- Co to jest blues?
- Muzyka i trochę styl życia.
- Bluesa nie słychać w radiu ani w telewizji. Stał się muzyką elitarną...
- Elitarną, czyli nie dla każdego. Blues nie jest modny. Nie może go cenić ktoś, kto bezkrytycznie wsłuchuje się w muzykę nadawaną w radiu. Bluesa faktycznie w radiu nie ma, choć - na to nie zasługuje.
- Dlaczego?
- Bo, podobnie jak jazz, to gatunek wymagający od słuchacza wrażliwości muzycznej. Większość osób słucha muzyki modnej, a do tej blues z pewnością się nie zalicza.
- Muzyka modna to pop, techno, hip-hop. To nie jest trudne w odbiorze?
- Tego się słucha, bo to non stop leci w radiu. Ale muzyka służy rozrywce i choćby z tego względu będę się upierał, że blues nie jest czymś bardzo skomplikowanym. Przeciwnie: nie jest to muzyka intelektualna, ale poruszająca emocje.
- Bluesa na co dzień nie ma w mediach. Byłam na setkach bluesowych koncertów i na każdym nawet przypadkowi słuchacze w różnym wieku świetnie się bawili. To nie paradoks?
- Gdyby nie fakt, że od 20 lat koncerty Nocnej Zmiany Bluesa są przyjmowane tak dobrze, pomyślałbym może o wycofaniu się z uprawiania muzyki. 95 procent występów kończy się gratulacjami, bisami, różnymi oznakami zadowolenia. Wydaje mi się, że po naszym koncercie ludziom chce się pracować i czują odprężenie. Koncerty spełniają jakąś rolę społeczną, jakkolwiek by to nie brzmiało patetycznie. Czy to może nie cieszyć? A że w mediach nie ma bluesa, bo nie jest modny... no cóż, mody się zmieniają.
- I przemijają...
- 20 lat temu był nurt nazwany new romantic. Kto o tym pamięta? Że była grupa Kajagogoo czy Limahl? Blues, choć na niższym poziomie popularności, cały czas trwa.
- Jaki jest polski bluesfan: młody, stary, wykształcony, zamożny?
- To przede wszystkim człowiek, dla którego muzyka gra w życiu większą rolę. Zazwyczaj to ktoś młody, towarzyski, lubiący napić się piwa - choć nie jest to nieodzowne. Wykształcenie też odgrywa tu pewną rolę, bo fan bluesa posiada pewną wiedzę z historii muzyki czy kultury amerykańskiej.
- Jesteś znany z odważnych sądów o współczesnej polskiej scenie muzycznej.
- Nie lubię dyskredytować innych wykonawców, bo nie jest to dobry sposób na własną promocję. Ale fakt, że coś jest bardzo modne wcale nie musi przekładać się na wartości muzyczne, artystyczne czy estetyczne. Gdy ktoś mówi, że lubi muzykę etniczną i powołuje się na Golców to się myli. Dziwi mnie i oburza, że ktoś udaje seplenienie góralskie, gra muzykę z filmu "Dzieci Sancheza" i wmawia ludziom, że u niego na wsi tak grali. To bezczelne wciskanie ludziom kitu. Ale nie winię tu muzyków, tylko dziennikarzy, którzy tak łatwo dają się nabierać.
- Modne jest ostatnio dyskutowanie o fenomenie grupy Ich Troje. Dołożysz coś od siebie?
- Krytykowanie Ich Troje jest nawet w dobrym tonie. A krytykować Budki Suflera nie wypada. Takie kanony narzucili dziennikarze, którzy piszą według określonych schematów.
- Chodzi o to, że Budka Suflera ma 30 lat i szacunek jej się należy, a Ich Troje to taki plastikowy zespół nie wiadomo skąd?
