Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziwna kultura

Jacek Deptuła, [email protected]
Kilka dni temu telewizja TVN usunęła z internetu wpadkę znanego prezentera Kamila Durczoka. Widząc brudny stół zaczął przeklinać.
Kilka dni temu telewizja TVN usunęła z internetu wpadkę znanego prezentera Kamila Durczoka. Widząc brudny stół zaczął przeklinać. fot. internet
Japonia to dziwny kraj. Tydzień temu minister finansów Shoichi Nakagawa przyszedł wstawiony na konferencję prasową. Przedwczoraj podał się do dymisji.

Tłumaczył, że wypił tylko lampkę wina, zaś bełkotliwie mówił, ponieważ zażył leki na grypę. Ale wymówka z japońską odmianą polskiego "wirusa z Filipin" nie pomogła. Premier Japonii w przyszłym tygodniu przyjmie dymisję Nakagawy.

Takie polityczne seppuku nad Wisłą jest niemożliwe. Nie znam ani jednego przypadku honorowej dymisji. I co ciekawe - dotyczy to wszystkich, bez wyjątku, "reprezentantów narodu". Kiedy w Sejmie pojawiła się podpita posłanka PiS Elżbieta Kruk i mruczała do kamer "coś tam coś tam", w obronę wziął ją niezastąpiony Jacek Kurski. - To niesprawiedliwe - tłumaczył. - Sam kiedyś widziałem ministra rządu Donalda Tuska nawalonego jak messerschmitt...

W grudniu ubiegłego roku do Kancelarii Sejmu wpłynęło pismo od właścicieli cypryjskiego hotelu. Oskarżali w nim dwóch posłów - Karola Karskiego i Łukasza Zbonikowskiego z PiS o zniszczenie po pijanemu dwóch wózków golfowych. Karski przysięgał, że brał tego dnia antybiotyki, więc jest oczywiste, że nie mógł pić alkoholu. Co więcej - poseł sugerował, że za aferą stoją... Rosjanie licznie odwiedzający Cypr. Poseł Zbonikowski również był niewinny, bo jest prawie abstynentem. Ale "Pomorska" ujawniła, że włocławski parlamentarzysta miał już kiedyś zabrane prawo jazdy za kierowanie autem po pijaku.

Samokrytycyzmem może pochwalić się tylko posłanka Prawa i Sprawiedliwości Nelly Rokita. Wprawdzie nie jest blondynką, ale jej wdzięk wręcz urzeka. Kilka miesięcy temu, jeszcze przed monachijską aferą z Lufthansą, wyznała: "Chciałabym być mądrzejsza i ładniejsza. Mam już trochę lat i, szczerze mówiąc, mam wrażenie, że jestem coraz głupsza"...

Słowo się rzekło. Kiedy skutego Jana Marię policja wyniosła z samolotu Lufthansy, notowania wizerunkowe ekscentrycznego małżeństwa natychmiast wzrosły. W sklepach pojawiły się koszulki z napisem "Ratunku, Niemcy mnie biją!", a dramatyczny okrzyk Jana Marii służy już tysiącom Polaków jako dzwonek telefonów komórkowych. "Incydent monachijski" przebił w mediach nawet miłosną historię z udziałem gwiazdora mediów, byłego premiera RP Kazimierza Marcinkiewicza. A furorę w internecie robi strona "Muppet Sejm" z udziałem polskich polityków. Gdzież więc my żyjemy?

W nowej - absolutnie wirtualnej rzeczywistości - kreowanej głównie przez media elektroniczne i tabloidy. Z tą różnicą, że bohaterów z "Big Brothera", różne Dody i Jolki Rutowicz z pełną premedytacją zastąpili politycy.

