę skierowała do sądu. Pozew oddalono. Do kłótni i sporów nie doszłoby w ogóle, gdyby nie zaniedbania jednego z geodetów. - Sprawy geodezyjne nie zostały dokończone - wyjaśnia Wiesław Jakubiec, inspektor do spraw dróg w gminie Aleksandrów. Na początku lat 80. geodeta, robiąc pomiary, włączył część drogi do posesji prywatnej, mimo tego, że droga stanowiła własność gminy. Od tamtej pory w dokumentach zaczęła funkcjonować jako własność prywatna i to stało się
przyczyną całej niezgody.
Zapisów jak do tej pory nie udało się zmienić. Według inspektora trzeba byłoby złamać księgi wieczyste.
- Obecnie jedyna możliwość to walka o drogę w sądzie. Jeden pozew gminy został już odrzucony. Jak by na to nie spojrzeć to nasza własność. Gmina wystąpi więc do sądu raz jeszcze - dodaje inspektor Jakubiec. Na podobny pomysł wpadł również zdesperowany Buczkowski, który nie ma drogi od dwóch lat, a pomocy od gminy się nie doczekał. On również pozwał sąsiadkę.
Droga niezgody
Magdalena Chwałek
Remigiusz Buczkowski, mieszkaniec Wołuszewa, odkąd pamięta korzystał z drogi, przebiegającej obok jego domu. Nigdy nie przypuszczał, że przyjdzie taki dzień, kiedy drogi już nie będzie. Gmina i sąsiadka spierają się kto jest jej właścicielem. Buczkowski codziennie patrzy na zamurowane wejście w płocie.