Ochlapał ręce w misce, bo do czystości rąk przykładał zawsze wagę. Nie pamiętał o urodzinach dzieci.
Nie dawał matce kwiatów z okazji imienin.
Ale o tym, że zawsze przed jedzeniem trzeba myć ręce, pamiętał. Tak samo jak o tym, że jeść zaczyna ojciec, a dopiero później dzieci.
Szacunek bezdyskusyjny z chochlą w tle
Matka kładła na stół miskę z jedzeniem, a do niej dużą chochlę. Najpierw jedzenie nakładał ojciec, później do miski sięgały dzieci. Matka jadła na końcu.
Ale tym razem Henryk, najmłodszy z pięciorga rodzeństwa cap za łyżkę, cap za miskę i...
I czuje, że na jego głowie ląduje drewniana chochla.
Bolało, ale...
Henryk słowem nawet nie pisnął, zdrętwiał tylko przerażony, bo narazić się ojcu, to jak...
Dzisiaj 81-letni Henryk Grabowski nie wie, jakich słów użyć, żeby to uczucie strachu opisać. Wie za to, że w jego czasach szacunek należał się ojcu bezdyskusyjnie. No i że w tamtych czasach nie było miejsca na czułości ani na mizdrzenie. Ani na mówienie słowa "kocham" tak, jak robią to dzisiaj w amerykańskich filmach.
- Kochałem ojca, ale nigdy mu tego nie powiedziałem. A on i mnie też tego nigdy nie powiedział.
- Nie musiał?
- Nie musiał, choć jak teraz widzę, jak mój wnuk wdrapuje mi się na kolana, przytula do policzka i mówi: kocham cię dziadku, żałuję, że nie potrafiliśmy o uczuciach rozmawiać.
- A pana syn?
- Ja tego syna też nie nauczyłem. Szkoda.
- Nie jest przecież za późno.
- To nie takie proste...
Henryk Grabowski siedzi na parkowej ławce, macha laską, czasami stuka palcem w złożoną na kolanach gazetę. W Bydgoszczy mieszka od urodzenia, syn ma lat czterdzieści jeden, wnuczek sześć.
- Ma pan pretensje do ojca?
- Nie. To był dobry człowiek. Surowy, z zasadami, ale dobry. I wychował mnie na porządnego człowieka.
- Tym biciem łyżką po głowie?
- A żeby pani wiedziała - śmieje się Henryk Grabowski.
I nie tylko on. Za chwilę śmiać się będzie do swoich wspomnień Jan ze Wzgórza Wolności, który tu - w parku Kochanowskiego w centrum miasta - znalazł się całkiem przypadkiem, bo w drodze do znajomego; oraz Maria z Inowrocławia i Tomasz Niedzielski, których spotykamy na ulicy Gdańskiej.
Dzień Ojca prosto ze Stanów Zjednoczonych
W encyklopedii przeczytamy, że Dzień Ojca to "święto będące wyrazem szacunku dla ojców" oraz że "w Polsce obchodzony 23 czerwca, jednak jeszcze mało ugruntowany w odróżnieniu od Dnia Matki".
I prawda.
Ale skąd się to święto wzięło?
Pierwszy raz Dzień Ojca obchodzili mieszkańcy miejscowości Spokane w USA 19 czerwca 1910 roku. Z inicjatywą wystąpiła mieszkanka tej miejscowości - Sonora Louise Smart Dodd, która w ten sposób chciała oddać hołd swojemu ojcu, którego uważała za niezwykłego człowieka (ojciec Sonory po śmierci żony sam wychował sześcioro dzieci).
Później, bo w 1924 roku, święto zaakceptował prezydent USA Calvin Coolidge, a w 1966 prezydent Lyndon Johnson postanowił, że obchodzone będzie zawsze w trzecią niedzielę czerwca.
I tak jest w Stanach do dziś.
W innych krajach, które przejęły ten amerykański zwyczaj, jest podobnie: Dzień Ojca obchodzony jest zawsze raz w roku, ale w różnych terminach.
W Polsce jest to 23 czerwca (pierwszy raz Dzień Ojca obchodziliśmy w 1965 roku).
We Włoszech 19 marca, w Dzień św. Józefa.
Na Litwie zawsze w pierwszą niedzielę czerwca, w Austrii w drugą, a w Niemczech...
W Dniu Wniebowstąpienia Jezusa, czyli trzydziestego dziewiątego dnia po wielkanocnej niedzieli.
Pierwszy papieros, stodoła i witaminy na pamięć
Bydgoszcz. Plac Wolności, sobota. Jan (lat 56, wykształcenie wyższe; właśnie idzie do cukierni po pączki) kiedy myśli "ojciec" widzi nogę. A dokładniej prawą nogę, na której ojciec podrzucał go siedząc wygodnie w fotelu. I to jest przyjemne wspomnienie. Ale noga to też inny obraz: ojciec i brat stoją przed domem, on przechodzi obok nich i potyka się. O wystawioną, dla żartu, nogę ojca. I mimo że Jan jest dzisiaj sam w sile wieku, śmiech ojca i brata brzmi mu w uszach tak, jakby to stało się wczoraj.
Tomasz Niedzielski natomiast (ma dwie córki, żonę na utrzymaniu; ojcu, który z nimi mieszka, powie w dniu jego święta "zdrowia" i uściśnie mu tak po męsku dłoń) widzi stodołę, za którą ojciec kazał mu wypalić całą paczkę papierosów, po tym jak został przyłapany na zaciąganiu się dymkiem z kolegą.
