Proponują, by 3 lutego był "Dniem bez Smoleńska". Mają dość bezsensownych kłótni polityków i ciągłej obecności tematu katastrofy smoleńskiej w mediach. Swój apel ogłosili w internecie i w ciągu kilku dni poparło ich około 100 tys. Polaków!
- Ależ tak, podpisuję się pod tym obiema rękami - tłumaczy z satysfakcją włocławski senator i dziennikarz Andrzej Person. - Rozumiem tę tragedię, w archiwum mam zdjęcie z ubiegłorocznej zimowej olimpiady Polonijnej. Z ośmiu osób na fotografii żyję tylko ja. Ale życie się toczy dalej, nie możemy codziennie żyć tą tragedią!
Tomaszowi Kalicie, rzecznikowi SLD pomysł studentów wydaje się znakomity: - Poszedłbym jeszcze dalej i zaproponował "Dzień bez Jarosława Kaczyńskiego". Bo to, co wyrabia ten człowiek o paranoidalnej osobowości przerasta ludzkie pojęcie. Na pewno chętnie przyłączymy się do akcji.
Przedstawiciel PJN w regionie Wojciech Mojzesowicz jest ostrożny w ocenach. Podoba mu się sam pomysł, lecz obawia się, by akcja nie przerodziła się w zabawę: - Bo Smoleńsk to nie jest powód do wygłupów. Ale to studenci - wiadomo, że myślą bardziej frywolnie, inaczej postrzegają świat.
Lider włocławskiego PiS Łukasz Zbonikowski jest oburzony: - Niepoważna akcja! Przecież dramat smoleński obnażył słabość państwa i brak odpowiedzialności władz PO. Nie weźmiemy udziału w tym niesmacznym happeningu.
Z kolei Tomasz Lenz, lider PO w regionie, proponuje, by rozszerzyć formułę studenckiej akcji. Chciałby, aby o smoleńsku politycy nie mówili do czasu ogłoszenia polskiego raportu. - Ale i dziennikarze musieliby uderzyć się w piersi - kończy. Natomiast szef struktur regionalnych PSL Eugeniusz Kłopotek zadeklarował, że 3 lutego po prostu dla dziennikarzy wyłączy komórkę.
Jednak dziś o północy internetowa strona "Dzień bez Smoleńska" zniknęła. Jej twórcy - dwaj warszawscy studenci - stwierdzili, że ich akcja nabrała zbyt politycznego charakteru. Uznali, że pomysł stał się narzędziem w politycznych rozgrywkach.
Czytaj e-wydanie »