Wszelkie uroczystości na cmentarzu w Pińczacie mają od kilku miesięcy znacznie skromniejszą oprawę. Brakuje bowiem dzwonu, skradzionego przez "nieznanych sprawców" prawdopodobnie we wrześniu. Prawdopodobnie, bo samej kradzieży jakoś nikt od razu nie zauważył. Sprawa stała się głośna dopiero w październiku. Na początku tego miesiąca rozpoczęto bowiem, zaplanowany od wielu miesięcy, remont cmentarnej dzwonnicy. I wtedy wyszło na jaw, że w dzwonnicy nie ma dzwonu.
- Sprawę zgłosiliśmy policji, ale podjęte przez nią czynności nie doprowadziły ani do ujęcia złodziei, ani też do odzyskania dzwonu - mówi Zdzisław Koziński, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej w Urzędzie Miasta. - W tej sytuacji wystąpiłem do spółki "Zieleń Miejska" z wnioskiem o odkupienie dzwonu.
To wreszcie ta firma jest odpowiedzialna za niedopilnowanie powierzonego jej mienia. Szacunkowy koszt dzwonu o takiej wysokości i średnicy jak ten skradziony, to siedem i pół tysiąca złotych. Do tego należy jeszcze doliczyć koszty elektrycznego napędu, który podczas kradzieży został prawdopodobnie uszkodzony.
Sprawa dzwonu bardzo interesuje włocławską radną Małgorzatę Kowalczyk-Przybytek. - Często odwiedzam cmentarz w Pińczacie, bo są tam pochowani moi bliscy - mówi radna. - Brak dzwonu zauważyłam sama, zaraz po tym, gdy panie sprzedające obok cmentarza kwiaty i znicze poinformowały mnie, że z dzwonnicy nie dochodzą żadne odgłosy. Wtedy jeszcze nie byłam pewna, czy chodzi o kradzież, czy może o zwykłą konserwację. Dlatego podczas sesji Rady Miasta zapytałam o tę sprawę.
Jeszcze w grudniu Wydział Gospodarki Komunalnej włocławskiego magistratu skierował do "Zieleni Miejskiej" pismo, domagające się odkupienia dzwonu. - Odpowiedzi wciąż nie mamy, sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że prezes "Zieleni Miejskiej" przebywa na długotrwałym zwolnieniu lekarskim - mówi naczelnik Zdzisław Koziński.
Na razie dzwonu nie odnaleziono, ale sprawa wcale nie jest przegrana, o czym świadczy przykład z Gliwic. W marcu 2006 roku na jednym z gliwickich złomowisk odnaleziono dzwon z kaplicy cmentarnej parafii pod wezwaniem św. Jakuba w Sośnicowicach. Skradziono go półtora roku wcześniej.