- Zwymiotowałem, ale nie palę do dziś. I jestem ojcu wdzięczny za to. Zresztą, mówiłem mu o tym wiele razy. Czy ja bym tak zrobił swoim córkom? Raczej nie, choć one - mimo że dopiero kilkuletnie, doskonale znają tę historię. Z okazji Dnia Ojca nazbierają dla mnie pewnie kwiatków na łące. I to w zupełności wystarczy.
- Miłość ojca jest zawsze bardziej surowa, bardziej szorstka niż matczyna - mówi Maria z Inowrocławia. - Mój tato nie okazywał mi uczuć, ale wiem, że byłam dla niego bardzo ważna. W końcu jedyna córka na trzech synów.
Pierwsze wspomnienie Marii związane z ojcem? Duży park, w jakimś obcym mieście, i ona biegająca przerażona między drzewami. - Nigdzie taty nie widziałam, bałam się, że się zgubiłam, a on wyskakuje nagle zza drzewa i śmieje się. To było straszne. No, ale mój ojciec miał specyficzne poczucie humoru.
- Jaki prezent przygotowała pani dla niego?
- Kupiłam witaminy na pamięć. Mam nadzieję, że się nie obrazi.
Wirtualny całus albo bilet na lot balonem
Życzenia. Kiedyś kupowało się kwiaty i szło się do ojca, żeby osobiście złożyć życzenia. Ewentualnie wszystkiego dobrego życzyło się przez telefon. Albo kupowało się okolicznościową kartkę, bazgrało parę zdań od serca i wrzucało kilka dni wcześniej do pocztowej skrzynki. I cała zabawa polegała na tym, aby tak wycyrklować to "wrzucenie", aby życzenia przyszły idealnie 23 czerwca.
Tak było kiedyś.
A dzisiaj?
Dzisiaj wysyła się smsy i maile, do których wpisuje się gotowe życzenia. Wystarczy wejść do internetu, trochę poszperać i już mamy gotowe życzenia typu:
- "Milczenie jest złotem, niech więc mówią kwiaty - każde mądre dziecko, słucha swego Taty."
- "Mój Tatusiu ukochany. Życzę Ci pociechy z Mamy. Uśmiechu dla mnie i radości, byś zawsze chciał i czas dla mnie miał".
- "Dziękuję Ci za to, czego nie sposób było znieść. Że zrobiłeś coś z niczego, że dawałeś mając puste kieszenie, że kochałeś, gdy kochać mnie się nie dało. Że zarabiałeś pieniądze aby mnie wychować. Mimo bólu i cierpienia, przykrych słów i zwątpienia, dziękuję Ci za to, że kochasz mnie Tato cały czas tak samo".
Prezenty. Kiedyś małe dzieci robiły laurkę a duże kupowały butelkę wina. Dzisiaj te mniejsze fundują ojcu cofający się zegar, magiczną kulę, słońce w słoiku, a te większe...
Lot balonem, skoki ze spadochronem. Karnet na siłownię, weekend w modnym SPA, przejażdżkę quadem. I kurs nurkowania w ciepłym oceanie, i...
I długo by jeszcze wymieniać.
Mucha na scyzoryku z inicjałem na ostrzu
Park Kochanowskiego w Bydgoszczy, sobota. W piaskownicy dzieci, na ławkach mamy, babcie, ojcowie oraz Tomek, Waldek i Krystian. Przy ławce rowery (górskie, porządne, kupione z ojcowskiej pensji), na głowach chłopców czapki z daszkiem, w kieszeniach każdego z nich uczniowska legitymacja. Tomek i Waldek są gimnazjalistami, Krystian - licealistą.
Krystian: - Mój stary na rowerze też jeździ, ale na szosówce.
Tomek: - Mój nie i może dlatego ciągle marudzi, że trzeba w kasku, że ochraniacze na kolana i tak dalej. Słuchać się nie da.
Waldek: - A dla mojego istnieje tylko jeden sport - piwo przed telewizorem.
Śmieją się.
- Pamiętacie o Dniu Ojca?
- Pamiętamy - mówią chórem.
- Będą kwiaty?
Waldek (koledzy mówią do niego "leśny dziadek", ze względu na spodnie i bluzę w barwach ochronnych): - Kwiaty? Ojcu kwiatów się nie kupuje.
Tomek (skromnie ubrany): - Nie wypada. Kwiaty są dla kobiet a dla ojców całkiem inne rzeczy.
- Jakie?
Tomek: - No, nie wiem...
Waldek: - Ja w zeszłym roku dałem tacie nóż do patroszenia ryb, bo jest nawiedzonym wędkarzem. W tym roku... Jeszcze nie wiem, ale pomyślę.
Krystian (siedzi na ławce rozparty): - Ojciec kupił sobie laptopa składaka, nie ma więc na nim firmowego znaczka. I ja mu taki znaczek zrobię. Na metalowej blaszce wygraweruję jego inicjały. Blaszkę mam, z panem od grawerowania jestem umówiony na poniedziałek.
Waldek: - Już wiem! Kupię mu muchę i coś na zanętę.
Tomek: - Ja nie mam kasy.
Waldek" - To co, nic nie dasz?
Tomek: Wyślę mu sms. Kumpel z klasy przesłał mi takiego. Chyba ściągnął z netu.
I wyciąga komórkę z plecaka, szuka w wiadomościach testowych a później czyta:
"Niech samochód się nie psuje, niech mama lepiej gotuje. Niech ci skowronek na rękę przyleci i niech będą dumne z ciebie twoje dzieci."
- Ładne?
- Ładne. Ale gdybyś chciał powiedzieć tacie coś tak od siebie; bez internetu, komórki, to powiedziałbyś...
- Wszystkiego dobrego.
I tego samego wszystkim ojcom życzy