Swoją drogą i dziennikarze, twórcy tej ogłupiającej sieczki, wpadają czasem we własne sidła. Kilka dni temu telewizja TVN usunęła z internetu wpadkę znanego prezentera Kamila Durczoka. Widząc brudny stół zaczął przeklinać:"Nie wku... mnie. Od dwóch dni jest tak upier... ten stół tutaj. To jeszcze się to jakoś k... uchowało i ludzie tego nie widzą. Żeby ktoś dupsko ruszył i to wyczyścił... Jak tu g... będzie leżało na stole, też pokażesz?! Żeby tu k... się ktoś pojawił i to wyczyścił. Uje...ny farbą czy nie wiem czym"...

Ale co od biedy uchodzi dziennikarzowi - nie przystoi politykom. Poseł Janusz Palikot z Platformy zaproponował w ubiegłym roku, by wybudować Pomnik Polskiego Absurdu. Coś jest na rzeczy, ale mnie bardziej przekonuje satyryk Andrzej Mleczko, który w ostatniej "Polityce" pomieścił fantastyczny rysunek. Przedstawia on siedzącą małpę w krakowskiej czapce z pawim piórem. Podpis jest wymowny: "małpa.pl". To chybanajkrótsza recenzja naszej klasy politycznej (choć nie tylko). Warto więc od razu postawić kropkę nad "i". Politycy III RP, w pogoni za popularnością, zmierzają ku marketingowemu ideałowi o imieniu Doda. Do niedawna ta atrakcyjna blondynka - zupełnie pozbawiona głosu - była mistrzynią prowokacji i autokreacji. Kiedy przyznawano jej jakąś nagrodę, powiedziała mniej więcej to, co Nelly Rokita: "Bardzo długo zastanawiałam się, by powiedzieć coś mądrego i sensownego i nic nie wymyśliłam. Zresztą, obojętnie, co bym powiedziała, i tak by wyszło fiu-bździu. Ważniejsze jest przecież, że mam fajny tyłek, nogi i cudowne spojrzenie, gdy sobie patrzę w lusterko".

Samozachwyt to kolejna cecha naszych reprezentantów. Kiedy Tadeuszowi Cymańskiemu z PiS, który przerwał w Sejmie konferencję prasową lewicy, odbierano głos, ten wypalił: "Proszę nie przerywać... Kulturę w tej chwili ćwiczymy, a nie interesy polityczne!". Cymański to swego rodzaju Palikot PiS. W listopadzie na forum sejmowym wybuchła awantura. Cymański oskarżył posła PO Pawła Grasia, że ten chciał go... pobić. Potwierdził to swym autorytetem Jarosław Kaczyński. Do "próby pobicia" rzeczywiście doszło podczas debaty nad wotum nieufności dla minister zdrowia Ewy Kopacz. Cymański jak zwykle żywiołowo gestykulował i wygrażał palcem. - Coś pokrzykiwał i wymachiwał paluchem. Wstałem, podszedłem i powiedziałem, by się uspokoił i przestał wymachiwać palcem, bo mu go uszkodzę - przyznał Graś...

Polityczna menażeria

z ulicy Wiejskiej nie szczędzi nam atrakcji. Na palcach jednej ręki zliczyć można poważne debaty sejmowe na poważne tematy. Niekwestionowanym mistrzem pajacowania jest poseł PO Janusz Palikot. Niedawno "ojciec duchowy" słowa "palikotyzacja" - jak o sobie mawia - oświecił wyborców własną definicją tego pojęcia. Otóż palikotyzacja to... multimedialna forma przekazu używana do prezentacji ważnych spraw społecznych. Jej istotą jest używanie silnych hiperboli, z zastosowaniem narzędzi i zasad komunikacji współczesnych mediów. - To właśnie jest "palikotyzacja", a nie proste jak cep bon moty Jarosława Kaczyńskiego i ksenofobiczno-populistyczny język komunikatów jego zwolenników - tłumaczy z dumą największy intelektualista Platformy.

"Multimedialna forma przekazu" osiągnęła apogeum w październiku ubiegłego roku. Palikot pojawił się w telewizyjnym studiu z odciętym łbem świni dla prezesa PZPN Michała Listkiewicza. Może nie był to prosty jak cep zabieg piarowski, bo przypominał bardziej subtelną robotę rzeźnika. To był telewizyjny kicz, którym Palikot zakasował nawet samą Dodę Robaczewską.

