Adam Węsierski do końca ubiegłego roku był wychowawcą w Domu Dziecka. W grudniu skończyła mu się umowa o pracę na czas określony. Dyrektorka Ewa Kiersznicka nie przedłużyła z nim współpracy.
Dzieci piszą listy
Wychowankowie placówki postanowili działać: napisali list do starosty Doroty Gromowskiej. Proszą w nim o przywrócenie Węsierskiego do pracy.
"Pan Adam bardzo dobrze sprawdzał się w wykonywanej pracy, dlatego uważamy, że został niesprawiedliwie potraktowany. Zawsze był dla nas wsparciem i podporą. Z każdym problemem mogliśmy się do Pana Adama zwrócić i nigdy nie zostaliśmy zlekceważeni, zawsze otrzymaliśmy dobrą radę, wsparcie i zrozumienie. Bardzo związaliśmy się z tym wychowawcą i opiekunem, bo traktował nas wszystkich jednakowo, jak własne dzieci. Za to wszystko, co dla nas robił, za okazane nam wsparcie, zrozumienie, zaufanie i miłość, jaką otrzymaliśmy od Pana Adama, odwdzięczamy się tym samym" - piszą dzieciaki.
Pod listem nazwiska piętnastu osób. I wyjaśnienie: z powodu przerwy świątecznej i związanego z nią urlopowania nie wszyscy się podpisali.
W placówce mieszka 27 osób w wieku od siedmiu do 18 lat.
Będzie spotkanie
Dzieci kilkanaście dni czekały na odpowiedź. Bez skutku. Dlatego naskrobały kolejny list - tym razem do "Gazety Pomorskiej". Opisują w nim, że za wysłanie pisma do starosty dyrektorka straszy ich, mści się i grozi, że wywiezie wychowanków do innych ośrodków. "Jesteśmy przerażeni takim postępowaniem, a nasze prawa są nagminnie łamane przez Panią Dyrektor. Na wychowawców nie możemy liczyć, bo się boją" - piszą i proszą o pomoc.
Dorocie Gromowskiej nie chce się wierzyć, że dzieciaki są szykanowane. Dziwi się, że z problemem nie zwróciły się do pedagoga. - Otrzymałam list i na pewno spotkam się z młodzieżą, ale po powrocie pani dyrektor - zaznacza starosta. Na pytanie, czy spotkanie odbędzie się obecności dyrektorki odpowiada krótko: nie.
Do piątku Ewa Kiersznicka miała zwolnienie lekarskie. Placówka nie została jednak bez opieki - szefową zastępowały główna księgowa i pedagog. Miejsce odwiedzał również Jan Przybysz, członek zarządu powiatu zajmujący się edukacją. - W czasie nieobecności pani dyrektor składałem regularne wizyty w Domu Dziecka i nic nie budziło moich zastrzeżeń. Nie zgłaszano również żadnych problemów z wychowankami - twierdzi Przybysz.
To dla mnie nagroda
Węsierski o liście dzieci dowiedział się od dziennikarza "Pomorskiej". - Nie miałem o tym pojęcia, bo właściwie nie mam z nimi styczności... Jest mi bardzo miło - mówi. - Cieszę się, że jestem tak pozytywnie odbierany. Starałem się być empatyczny, wczuwać się w problemy dzieci. Nie miałem z nimi problemów, nigdy nie musiałem podnosić na nie głosu ani krzyczeć. Wystarczyło, że poprosiłem. Mówiły do mnie: "panie Adamszku". Ten list to dla mnie najlepsza nagroda.
Węsierski od lat działa społecznie. Organizuje turnieje charytatywne, wyjazdy dla dzieci, zbiórki, z których dochód jest przeznaczany dla Domu Dziecka. Jak mówi, nie zamierza rezygnować z tej działalności. - Nie chcę karać dzieci za tę sytuację. Oczywiście żałuję, że tak się skończyło, bo dobrze się czułem w moim zawodzie, miałem dobry kontakt z wychowankami. Musiałem się jednak do tego wszystkiego zdystansować, żeby się nie załamać - mówi.
W jego obronie stanęły związki zawodowe i większość pozostałych wychowawców.
Nie bądźmy pochopni
Nie jest jednak tajemnicą, że od kilku miesięcy Węsierski był w konflikcie z dyrektorką. W listopadzie odbyła się mediacja w obecności związków zawodowych. Co było przyczyną nieporozumień? Jeden z byłych pracowników Domu Dziecka jest zdania, że dyrektorce nie podobała się zbytnia aktywność społeczna Węsierskiego i to, że głośno mówił o złym traktowaniu personelu. Część zastrzeżeń kadry została zresztą potwierdzona podczas grudniowej kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, która w placówce wykryła znamiona mobbingu.
Czy władze powiatu będą ingerować w sprawie Węsierskiego? - Absolutnie nie. Nie mieszamy się do polityki kadrowej dyrekcji placówki - zaznacza Gromowska.
Dyrektorka ma wolną rękę przy zatrudnianiu pracowników - to zresztą powszechna praktyka, stosowana również w przypadku innych podmiotów podlegających powiatowi, np. szkół czy Domu Pomocy Społecznej.
Zgodnie z prawem Kiersznicka nie miała obowiązku przedłużać umowy z wychowawcą. Zazwyczaj jednak, gdy pracodawca dziękuję podwładnemu za współpracę, ma ku temu powody. Czy Węsierski nie sprawdził się jako wychowawca? A może chodziło o konflikt między stronami? - Nie udzielam informacji - na wszystkie pytania odpowiada Kiersznicka.
W starostwie wolą wstrzymać się z wyciąganiem wniosków. - Sprawa jest skomplikowana, składa się na nią wiele wątków - mówi Przybysz. - To naturalne, że jeśli Węsierski był wychowawcą, to niektóre dzieci się do niego przywiązały, zaprzyjaźniły się z nim, ufały mu. Ale ile jest takich wychowanków? Nie wiadomo. Poza tym to młodzież z różnych środowisk, w różnym wieku, a dzieci wywierają na siebie nawzajem wpływ.
Dzieciaki twierdzą, że same wpadły na pomysł napisania listu. - Wszyscy byli za tym, żeby pan Adam wrócił - mówi jedna z mieszkanek placówki. - Gdy trafiłam do Domu Dziecka, nie potrafiłam z nikim rozmawiać, przed nikim się otworzyć. Pan Adam nauczył mnie, żeby każdemu dać szansę. Wszystkich traktował równo, jak swoje dzieci. Ja zresztą traktowałam go jak ojca, od którego w domu nie zaznałam zbyt wiele dobrego. Było nam bardzo ciężko, gdy odszedł. Jak zareaguje na list? Nie wiem, pewnie będzie zdziwiony. Chyba się tego po nas nie spodziewał...
Czytaj e-wydanie »