Na 18 marca zaplanowano walne zebranie członków Toruńskiego Klubu Hokejowego. Jego głównym zadaniem jest rozliczenie finansowe zarządu oraz wybór nowych władz klubu. Atmosfera zapewne nie będzie wesoła: zespół kolejny sezon z rzędu poniósł sportową klęskę, a budżet klubu tonie w długach. Dlatego w zebraniu chcą wziąć udział niemal wszyscy zawodnicy, którym nie uśmiecha się walka o przetrwanie przez kolejny rok.
Jeden na dziesięciu
Z tym może być problem, bo działacze sprytnie się zasłonili przed niewygodnymi pytaniami. W statucie pojawił się zapis, że drużynę seniorów może na walnym reprezentować jeden na dziesięciu zawodników. - Dwa lata temu chcieliśmy aktywnie uczestniczyć w wyborach władz. Działacze wprowadzili ograniczenia, bo obawiali się, że będziemy mieli za duży wpływ na klub - mówi "Pomorskiej" jeden z hokeistów.
Problem w tym, że to jawne złamanie ustawy o stowarzyszeniach. O opinię poprosiliśmy Kingę Komorowską, która w jednej z warszawskich kancelarii prawnych specjalizuje się w prawie sportowym. Jej diagnoza jest miażdżąca dla zarządu TKH. Zgodnie z ustawą o stowarzyszeniach wprowadzanie parytetu na walne zgromadzenie jest możliwe, ale musi dotyczyć wszystkich członków bez żadnych wyjątków. - W takiej sytuacji uprzywilejowana grupa w sposób sprzeczny z zasadą demokratycznej struktury stowarzyszenia de facto przejmuje w nim władzę - tłumaczy Komorowska.
Zamieszanie ze zgromadzeniem to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Z naszego śledztwa wynika, że spore wątpliwości wzbudzają kontrakty z hokeistami. Statut na ten temat mówi jasno: "Oświadczenia w imieniu Stowarzyszenia składa Prezes wraz z innym członkiem Zarządu lub dwóch upoważnionych przez Zarząd członków Zarządu".
Brak podpisów
Według naszych informacji ten zapis nie został dotrzymany w przypadku przynajmniej kilku hokeistów. Dwaj z nich potwierdzili nam, że mają na umowie jeden podpis przedstawiciela klubu. Swoich danych nie chcą zdradzać, bo klub zalega im spore pieniądze i cały czas trwają rozmowy na temat spłaty zadłużenia. To oznacza jednak, że te umowy nie mają żadnej wartości prawnej! - Decyzje finansowe podpisywane przez jednego członka zarządu są nieważne - przyznaje Komorowska.
Jest jeden wyjątek: na umowie może być jeden podpis, jeżeli jej wartość nie przekracza 30 tys. zł. To dotyczy jednak nie więcej niż połowy hokeistów, reszta zarabia większe pieniądze na sezon.
W tym kontekście najmniejszym zarzutem wobec klubu jest fakt, że od prawie roku nie ma prezesa, a jego obowiązki pełni dyrektor Paweł Gurtowski. - Trudno znaleźć chętnego - tłumaczy Gurtowski.
Zdaniem prawników taka sytuacja nie jest co prawda złamaniem prawa, ale z pewnością jest stanem nienormalnym. - Osoba pełniąca obowiązki prezesa może być jedynie w sytuacji przejściowej, wyboru nie można odwlekać w nieskończoność - wyjaśnia Komorowska.
W sprawie sytuacji w klubie nie zajęły dotąd stanowiska władze miasta, które są ustawowym nadzorcą wszystkich lokalnych stowarzyszeń. To dość zaskakujące, bo TKH jest najhojniej dotowanym klubem sportowym z toruńskiego budżetu. Sekcje seniorska i młodzieżowa w ciągu ostatnich dwóch lat otrzymały blisko 1,5 mln zł.
Tym razem może być już inaczej. - Zapoznam się z tą sprawą i jeśli te zarzuty się potwierdzą, to poproszę wydział sportu i rekreacji o przeprowadzenie dokładnej kontroli w TKH - powiedział nam wiceprezydent Torunia Zbigniew Fiderewicz.