- Tym bardziej należy podziwiać Ich Troje, że tak "wyskoczyli" i zrobili niebywałą karierę. Choć osobiście uciekam od tej muzyki, gdy jest mi natrętnie wciskana. Ale pop był, jest i będzie. Można wylansować największą tandetę, ale jeżeli nie będzie za nią wartości muzycznych to bardzo szybko to padnie. Przedwojenni aktorzy mawiali: "publika jest głupia, ale swój rozum ma". To nie jest pozbawione głębszej treści! Przykładowo, Kaja Paschalska była bezczelną próbą wepchnięcia ludziom tandety. Sądzono, że jeśli dziewczyna pokazuje się w popularnym serialu telewizyjnym, to wystarczy, aby ją wylansować jako piosenkarkę i dobrze zarobić na sprzedaży płyt. A że nie miała do śpiewania najmniejszych predyspozycji? Decydenci z firmy fonograficznej w swoim zarozumialstwie i pogardzie dla odbiorcy nie wzięli pod uwagę, że odbiorca "swój rozum ma". Ale nie cieszę się z porażki Kai.... A zespół Tatoo? Jaka jest wartość tej grupy poza skandalizowaniem?
- Może ludzie krytykują przez zazdrość?
- Prawdopodobnie. W środowiskach artystycznych zawiść jest zjawiskiem powszechnym. Sam to nieraz odczułem, gdy np. zarzucano, że moja muzyka to nie jest blues.
- A to jest blues? Odszedłeś od tradycyjnego wykonywania tej muzyki.
- Paradoksalnie, nie jest to obecnie dla mnie najważniejsze! Gdy zaczynałem zajmować się muzyką, chciałem być bardziej murzyński od Murzynów. Teraz nawet ta szufladka mi przeszkadza, ponieważ rozwinąłem się muzycznie.
- A bluesmani? Zwykło się sądzić, że ci prawdziwi są pijani, biedni i najlepiej czarni.
- To stereotypowy wizerunek bluesmana. Niektórzy znaleźli w tym pewien sposób dotarcia do publiczności, dlatego popadli w alkoholizm czy narkomanię.
- Niektórzy twierdzą - i są ku temu powody - że Toruń stał się małą stolicą polskiego bluesa. Czujesz, że mieszkasz w stolicy?
- Stolica to za duże słowo, ale ważny ośrodek - to na pewno. Nigdy nie ukrywałem, że Nocna Zmiana Bluesa jest właśnie z tego miasta, a w ostatnich latach powstało jeszcze kilka zespołów bluesowych. Śląsk pozostał ze swoją Rawą Blues, która stała się imprezą lansującą zachodnich artystów. My mamy Toruń Blues Meeting. Myślę, że na muzyczne rozwinięcie Torunia miało też wpływ bliskie sąsiedztwo Brodnicy, w której odbywały się festiwale muzyczne znane w całej Polsce.
- Złośliwi mówią, że mógłbyś uczyć kreowania własnego wizerunku. Jak często kierujesz się w swojej pracy chłodną kalkulacją?
- Jestem pragmatykiem i chcąc grać zawodowo, zdaję sobie sprawę, że nie wystarczy jedynie dobrze grać. Jeśli ktoś tak uważa, to prędzej czy później przegra. Konkurencja jest ogromna, więc potrzeba wielu zabiegów promocyjnych. Taka działalność jest niezbędna. Grzegorz Grabowski, z którym współpracuję od blisko 20 lat, jest moim menadżerem, ale ja jestem też menadżerem sam dla siebie. Niestety, muzyka stała się towarem. Najpierw jest towarem, a dopiero potem sztuką. A towaru bez marketingu i promocji nie sposób sprzedać.
- Czujesz na plecach oddech młodych, zdolnych i przebojowych?
- Sam się do tego przykładam. Uczę na warsztatach muzycznych, wydaję książki, z których korzystają naprawdę nieźli młodzi muzycy. Jeszcze o nich nie słychać, ale za jakiś czas, kto wie...
