Francja jest pierwszym krajem, który implementuje europejską dyrektywę w sprawie prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym. Dokument przyznaje wydawcom prasy i agencjom informacyjnym należne im prawo pokrewne, na wzór tego, z którego od lat korzystają już producenci muzyki i filmów, gier i programów komputerowych oraz nadawcy radiowo-telewizyjni, tym samym nakładając obowiązek dzielenia się zyskami przez globalne koncerny technologiczne, które korzystają z treści wydawców.
Członkowie UE mają na implementację dwa lata od momentu opublikowania Dyrektywy w Dzienniku Urzędowym UE. W Polsce proces implementacji jeszcze się nie rozpoczął.
Nowe francuskie prawo wchodzi w życie 24 października 2019 r. Przynajmniej teoretycznie, gdyż w odpowiedzi na nie Google ogłosił, iż nie zamierza płacić wydawcom za wykorzystywanie materiałów prasowych zgodnie z przyjętym we Francji rozwiązaniem.
Przedstawiciele internetowego giganta poinformowali, że z wyszukiwarki znikną treści francuskich wydawców. Ci wyrazili swój sprzeciw wobec takiego oświadczenia.
Amerykańska firma chce, aby schemat działania jej współpracy z wydawnictwami prasowymi pozostał taki jak do tej pory – czyli chce publikować artykuły w swojej wyszukiwarce nieodpłatnie. W przypadku jeśli redakcje się na to nie zgodzą, może zostać zmniejszona widoczność treści ich artykułów – w wynikach wyszukiwania nie będą wyświetlać się ani zdjęcia, ani fragmenty tekstów, a jedynie fragment tytułu.
W związku z zaistniałą sytuacją Sammy Kentz, reporter AFP na Bliskim Wschodzie, wystosował w imieniu europejskich dziennikarzy apel do prawodawców poszczególnych krajów Wspólnoty.
„Wzywam decydentów państwowych do kontrataku. Muszą oni wzmocnić teksty ustaw, żeby Google nie mógł ich omijać” - czytamy w dokumencie.
W apelu podkreślono, że „czwartek, 24 października, mógł stać się wielką datą w historii internetu”.
Autor apelu podkreśla, że decyzja internetowego giganta oznacza dla tradycyjnych mediów „samobójstwo, ponieważ, żeby wejść na stronę jakiegoś medium, internauta zmuszony jest przejść przez wrota Google”.
„Inne wyszukiwarki są zbyt słabe. Wydawcy mediów są tego świadomi. Nie mają oni przecież środków finansowych, żeby wytrzymać ogromny spadek odsłon na ich stronach, który taka sankcja spowoduje” - głosi treść apelu.
Pod listem tym podpisało się już ponad 400 sygnatariuszy z całej Europy, reprezentujących środowiska twórcze.
Niezależnie od ewentualnej publikacji listu otwartego zbierane są indywidualne podpisy pod listem.
Strona z listem otwartym znajduje się pod adresem:
Kliknij: List otwarty
Swoje poparcie dla tej akcji można zgłaszać pisząc na adres:
[email protected]