Gdyby poseł PO z równą inwencją likwidował absurdalne przepisy w swojej sejmowej komisji - bylibyśmy już kilka lat dalej.
Niestety, mądrość naszych posłów spływa też niżej, do ministerstw. Niedawno w resorcie kultury opracowano biznesplan na 2009. W rubryce wydatków urzędnicy skrupulatnie umieścili liczbę przewidywanych zgonów (sic!) wielkich, mniejszych i przeciętnych twórców.

Z wyliczeń urzędników wynika, że plan pogrzebów polskich artystów na ten rok wynosi 75 sztuk. To średnia zgonoartystów z ostatnich kilku lat, podzielona na trzy grupy. Oto więc w 2009 roku zejdzie 25 artystów z najwyższej półki, 25 - ze średniej i tyluż z najniższej. Dla pierwszej grupy urzędnicy przewidzieli wieńce złożone z 60 kwiatów. Druga kategoria nieboszczyków musi zadowolić się małymi wieńcami z 40 kwiatów, zaś doczesnym szczątkom artystów mało znanych przysługuje bukiet z 30 kwiatów. Łącznie budżet pochówkowy ministerstwa kultury A.D. 2009 wynosi śmieszne 30 tysięcy złotych.

Wartością samą w sobie jest minister do spraw zwalczania korupcji, poseł Julia Pitera z PO. W słynnym "raporcie" z ubiegłego roku zdemaskowała niecne knowania poprzedniego rządu. Oto niejaki Marek Grobarczyk (który krótko pod koniec rządów PiS był ministrem rybołówstwa) zapłacił służbową kartą 8 zł i 16 groszy za 0,6 kilograma dorsza kupionego w sklepie Auchan 12 września. W rozliczeniu napisał, że dorsza kupił do... kontroli gatunku ryb i ich świeżości oraz przedstawienia odpowiednim władzom wyniku testu. Inny członek rządu PiS zapłacił kartą w kawiarni 104 zł, ale pisemnie zażądał zwrotu 140 zł, bo... dał napiwek.
Tego rodzaju "raportem" pani minister (!) do spraw zwalczania korupcji wystawiła świadectwo nie tylko swoim konkurentom politycznym, ale przede wszystkim - sobie i swojej partii.

Poseł Elżbieta Jakubiak z PiS, inna minister - niegdyś prezydencka - latem przeżyła koszmar. Rano, podczas trwającej sesji Sejmu, zamówiła służbowe auto. Kierowca czekał prawie godzinę, ale poseł nie przyszła. Pojawiła się w południe i zażądała, by zawieziono ją do centrum handlowego po sukienkę. Zdezorientowany dyspozytor zapytał, czy to na pewno wyjazd służbowy. I zaczęło się. "Jak on śmiał mnie o to pytać!" - denerwowała się Jakubiak. "Nie jest moim spowiednikiem i łaski mi nie robi. Jestem szefową komisji, a on podległym pracownikiem! Samochód to żaden luksus, tylko mój warsztat pracy. Po co kancelaria chce wiedzieć, gdzie jadę?" Dyspozytor już nie pracuje...

Najkrótszą recenzję klasie politycznej wystawił niedawno reżyser Witold Orzechowski. W"Rzeczpospolitej" napisał, że ci polityczni showmani to "reprezentatywna grupa wybrana przez polskie społeczeństwo, ale to o czymś świadczy. O czym? O strasznym prostactwie tego towarzystwa zwalczających się klik. O braku etyki, dobrego wychowania i honoru". Orzechowski przypomina też żenującą prawdę o niskim poziomie kultury naszego społeczeństwa:"Lepper podobał się nie tylko wieśniakom. Gdy po wygranych wyborach pojawił się w Sejmie, ustawione na korytarzu pracownice tego gmachu ochoczo biły mu brawo!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska