Reagują na każdy sygnał

To zdjęcie zrobiła Renacie Witkowskiej (pierwsza z lewej) kilka dni przed zaginięciem na spotkaniu z okazji Dnia Kobiet sołtys Ośna.
(fot. Fot. Magdalena Cieślewicz)
W niedzielę, 15 marca, dla rodziny Renaty Witkowskiej z Ośna pod Alkeksandrowem Kujawskim świat się zawalił. Kobieta około godziny 15, po powrocie z pracy w jednym z ciechocińskich sanatoriów, wyszła z domu. Była piękna, słoneczna pogoda. - Idę się przejść - powiedziała. Dotąd jej nie ma.
- Tego dnia miała być na moim meczu. Często przyjeżdżała na mecze, na treningi - mówi Michał Witkowski, syn kobiety. - Byłem jej ukochanym synkiem - przyznaje. Odwraca głowę, żeby nie było widać mokrych oczu.
Gdy pewnego dnia podczas treningu Michała na stadionie, ktoś zatelefonował, że widziano mamę w Jaksicach, nie tylko on rzucił wszystko, koledzy także. W dwa samochody ruszyli jej szukać. Nie znaleźli.
Sygnałów, że widziano 45-letnią Renatę Witkowską było kilka. Raz rzekomo widziano ją na toruńskim moście, pod którym szła pieszo, innym razem w Jaksicach, kiedy indziej w Szadłowicach koło Inowrocławia zapewniano syna kobiety, że wysiadła z autobusu właśnie tam. Był też sygnał, że jechała pociągiem z Bydgoszczy do Olsztyna, ostatnio ktoś widział ją we Wrocławiu. Każdy taki sygnał zgłaszają policji, ale sami i z pomocą przyjaciół i rodziny także sprawdzają. Zgłosili zaginięcie do ITAKI, wykorzystują internet.
Jeździli do Bydgoszczy, Torunia, w okolice Inowrocławia. Sprawdzali także miejsca, które wskazał na mapie jasnowidz Krzysztof Jackowski z Człuchowa. Ani śladu. Wydrukowali ponad dwa tysiące ulotek, rozwiesili po całym regionie, przyjaciele rozwozili po Polsce, pomagają. Rodzeństwo nie ma dla nich słów wdzięczności, głównie dla Pauli, narzeczonej Michała, i jej mamy, Jarka Smiesznego, Łukasza Wituckiego. .
Ostatni sygnał był z Aleksandrowa Kujawskiego, ale jak wszystkie - fałszywy.
Dzieci kobiety nerwowo reagują na sygnały komórek.
- Czasem mam ochotę rozmówcę udusić, gdyby to było możliwe, bo ludzie potrafią z naszego nieszczęścia robić sobie głupie żarty - przyznaje Michał Witkowski. Aleksandra Witkowska opowiada, że najtrudniej jej znieść, gdy na ulicy ludzie, a nawet w sklepie w którym ona pracuje szepcą: - To ta, której matka zaginęła.
Bolą pytania, boli ciekawość ludzi, bolą głupie żarty. I to, że ktoś pozrywał wiele ogłoszeń o zaginięciu kobiety, powieszonych na przystankach.
Wierzą, że żyje
I Michał, i Aleksandra nie dopuszczają myśli o tragedii.
- Wierzę, że mama gdzieś jest. Żywa - mówi Aleksandra Witkowska ze łzami w oczach. - Czuję to. Nadzieje daje mi wróżka spod Ciechocinka. Powiedziała mi takie rzeczy, jakie tylko ja mogłam wiedzieć.
Zobacz: Zaginieni mieszkańcy województwa kujawsko-pomorskiego. Pomóżmy ich odnaleźć! [zdjęcia, wideo]
Z kart jej wyszło, że mama jest w jakimś pokoju - opowiada kobieta.
Przyznaje, że mama miała depresję.- Może potrzebowała samotności, spokoju dla siebie? - zastanawia się Aleksandra. - Wiemy, że tamtego dnia wypłaciła z bankomatu w Aleksandrowie dwa razy po pięćdziesiąt złotych, wzięła pieniądze, jakie były w domu. Jeśli chce pobyć sama, nie naciskamy, żeby wróciła do domu. Niech tylko da znak, że żyje.To nam wystarczy - mówi.