
Okładka książki pt. "Amtliches Material zum Massenmord von Katyń", którą Niemcy wydali w 1943 r. Zawiera 4143 numery, opowiadające liczbie wydobytych w Katyniu ciał. Według "Amtliches" udało się zidentyfikować 2815 ofiar sowieckiej zbrodni.
Zanim młode sosny zaczęły szumieć w lasach Kozich Gór, w kwietniu 1940 r. echo odbijało strzały i rozpaczliwe krzyki polskich jeńców. Nikt nie miał ich słyszeć. A jednak trzy lata później świat się o nich dowiedział.
Dziś mija 67 lat od odkrycia przez Niemców w Katyniu, niedaleko Smoleńska, grobów polskich jeńców. Decyzję o likwidacji oficerów, policjantów i funkcjonariuszy straży granicznej, którzy przebywali w trzech obozach - w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku - podjęły 5 marca 1940 r. najwyższe władze sowieckie. Autorem wniosku był Ławrientij Beria, ludowy komisarz spraw wewnętrznych. Na jego podstawie rozstrzelano również ponad 7 tysięcy polskich więźniów przetrzymywanych w więzieniach na terenie Ukrainy i Białorusi.

13 kwietnia 1943 roku berlińskie radio nadało komunikat o odkryciu masowych grobów w Katyniu (zdjęcie z "Amtliches")
Przypuszczenia stały się prawdą
Uznano, że są zatwardziałymi i nieprzejednanymi wrogami władzy radzieckiej. Nie rokowali żadnej nadziei na to, że zmienią swoje nastawienie do ZSRR. W tej sytuacji trzeba było zastosować wobec nich najwyższy wymiar kar - rozstrzelać! Wykonawcą swego polecenia władze sowieckie uczyniły NKWD.
Trzy lata trwały poszukiwania jeńców, podejmowane przez ich rodziny i polskie władze. Po podpisaniu w lipcu 1941 roku układu polsko-radzieckiego, przywracajacego stosunki dyplomatyczne między Polską a ZSRR Stalin mówił gen. Władysławowi Sikorskiemu, że ich nie ma w ZSRR, że "może są na wyspie św. Jerzego, albo uciekli do Mandżurii". W te brednie trudno było uwierzyć, albowiem kontakt z rodzinami urwał się na początku kwietnia 1940 r. Od tej pory prawie 15 tysięcy osób nie dało znaku życia.
Aż w końcu przypuszczenia stały się prawdą. 13 kwietnia 1943 r. radio berlińskie nadało komunikat o odnalezieniu w Katyniu grobów polskich oficerów. Zbrodnią tą Niemcy obciążyli Związek Radziecki. Z kolei Sowieci głosili, że to propaganda goebelsowska kłamie. Mimo niezbitych dowodów, które wskazywały na Rosjan, jako na bezpośrednich wykonawców mordu, sojusznicy Stalina woleli milczeć.
To elita talentów
W maju 1943 r. Owen O' Malley, ambasador Wielkiej Brytanii przy rządzie RP w Londynie informował ministra spraw zagranicznych Anthonego Edena: "(...)W następujący sposób wielu wyjaśnia rozumowanie Stalina: ci ludzie (jeńcy Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska - przyp. autorka) nie przyniosą nam żadnego pożytku, faktycznie są tylko ciężarem i niebezpieczeństwem. To elita talentów. To jest wspaniałość połączona z nienawiścią. Te rumaki nie mogą żyć, ponieważ stworzyłyby całe stado wrogich chrześcijańskich potomków.(...)
Rząd brytyjski, mając niepodważalne dowody, nie chciał drażnić potężnego sojusznika. Milczenie Anglików trwało kilkadziesiąt lat.
Wiosną 2003 r. brytyjskie MSZ przyznało, iż ze względów politycznych Wielka Brytania unikała oskarżenia Rosjan o zbrodnię w Katyniu, mimo że dobrze wiedziała, kto jest sprawcą. W specjalnym raporcie historycznym stwierdza się, iż "kolejne brytyjskie rządy nie miały wątpliwości, że prawdopodobieństwo popełnienia masakry wskazuje na Rosjan".
Także w 2003 r. dobre wieści przyszły zza oceanu. Kongres USA przekazał wtedy rządowi III RP kopię pełnego zapisu posiedzeń swojej komisji, która w latach 1951- 1952 prowadziła przesłuchania w sprawie zbrodni w Katyniu. Wydany wówczas tzw. Raport Maddena były pierwszym na Zachodzie publicznym ujawnieniem zbrodni dokonanej przez NKWD na polskich oficerach.

Prawdy o Katyniu, a przede wszystkich potwierdzenia tego, co od dawna było wiadomo, rodziny pomordowanych dowiedziały się w 1991 r. z książki Jędrzeja Tucholskiego, "Mord w Katyniu". Autor, wraz z grupą oddanych sprawie ujawnienia zbrodni ludzi, wykonał tytaniczną pracę zbierając i weryfikując dane dotyczące ofiar sowieckiej zbrodni. Do książki, w ostatniej chwili, udało się dołączyć oryginalne listy wywozowe z trzech obozów, które 13 kwietnia 1990 r. przekazał prezydentowi Wojciechowi Jaruzelskiemu prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow.
Zbrodni dokonało państwo
13 kwietnia 1990 r., dokładnie 47 lat po tym, jak Niemcy obwieściły światu o zbrodni popełnionej przez Rosjan na polskich oficerach i policjantach, agencja TASS nadała krótki komunikat. Ówczesne władze ZSRR przyznały się do mordu, jednak winą obarczyły tylko NKWD. W ten sposób przerwane zostały kłamstwa, które powielano przez ponad pół wieku. To jeszcze nie była cała prawda. Musiały minąć kolejne dwa lata, byśmy mogli dowiedzieć się, że decyzję o zagładzie polskich jeńców wydały najwyższe władze Związku Radzieckiego. Dokument z 5 marca 1940 r. przekazał prezydentowi Lechowi Wałęsie, prezydent Rosji Borys Jelcyn. Stało się to 14 października 1992 r.
Kłamstwo katyńskie
W 1945 r. w trakcie procesu zbrodniarzy nazistowskich w Norymberdze Sowieci wprowadzili do aktu oskarżenia zarzut odpowiedzialności za zbrodnię katyńską. Trybunał norymberski w wydanym w 1946 r. wyroku pominął jednak sprawę zamordowania polskich oficerów z powodu braku dowodów.
Przez całe lata propaganda sowiecka i peerelowska twierdziły, że sprawcami zbrodni katyńskiej byli hitlerowcy. Do 1956 r. władze PRL mówiły o "perfidnej niemieckiej prowokacji w Katyniu".
Potem samo słowo Katyń zniknęło całkowicie - przez lata cenzura wykreślała je z każdej publikacji. Za szerzenie w PRL "kłamstwa katyńskiego" przeprosił Polaków w 2000 r. Aleksander Kwaśniewski.
Dziś obchodzimy Dzień Ofiar Zbrodni Katyńskiej. W Warszawie odbywają się centralne uroczystości; ich uczestnicy oddadzą też hołd ofiarom sobotniej katastrofy pod Smoleńskiem. Oficjalna delegacja na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną Marią leciała 10 kwietnia na obchody. 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej.