Zwyciężyliśmy, wynik poszedł w świat, za kilka lat nikt nie będzie pamiętał o stylu, ale dziś nie powinniśmy przejść obojętnie obok tego, co wydarzyło się wczoraj na Stadionie Narodowym. Dopisaliśmy sobie bowiem trzy punkty, na które po prostu nie zasługiwaliśmy. Cierpieliśmy wczoraj niesamowicie - zarówno piłkarze od grania, jak i kibice od oglądania tej gry. Gdyby tylko Ozbiliza nie sparaliżowała perspektywa zostania narodowym bohaterem Armenii, to gol Lewego z końcówki byłby jedynie trafieniem na otarcie łez.
Zabrakło nam wczoraj argumentów czysto piłkarskich i to jest chyba najbardziej niepokojący wniosek po meczu z, bądź co bądź, wybitnie przeciętnym rywalem. Po pierwsze - po Grzegorzu Krychowiaku z EURO nie ma w tym momencie nawet malutkiego śladu. Duże problemy z regularną grą brutalnie się na nim odbijają. I aż przykro na to patrzeć. Nasz jeszcze nie tak dawno niekwestionowany lider drugiej linii ewidentnie męczy się na boisku grając asekurancko, bez choćby nutki ryzyka, do najbliższego partnera. Brakuje tego automatyzmu i luzu, który pokazywał najpierw w eliminacjach do EURO 2016, a później już na samym turnieju. I o ile wtedy Grzesiek był kręgosłupem tej Reprezentacji, o tyle ostatnio ktoś nam ewidentnie ten kręgosłup przetrącił.
Po drugie Teodorczyk. Kopanie leżącego nie jest fajne, ale co poradzić? Wszyscy krzykacze, którzy po Kazachstanie krzyżowali Nawałkę za niewpuszczenie napastnika Anderlechtu w miejsce słabo grającego wtedy Milika, otrzymali wczoraj odpowiedź od samego zawodnika. Właściwie to dostali piąchą w twarz, bo Teodorczyk więcej na boisku przeszkadzał, niż pomagał. Przez prawie 90 minut zanotował trzy udane zagrania, z czego dwa między 28. a 30. minutą meczu, kiedy to wymusił dwa faule Andoniana, za co chłop powędrował pod wcześniejszy prysznic. A trzecie wspomniane udane zagranie to szybkie zbiegnięcie do linii bocznej, kiedy na zmianę czekał już Kamil Wilczek. Zaraz ktoś napisze: "ale jak to!? Przecież ładnie odegrał piętką do Rybusa i umożliwił mu strzał! Wyłożył piłkę Krychowiakowi!" Super. Gratulacje. Nie negujemy, ale jeśli w starciu z anonimowymi zawodnikami Armenii poważnemu ponoć napastnikowi postawimy poprzeczkę na wysokości kostek, to równie dobrze moglibyśmy chwalić Fabiańskiego za założenie rękawic. Różnica między Teodorczykiem i Milikiem jest dziś NIEWYOBRAŻALNA i transparent z napisem "Arek wracaj szybko!", który pojawił się wczoraj na Narodowym, powinien być najlepszym komentarzem do tych bezsensownych dywagacji.
"Teo" twierdzi jednak inaczej: Nie było najgorzej, choć piłka mnie do końca nie szukała
Źródło: TVN24/X-news
Prawda jest taka, że mieliśmy w tym spotkaniu po prostu gigantyczne szczęście. Szczęście, że mamy Roberta Lewandowskiego. Takiego napastnika zazdrości nam cały świat. Nie dość, że strzela jak z karabinu, to jeszcze zasuwa na całej długości i szerokości boiska co najmniej za dwóch. Jakby na chłodno to wszystko przekalkulować, to tak naprawdę nie zrobił niczego wybitnego - świetny piłkarz zagrał po prostu dobry mecz na tle bardzo przeciętnego rywala i różnica poziomów uwydatniła się sama. Problem w tym, że "Lewy" zaprezentował poziom nieosiągalny wczoraj dla któregokolwiek z naszych zawodników. Odstawił ich na trzy długości i żaden nawet nie spróbował go dogonić.
W Kazachstanie otrzymaliśmy nauczkę. Mecz z Danią pokazał, że zadania domowego zbyt pilnie nie odrobiliśmy. Armenia z kolei udzieliła nam ostrych korepetycji. Czas najwyższy wyciągnąć z nich te osławione wnioski i wziąć się mocno do roboty, bo na horyzoncie już rysuje się bardzo trudny listopadowy wyjazd do Bukaresztu.
Zobacz także:
Memy o Polska - Dania: Pojawia się i znika, taka rola Grosika! [GALERIA]
VIPy na meczu Polska - Dania [ZDJĘCIA]
Zdjęcia z meczu Polska - Dania [GALERIA]