- Która kultura, albo jakie plemię, z tych, które miała Pani okazję poznać, szczególnie silnie kultywuje pamięć o zmarłych?
Elżbieta Dzikowska: To trudne pytanie, ale wydaje mi się, że szczególne miejsce zajmuje tu Madagaskar. Bo tam absolutnie nie traktuje się zmarłych jak kogoś, kto odszedł na zawsze. Śmierć nie wzbudza u tamtejszej ludności wielkiego smutku. Wręcz przeciwnie, ze zmarłymi przebywa się często, w sposób radosny. Raz na rok, albo na dwa lata, wykopuje się ich szczątki zawinięte w specjalny całun i szkielet zawija się w nowy materiał. A towarzyszy temu wielka, radosna uroczystość. Grają muzycy, przychodzą krewni i znajomi. Jest ich bardzo wielu, to setki, a nawet tysiące gości. Tańczą, potem jedzą. A szczątki podnoszą do góry, trzymają je i z tymi szczątkami też tańczą. To radosne obcowanie ze zmarłymi przodkami, którzy wciąż pozostają obecni.
- Zdarza się, że same pogrzeby też bywają radosne?
- Owszem. Na przykład podobnie święto do tego z Madagaskaru, ale z okazji pogrzebu obserwowałam w plenieniu toradżów, na indonezyjskiej wyspie Sulavezi. Dla nich to bardzo ważne święto. Tam często zmarły czeka wiele lat na pochówek, aż rodzina zbierze odpowiednie fundusze, żeby zaprosić wielu krewnych i przyjaciół. Może to być nawet kilka tysięcy osób. Zabija się wówczas bawoły i świnie.
Byłam na trzech takich pogrzebach, na jednym z nich było zabitych aż 40 czarnych świń. Podaje się też trunki. Są specjalne tańce i śpiewy, a potem umieszcza się zmarłego w specjalnym otworze wykutym w skale.
Czytaj też i obejrzyj: Na czym polega praca w prosektorium i kto nadaje się to tej roboty? (wideo)
- A co, jeśli rodzina nie ma pieniędzy? Co dzieje się z takimi oczekującymi zwłokami?
- Są zamknięte w specjalnym pokoju, w domu. Nieboszczyk, na którego pogrzebie byłam, czekał siedem lat. W praktyce wygląda to tak, że na pochówek zbiera się od narodzin. Nie na przyjęcie weselne, ale na godne odejście z tego świata.
- Na moje, europejskie skojarzenie, nie brzmi to zbyt higienicznie.
- I zwyczaj ten zanika. Teraz misjonarze usilnie pracują nad duszami toradżów i ta dawna tradycja zmienia się w globalną, czyli zaczynają chować ich normalnie, na cmentarzu. Dawny świat odchodzi i zwyczaje zanikają.
Właśnie wróciłam z północno-wschodnich Indii, gdzie miałam ogromne szczęście przebywać wśród plemion, jest ich tam kilkadziesiąt, które za kilka lat na pewno już odejdą. Bo zwyczaje, tatuaże, stroje, zachowują już tylko starsi. A młodzi ubierają się i czeszą zupełnie inaczej. Telewizja dociera niestety wszędzie.
Mówi Pani o fetowaniu śmierci. Skąd u tych ludzi bierze się taka osobliwa radość? W naszej kulturze pożegnanie zmarłych kojarzy się raczej z żałobą.
- To wiara w przodków. Te plemiona chcą, żeby przodkowie byli z nimi obecni. W Gabonie na przykład absolutnie najważniejsi są przodkowie. Rodziny wierzą, że ich dusze są umieszczone w sitarach, czyli takich rodzajach cytry. I jak się na nich gra, to nawiązuje się kontakt z przodkami. To wielki szacunek dla przodków.
- A w których kulturach ludzie boją się zmarłych?
- Nie spotkałam takich. To zawsze jest raczej szacunek, a nie strach. Nawet przy bardzo makabrycznych obrzędach, jak na przykład pożegnaniu zmarłych w Tybecie, podstawą jest jednak szacunek.
Tam specjalny mnich kroi szczątki, ćwiartuje trupy i na wzgórzu rzuca je na pożarcie sępom. I to nie jest wyraz braku szacunku. Bo wytłumaczenie jest takie, że jak te sępy szczątki zjedzą, to dzięki temu dusze z ptakami uniosą się do nieba.
- A co z kulturami słynącymi z żałości. Na myśl przychodzi mi na przykład Meksyk i tamtejsze płaczki, żałobnicy i procesje.
- No tak, ale w Meksyku też odwiedza się zmarłych. Przynosi im się jedzenie. Gra się na cmentarzu i to jest raczej taki flirt ze śmiercią.
- Tak bym to nazwała. Bo przecież mnóstwo jest tam pamiątek, dziwnych przedmiotów, które nawiązują do śmierci. Czaszki z cukru, zabawne, wiszące szkielety, czyli ta śmierć nie jest dla nich straszna, jest oswojona.
Na przykład w niektórych plemionach jedzenie, które pozostawia bliscy się na grobach, później jest zabierane przez rodziny do domów. I o północny zjadane, bo oni wierzą, że wówczas przychodzą duchy zmarłych z nimi razem konsumują.
- Po takich doświadczeniach i obserwacja, dzień Wszystkich Świętych na polskim cmentarzu musi być dla Pani, w pewnym sensie, raczej mało atrakcyjny.
Cóż, u nas jest zupełnie inaczej. To jest żal, skupienie, powaga, która też świadczy o kontakcie z bliskimi. Ale też trochę straszy tym, co każdego spotka i jest jedyne pewne na świecie, czyli śmiercią.
Myślę, że właśnie po spotkaniach z innymi kulturami o których mówiłam, odejście z tego świata przestaje się traktować z taka obawą. Widzi się to jako przedłużenie życia.
Ale każdy kraj ma swoje obyczaje i jeżeli my mamy dzień pełen powagi, to niech on taki pozostanie. Ja jestem za tym, żeby zachowywać własne tradycje i tożsamość.
Obejrzyj też: Takie urny są w tej chwili najmodniejsze! (foto)